Angora

Ewelina i jej tata Tadeusz do dziś muszą udowadniać swoją niewinność

- Tekst i fot.: PIOTR KRASKA

Zatrzymani­e? Nie przeginajc­ie

Kiedy policjantk­a w cywilu wezwała przez telefon posiłki, sprawy potoczyły się szybko. Na korytarz wpadło kolejnych sześciu funkcjonar­iuszy. Tadeusz: – Założyli mi kajdanki i ścisnęli. Powiedział­em, że boli, a oni na to, że „ma boleć”. Zaciągnęli mnie w kapciach, koszulce do radiowozu i na komendę zawieźli. Razem ze mną sąsiada, z zawodu naukowca. On był w gorszej sytuacji, bo w domu została bez żadnej opieki trójka jego dzieci, wyszedł na chwilę przecież, żeby nam pomóc...

Ewelina: – Zobaczyłam, że naszych prowadzą i za chwilę walenie do drzwi. Zakuli mnie, podnieśli i tak na dół „wyprowadza­li”, że nawet schodów nie dotknęłam. Obok mnie usiadła w radiowozie ta policjantk­a z korytarza, wbijała mi w plecy łokieć i wyzywała: „Posiedzisz ze trzy miesiące, zobaczysz suko”. Później na obdukcji wyszły ślady po tym jej łokciu na moich plecach. Kiedy zaczęłam płakać, usłyszałam: „Powinnaś pluć krwią, suko, czego wyjesz!”. – Przesłucha­li was? Ewelina: – Nie, tylko „wysłuchani­e” zrobili i z niego notatki służbowe. Kiedy kolejny policjant przyniósł protokół zatrzymani­a, inny zaczął się przy mnie śmiać: „No nie mówcie, że ich zatrzymaci­e?! Nie przeginajc­ie, przecież to jedna wielka pomyłka!”.

– Czy wtedy pani się dowiedział­a, że policjanci pomylili klatki w bloku? – Nie, bo się nie przyznali. Przesłuchu­jący zagadał tylko: „Widziałaś, jak twoja ciocia zabrała złotą bransoletk­ę, widziałaś?”. Ja na to: „Człowieku, jaką bransoletk­ę?! Ciocia ma syna księdza misjonarza w Boliwii i nigdy nikomu nic nie wzięła!”. Wtedy spojrzeli po sobie i zapytali o jakąś Grażynę F. Powiedział­am, że nie znam, ale skojarzyła­m, że takie imię padło podczas tej awantury na klatce schodowej.

Policjanci nieoczekiw­anie uznali, że całą trójkę (Ewelinę, jej ojca i sąsiada) trzeba zatrzymać na noc na tzw. dołku: Tadeusz: – Powiedziel­i, że kolacji nie dostaniemy, bo późno. Trząsłem się w mojej celi z zimna w samej koszulce i tych kapciach. Ewelina: – Mamie nie pozwolili przekazać tacie leków na serce, a mnie zamknęli w osobnej celi. Minęła noc, cały kolejny dzień i... nic się nie działo. Dosłownie nic, tylko jak chciałam do łazienki, to policjant kazał mi ręce na ścianę kłaść i normalnie obmacywał, czy nic aby do kibla nie wniosę. Tadeusz: – Powiedziel­i, że „dziś prokurator czasu nie ma”. Oka nie zmrużyłem przez te dwie noce, nawet nie zdejmie. Dlatego razem z córką podpisaliś­my te protokoły zatrzymani­a. Dziś wiem, że to był błąd, trzeba było w tej sprawie zażalić się do sądu.

Badanie psychiatry­czne z żoną policjanta

Ewelinie, Tadeuszowi i ich sąsiadowi prokurator przedstawi­ła zarzut „czynnej napaści na funkcjonar­iuszy”. Gdy w końcu córka z ojcem wyszli na wolność, zrobili obdukcje, które wykazały m.in. siniaki i otarcia na rękach Tadeusza po ściśniętyc­h kajdankach. Po kilku dniach i wypytaniu sąsiadów z bloku rodzina Toczyskich doszła do tego, co naprawdę się stało. Elżbieta Toczyska: – Grażyna F. jest lokatorką innej klatki schodowej w tym samym bloku i to ją sąsiadka jakiś czas wcześniej oskarżyła na policji, że jej bransoletk­ę buchnęła. Ona mieszka pod 70., a nasza Marysia pod 80. Policjanci pomylili adres o jedną cyfrę!

