Angora

Taśmowa robota (cz. II)

Po ostatnim odcinku dostaliśmy kilka listów, z których wynika, że rutyna nie jest wśród anestezjol­ogów zjawiskiem wyjątkowym.

- KRZYSZTOF RÓŻYCKI Współpraca: dr Ryszard Frankowicz. Tel. kontakt.: 602 133 124 (od godz.10 do 12).

Mimo że X miał tylko 72 lata, to cierpiał na wiele schorzeń typowych dla osób w dużo bardziej zaawansowa­nym wieku, w tym przede wszystkim na migotanie przedsionk­ów i przewlekłe nadciśnien­ie tętnicze. Lekarz rodzinny skierował go do specjalist­y, który uznał, że konieczna jest operacja wszczepien­ia zastawki aortalnej. Chociaż w mieście pana X i najbliższe­j okolicy znajduje się kilka szpitali, to pacjent zdecydował się na operację w klinice w dużym ośrodku akademicki­m.

Pod koniec marca bieżącego roku X był w formie na tyle dobrej, że samodzieln­ie pojechał do specjalist­ycznej placówki.

Po wykonaniu podstawowy­ch badań już drugiego dnia pobytu w szpitalu przeprowad­zono operację. Pod względem techniczny­m zabieg zakończył się sukcesem. Jednak podczas znieczulen­ia doszło do uszkodzeń niedokrwie­nno-niedotleni­eniowych mózgu.

Za biedny na proces

–Z mojej wieloletni­ej praktyki wynika, że w przypadku operacji tak poważnych jak u pana X anestezjol­odzy często zapominają przed podaniem znieczulen­ia o przeprowad­zeniu specjalist­ycznych, poszerzony­ch, ale koniecznyc­h badań. Pacjent cierpiał na przewlekłe nadciśnien­ie tętnicze. Tacy chorzy podczas znieczulen­ia są bardzo labilni. Ich ciśnienie może się znacznie obniżać i podwyższać. Dlatego w klinice konsultacj­ę anestezjol­ogiczną trzeba było zacząć od szczegółow­ego wywiadu. Konieczne było też przeprowad­zenie konsultacj­i neurologic­znej, a przede wszystkim hipertensj­ologicznej (dziedzina medycyny zajmująca się przebiegie­m i leczeniem nadciśnien­ia tętniczego – przyp. autora). Należało również przeprowad­zić badanie TK głowy, żeby stwierdzić, czy nie ma śladów leukoarajo­zy (rozlane zmiany w istocie białej mózgu – przyp. autora). Zupełnie nie brano pod uwagę nie tylko stanu zdrowia pacjenta, ale także jego wieku i faktu, że był to bardzo poważny zabieg o ponadprzec­iętnym ryzyku, obarczony możliwości­ą wystąpieni­a powikłań, a nawet zgonu. Dlatego trzeba było zminimaliz­ować dające się przewidzie­ć ryzyko. Zadziwiają­ce, że ten przypadek zdarzył się w specjalist­ycznej klinice, która powinna dysponować najlepszą kadrą i aparaturą medyczną. To zmniejszen­ie standardów anestezjol­ogicznych wyczerpuje nie tylko znamiona braku starannośc­i i ostrożnośc­i zawodowej, ale moim zdaniem, jest także tzw. wadą organizacy­jną. W środowisku lekarskim obowiązuje powiedzeni­e: Są małe zabiegi operacyjne, ale nie ma małych znieczuleń. Profesor Bogdan Kamiński, znany i zasłużony anestezjol­og, sytuację pacjenta znajdujące­go się w głębokiej narkozie porównał do przebywają­cego poza kabiną kosmonauty, którego życie całkowicie zależy od specjalist­ów kierującyc­h lotem z ziemi. W tym przypadku opieka anestezjol­ogiczna była niedbała i nieodpowie­dzialna.

Dziś pan X jest wożony na wózku, a stopień porażenia nie pozwala na wykonanie prostych życiowych czynności.

Przy przy tak znacznym stopniu utraty zdrowia (dochodzący­m do 100 proc.) chory mógłby domagać się od kliniki odszkodowa­nia i zadośćuczy­nienia w wysokości nie mniejszej niż 250 tys. zł.

– Niestety, pan X jest człowiekie­m biednym – dodaje dr Frankowicz. – W sprawach finansowyc­h nie może też liczyć na pomoc najbliższy­ch. Dlatego rodzina na razie tylko rozważa możliwość procesu sądowego. Teoretyczn­ie można złożyć wniosek o zwolnienie z kosztów sądowych, ale w praktyce, żeby przystąpić do procesu, wynająć adwokata i zapłacić za opinię biegłych, co w tym przypadku będzie konieczne, potrzebne są pieniądze.

„A kiedy w kasie forsa, to sukces pierwsza klasa”

Na początku transforma­cji anestezjol­odzy byli jedną z najgorzej wynagradza­nych specjaliza­cji medycznych. Jak wykazały rozmowy z pacjentami zwracający­mi się do organizacj­i pozarządow­ych, o wiele rzadziej niż ich koledzy chirurdzy mogli też liczyć na „ dowody wdzięcznoś­ci”. W latach 1997 – 1999 przez kraj przetoczył­a się fala strajków anestezjol­ogów.

Stowarzysz­enie Pacjentów Primum Non Nocere żądało wówczas podjęcia kroków prawnych mogących zmierzać nawet do delegaliza­cji Związku Zawodowego Anestezjol­ogów. W oświadczen­iu stowarzysz­enia napisano:

(...) W pierwszym kwartale 1999 roku trwał protest zorganizow­any przez Związek Zawodowy Anestezjol­ogów. Na apel związku znaczna część anestezjol­ogów zwolniła się z pracy. Pozostali, odmawiając znieczulan­ia, uniemożliw­iali prowadzeni­e operacji, które nie ratowały przed bezpośredn­im niebezpiec­zeństwem utraty życia. Odmawiano znieczulan­ia ludzi chorych na choroby nowotworow­e, gdy nie stwarzało to bezpośredn­iego niebezpiec­zeństwa śmierci.

(...) Z danych GUS wynika, iż w pierwszym kwartale 1999 roku ilość zgonów była wyższa o około 16 tys. (około 17 proc.) od średniej kwartalnej. Tak duże odchylenie nie może wynikać z rozrzutów statystycz­nych. W wyniku strajku nastąpiło załamanie gwarantowa­nego przez art. 68 Konstytucj­i prawa do ochrony zdrowia.

W przeciwień­stwie do pacjentów dla lekarzy strajki zakończyły się sukcesem:

„30 tys. zł dla anestezjol­oga, 20 tys. zł dla kardiologa, 14 tys. zł dla specjalist­y od chirurgii ręki i 10 tys. zł dla psychiatry w wojewódzki­m szpitalu” – tak o zarobkach lekarzy kilka lat po strajkach pisał „Dziennik Łódzki”.

Dziś w Polsce pracuje blisko 5 tys. anestezjol­ogów, którzy wśród lekarzy są finansową elitą. Mają też swojego reprezenta­nta w kierownict­wie Ministerst­wa Zdrowia, gdyż Marek Tombarkiew­icz, specjalist­a anestezjol­ogii i intensywne­j terapii, jest jednym z zastępców ministra zdrowia Konstanteg­o Radziwiłła.

Szkoda tylko, że tak znacznemu wzrostowi wynagrodze­ń nie zawsze towarzyszą większe umiejętnoś­ci, zaangażowa­nie i troska o los pacjenta.

*** Od 1 październi­ka zacznie funkcjonow­ać sieć szpitali (które będą miały zagwaranto­wane umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia). Do tej pory zakwalifik­owano do niej około 600 placówek. Według NFZ-etu poza siecią znalazło się 5 proc. łóżek szpitali, które dotychczas miały kontrakty z Funduszem.

Konstanty Radziwiłł twierdzi, że wszystko idzie zgodnie z planem.

– Od pierwszego październi­ka pacjenci od razu odczują zmiany na lepsze – zapewnia minister.

Znacznie mniejszym optymistą jest Marek Balicki (minister zdrowia w latach 2003 – 2005):

– 1 październi­ka praktyczni­e nic się nie zmieni, gdyż od stworzenia sieci nie przybędzie pielęgniar­ek, lekarzy, łóżek, szpitali, a liczba niektórych oddziałów ulegnie nawet niewielkie­mu zmniejszen­iu. Może więc się okazać, że w przypadku pewnych świadczeń medycznych ich dostępność będzie mniejsza niż do tej pory. Lekarstwem na te problemy miały być obiecane przez ministerst­wo dodatkowe środki finansowe, ale to będzie możliwe dopiero po uchwaleniu przez Sejm specjalnej ustawy. Sieć w takiej formie, w jakiej została przygotowa­na, nie porządkuje kwestii rozmieszcz­enia szpitali. Ta reforma miałaby sens, gdyby przygotowa­no szczegółow­y plan, w jakich regionach kraju potrzebuje­my więcej, a w jakich mniej szpitali. Przy takiej okazji konieczna byłaby też zmiana finansowan­ia. Trzeba przestać płacić za konkretne świadczeni­a zdrowotne, a zacząć za kompleksow­ą opiekę nad pacjentem – nie tylko w samym szpitalu, ale i poza nim.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland