„Gangsta” jak nie wiem co
Pomyłkowe interwencje policji zdarzają się wszędzie, drzwi do innych, niż zamierzali mieszkań wyważali nawet funkcjonariusze elitarnych jednostek Centralnego Biura Śledczego i grupy antyterrorystycznej. Sprawa rodziny Toczyskich z Siedlec jest jednak inna
Blok typowy (pięć pięter plus parter), ale rodzina Toczyskich jest w sytuacji rzadko spotykanej: w jednej klatce zajmuje dwa mieszkania. Na drugim piętrze pan Tadeusz (rencista, dorabia w ochronie) z żoną Elżbietą (rencistka) i dorosłą córką Eweliną (studentka); dwa piętra nad nimi w identycznym lokalu kuzynka Maria. To właśnie ona zaniepokojona pukała 23 października zeszłego roku do mieszkania Eli i Tadka: – Czy ktoś u was mnie szukał, bo jacyś nieznani ludzie na klatkę weszli i długo pukali do mojego mieszkania. Pytałam, bo się boję, w ciągu dnia często jestem sama w domu.
Marii nie ma się co dziwić: dopiero wszystkie media trąbiły o rozbitym w Trójmieście, a działającym w całym kraju gangu fałszywych policjantów, którzy podając się za funkcjonariuszy CBŚ i dzwoniąc do mieszkań, wyłudzali pieniądze m.in. od starszych osób. Tadeusz Toczyski o nieznanych ludziach dobijających się do mieszkania Marii nie wiedział jednak nic. Dowiedział się dwa dni później.
Ludzie, dzwońcie na policję
Ewelina: – W domu byli rodzice, a ja wróciłam z uczelni, kiedy zadzwonił domofon. Nim otworzyłam, ktoś wszedł już na klatkę, zdążyłam przez wizjer zobaczyć kobietę i faceta szybko idących na górę, gdzie mieszka ciocia. „Tato, chodź!” – zawołałam i poszłam na górę w kapciach i koszulce. Na górze zobaczyliśmy tych dwoje, jak walą z całej siły do mieszkania cioci. Zapytałam, kogo szukają i czego chcą, bo tu mieszka moja chrzestna Maria Chromińska i nie ma jej w domu. Facet na to: „Jesteśmy z policji”, machnął mi czymś przed nosem i szybko schował. Kobieta miała rozbiegane oczy i taki zdziwiony wyraz twarzy. Tadeusz: – Wyczułem, że coś jest nie tak, bo ani mundurów, ani wyjaśnienia, o co chodzi, więc pytam, czy mają jakiś nakaz przeszukania? Burknęli, że „nie muszą mi pokazywać”, no to ja pewny – jak nic oszuści. Ewelina: – Natychmiast krzyknęłam do nich „dzwonię na policję!” i próbowałam po schodach zbiec w dół do naszego mieszkania. Wtedy ten facet złapał mnie, a kiedy próbowałam się wyrwać bandycie, chwycił mnie ręką od tyłu i zaczął dusić. Wtedy już tylko krzyczałam: „ratunku!”, „pomocy!” i „ludzie, dzwońcie na policję!”. Tadeusz: – Próbowałem rękę napastnika odciągnąć od córki, a ta kobieta stała na schodach i gdzieś dzwoniła. Usłyszałem, że mówi: „biją naszych” i „Pawła biją”. Jakoś w tym czasie sąsiad przyszedł i próbował nam pomóc, bo też był przekonany, że to napad. Ewelina: – Facet mnie trzyma za szyję i coś mówi, że musi mnie wylegitymować, ale nie puszcza, choć dowód mam przecież w domu. Mówi, że ze mną musi do mieszkania iść. Myślę: „Boże, gangsta jak nie wiem co!”. Próbuję się jakoś bronić i kombinuję – jak to kobieta – czy da się uderzyć napastnika w krocze. – Trafiła pani? – Tak, pięścią, ale się nie przyznał. Później, na przesłuchaniu, przeinaczył i mówił, że to tatko w brzuch go bił pięściami. Miał trochę pecha: kiedyś ćwiczyłam kick-boxing. W końcu wyrwałam mu się, a on wyciągnął coś z tyłu spodni, chyba jakieś kajdanki. Wybiłam je szybko kopniakiem, aż na półpiętro spadły i uciekłam do mamy, do mieszkania. Elżbieta: – Wpada córka z płaczem i krzyczy: „Wzywać policję!”, mąż z korytarza woła to samo. Wykręcam numer alarmowy: „Mordują, przyjeżdżajcie szybko!”, byłam przerażona. Zamiast iść potem do męża na górę, w nerwach na dół zbiegłam i mordę z przeproszeniem przez drzwi darłam: „Ludzie, pomocy!”. Ale żadnego policjanta – niestety – nie zobaczyłam.
W akcję na piętrze oprócz sąsiada włączyła się też jedna z sąsiadek: – Kiedy słyszałam wołanie o pomoc i zobaczyłam, że jakiś facet barczysty szarpie Ewelinkę, pomyślałam, że to napad. Kiedy uciekła, przyjrzałam się i zobaczyłam, że na jego szyi coś wisi, jakby legitymacja. Byłam w mniejszych nerwach od sąsiadów i przeszło mi przez myśl, że może być policjantem. Ta druga gdzieś dzwoniła i mówiła, że „trzeba powiadomić starego”, wtedy zrozumiałam, że i ona może być policjantką. Największe pretensje mam właśnie do niej: jednym słowem mogła ugasić sytuację, mówiąc: „Spokój, jesteśmy z policji”, i pokazując legitymację.
Dopytuję: – Z zeznań wynika, że mężczyzna policjant miał na szyi legitymację. Nie widzieliście jej? Tadeusz: – Nie dostrzegłem. Prawdopodobnie dlatego, że on stał na wysokości okna, a my przed nim. W świetle nie było nic widać. Przez moment miałem takie uczucie, że to może prawdziwa policja, ale to złapanie córki nagle bez powodu i duszenie... Od razu myśl, że to muszą być bandyci, bo tak się przecież policjant nie zachowuje.
A kobieta żadnej legitymacji nie miała, później w zeznaniach wyszło, że niby była pod kurtką.
Wie pan, my jesteśmy zwykli, spokojni ludzie. Nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z policją: żadnego mandatu, żadnego „świadkowania” nawet nie było. Ewelina: – Tatko wyraźnie mówił: „Tu mieszka moja siostra Maria Chromińska”. Jeśli ta policjantka miałaby w głowie trochę oleju, od razu wyjaśniłaby sprawę, że to pomyłka.