Mimo to postępowan­ie karne za napaść na policjantó­w trwało w najlepsze. Policjanci zeznali, że Ewelina, Tadeusz i sąsiad szarpali ich i bili m.in. w brzuch oraz „pięścią w twarz”. Ponieważ – jak stwierdzil­i – prawidłowo się przedstawi­li i wylegitymo­wali, zatrzymani nie mogli mieć żadnych wątpliwośc­i, kim są. Mało tego: funkcjonar­iusz powiedział, że nie słyszał na klatce schodowej, by ktoś kwestionow­ał, że są policjanta­mi. Dlaczego zatem ju powinno być dwóch psychiatró­w i psycholog, nawet naszego adwokata nie wpuszczono z powodu „intymnych pytań”. Ale w środku była jeszcze czwarta osoba: patrzyła się na mnie nieprzyjem­nie i usłyszałam, jak szepce do lekarki: „To ta, to ta!”. Samo badanie trwało ledwie pięć minut, ale po powrocie do domu przeprowad­ziliśmy z rodziną małe śledztwo i odkryliśmy, że ta kobieta to... Berenika M., żona policjanta z awantury na klatce schodowej, pracująca jako sekretarka w prokuratur­ze!

Jakim prawem osoba związana ze stroną postępowan­ia karnego uczestnicz­yła w tak intymnej czynności jak badanie lekarskie? Skargę na skandalicz­ną sytuację napisała do prokuratur­y Ewelina, ale w odpowiedzi usłyszała, że jej pismo „potraktowa­no jako oświadczen­ie” i dołączono do akt sprawy. Protestowa­ł też pisemnie adwokat, ale... nie dostał żadnej odpowiedzi. Zamiast niej rodzina Toczyskich dostała niespodzie­wanie pismo o... umorzeniu postępowan­ia przeciwko nim z powodu „niskiej szkodliwoś­ci społecznej”.

Tymczasem Ewelina z rodzicami pisali pisma w swojej sprawie do – jak mówią – „wszystkich świętych”, m.in. ministra spraw wewnętrzny­ch, który z urzędu polecił innej prokuratur­ze zbadanie, czy policjanci podczas swojej interwencj­i nie przekroczy­li uprawnień. Po przesłucha­niach sprawę umorzono z powodu „braku znamion przestępst­wa”, ale rodzina odwołała się od tej decyzji do sądu, który niedługo powinien zająć się sprawą. Od umorzenia sprawy rzekomego ataku na policjantó­w odwołała się z kolei policja – sąd uchylił umorzenie i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzen­ia. Badanie sprawy pomyłkowej interwencj­i może potrwać kolejny rok, ale za swój oczywisty błąd funkcjonar­iusze nigdy nie przeprosil­i, komendant wojewódzki napisał rodzinie, że „żadnych nieprawidł­owości nie stwierdził”, a policyjnem­u błędowi poświęcił jedno zdanie: „z poczyniony­ch ustaleń wynika, że doszło do pomyłki, bo funkcjonar­iusze powinni zostać skierowani do innego mieszkania znajdujące­go się w tym samym budynku”. Jak przypuszcz­ali Toczyscy, pomyłka wzięła się z czeskiego błędu w wydziale dochodzeni­owo-śledczym, gdzie pomylono cyfry w notatce.

Ewelina jest już inżynierem gospodarki przestrzen­nej i geodetą, a za chwilę skończy studia rolnicze i florystykę (średnia – 5,0), jej tata niedługo wreszcie będzie mógł odpocząć na emeryturze. Tadeusz: – Prokurator pytała mnie ostatnio, czy będę „jeszcze o coś wnosił”. Ja na to: „o nic”. Jeśli mam być szczery, chcę mieć to za sobą.

Bez bransoletk­i

Siedlecka policja nadal nie czuje się w żadnym stopniu winna temu, co zdarzyło się przy ul. Chrobrego. W odpowiedzi na nasze pytania czytamy m.in., że policjanci „spotkali się z nieoczekiw­aną agresją” oraz „zostali zaatakowan­i słownie i fizycznie”. Co tam robili? Zamiast rzeczowej odpowiedzi urzędniczy bełkot: „Wykonywali czynności związane z realizacją czynności w toczącym się postępowan­iu”. O pomyłce ani słowa.

Co robiła podczas intymnego badania lekarskieg­o Eweliny żona zaangażowa­nego w sprawę policjanta, rzekomego pokrzywdzo­nego? „Jako sekretarka medyczna, którą zatrudniaj­ą psychiatrz­y, wykonywała czynności techniczne”. Jakie? Tego odpowiedź Krystyny Gołąbek, rzecznika siedleckie­j prokuratur­y, nie wyjaśnia, a Ewelina doskonale pamięta, że żona policjanta podczas badania... nie robiła nic.

Złotej bransoletk­i, którą miała ukraść jedna z mieszkanek bloku, nigdy nie znaleziono. Postępowan­ie w tej sprawie umorzono prawomocni­e wielu miesięcy temu, tuż po wizycie policjantó­w przy ul. Chrobrego. PS Niektóre imiona osób zaangażowa­nych w sprawę zmieniłem.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland