Ewelina i jej tata Tadeusz do dziś muszą udowadniać swoją niewinność
Zatrzymanie? Nie przeginajcie
Kiedy policjantka w cywilu wezwała przez telefon posiłki, sprawy potoczyły się szybko. Na korytarz wpadło kolejnych sześciu funkcjonariuszy. Tadeusz: – Założyli mi kajdanki i ścisnęli. Powiedziałem, że boli, a oni na to, że „ma boleć”. Zaciągnęli mnie w kapciach, koszulce do radiowozu i na komendę zawieźli. Razem ze mną sąsiada, z zawodu naukowca. On był w gorszej sytuacji, bo w domu została bez żadnej opieki trójka jego dzieci, wyszedł na chwilę przecież, żeby nam pomóc...
Ewelina: – Zobaczyłam, że naszych prowadzą i za chwilę walenie do drzwi. Zakuli mnie, podnieśli i tak na dół „wyprowadzali”, że nawet schodów nie dotknęłam. Obok mnie usiadła w radiowozie ta policjantka z korytarza, wbijała mi w plecy łokieć i wyzywała: „Posiedzisz ze trzy miesiące, zobaczysz suko”. Później na obdukcji wyszły ślady po tym jej łokciu na moich plecach. Kiedy zaczęłam płakać, usłyszałam: „Powinnaś pluć krwią, suko, czego wyjesz!”. – Przesłuchali was? Ewelina: – Nie, tylko „wysłuchanie” zrobili i z niego notatki służbowe. Kiedy kolejny policjant przyniósł protokół zatrzymania, inny zaczął się przy mnie śmiać: „No nie mówcie, że ich zatrzymacie?! Nie przeginajcie, przecież to jedna wielka pomyłka!”.
– Czy wtedy pani się dowiedziała, że policjanci pomylili klatki w bloku? – Nie, bo się nie przyznali. Przesłuchujący zagadał tylko: „Widziałaś, jak twoja ciocia zabrała złotą bransoletkę, widziałaś?”. Ja na to: „Człowieku, jaką bransoletkę?! Ciocia ma syna księdza misjonarza w Boliwii i nigdy nikomu nic nie wzięła!”. Wtedy spojrzeli po sobie i zapytali o jakąś Grażynę F. Powiedziałam, że nie znam, ale skojarzyłam, że takie imię padło podczas tej awantury na klatce schodowej.
Policjanci nieoczekiwanie uznali, że całą trójkę (Ewelinę, jej ojca i sąsiada) trzeba zatrzymać na noc na tzw. dołku: Tadeusz: – Powiedzieli, że kolacji nie dostaniemy, bo późno. Trząsłem się w mojej celi z zimna w samej koszulce i tych kapciach. Ewelina: – Mamie nie pozwolili przekazać tacie leków na serce, a mnie zamknęli w osobnej celi. Minęła noc, cały kolejny dzień i... nic się nie działo. Dosłownie nic, tylko jak chciałam do łazienki, to policjant kazał mi ręce na ścianę kłaść i normalnie obmacywał, czy nic aby do kibla nie wniosę. Tadeusz: – Powiedzieli, że „dziś prokurator czasu nie ma”. Oka nie zmrużyłem przez te dwie noce, nawet nie zdejmie. Dlatego razem z córką podpisaliśmy te protokoły zatrzymania. Dziś wiem, że to był błąd, trzeba było w tej sprawie zażalić się do sądu.
Badanie psychiatryczne z żoną policjanta
Ewelinie, Tadeuszowi i ich sąsiadowi prokurator przedstawiła zarzut „czynnej napaści na funkcjonariuszy”. Gdy w końcu córka z ojcem wyszli na wolność, zrobili obdukcje, które wykazały m.in. siniaki i otarcia na rękach Tadeusza po ściśniętych kajdankach. Po kilku dniach i wypytaniu sąsiadów z bloku rodzina Toczyskich doszła do tego, co naprawdę się stało. Elżbieta Toczyska: – Grażyna F. jest lokatorką innej klatki schodowej w tym samym bloku i to ją sąsiadka jakiś czas wcześniej oskarżyła na policji, że jej bransoletkę buchnęła. Ona mieszka pod 70., a nasza Marysia pod 80. Policjanci pomylili adres o jedną cyfrę!
Mimo to postępowanie karne za napaść na policjantów trwało w najlepsze. Policjanci zeznali, że Ewelina, Tadeusz i sąsiad szarpali ich i bili m.in. w brzuch oraz „pięścią w twarz”. Ponieważ – jak stwierdzili – prawidłowo się przedstawili i wylegitymowali, zatrzymani nie mogli mieć żadnych wątpliwości, kim są. Mało tego: funkcjonariusz powiedział, że nie słyszał na klatce schodowej, by ktoś kwestionował, że są policjantami. Dlaczego zatem ju powinno być dwóch psychiatrów i psycholog, nawet naszego adwokata nie wpuszczono z powodu „intymnych pytań”. Ale w środku była jeszcze czwarta osoba: patrzyła się na mnie nieprzyjemnie i usłyszałam, jak szepce do lekarki: „To ta, to ta!”. Samo badanie trwało ledwie pięć minut, ale po powrocie do domu przeprowadziliśmy z rodziną małe śledztwo i odkryliśmy, że ta kobieta to... Berenika M., żona policjanta z awantury na klatce schodowej, pracująca jako sekretarka w prokuraturze!
Jakim prawem osoba związana ze stroną postępowania karnego uczestniczyła w tak intymnej czynności jak badanie lekarskie? Skargę na skandaliczną sytuację napisała do prokuratury Ewelina, ale w odpowiedzi usłyszała, że jej pismo „potraktowano jako oświadczenie” i dołączono do akt sprawy. Protestował też pisemnie adwokat, ale... nie dostał żadnej odpowiedzi. Zamiast niej rodzina Toczyskich dostała niespodziewanie pismo o... umorzeniu postępowania przeciwko nim z powodu „niskiej szkodliwości społecznej”.
Tymczasem Ewelina z rodzicami pisali pisma w swojej sprawie do – jak mówią – „wszystkich świętych”, m.in. ministra spraw wewnętrznych, który z urzędu polecił innej prokuraturze zbadanie, czy policjanci podczas swojej interwencji nie przekroczyli uprawnień. Po przesłuchaniach sprawę umorzono z powodu „braku znamion przestępstwa”, ale rodzina odwołała się od tej decyzji do sądu, który niedługo powinien zająć się sprawą. Od umorzenia sprawy rzekomego ataku na policjantów odwołała się z kolei policja – sąd uchylił umorzenie i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Badanie sprawy pomyłkowej interwencji może potrwać kolejny rok, ale za swój oczywisty błąd funkcjonariusze nigdy nie przeprosili, komendant wojewódzki napisał rodzinie, że „żadnych nieprawidłowości nie stwierdził”, a policyjnemu błędowi poświęcił jedno zdanie: „z poczynionych ustaleń wynika, że doszło do pomyłki, bo funkcjonariusze powinni zostać skierowani do innego mieszkania znajdującego się w tym samym budynku”. Jak przypuszczali Toczyscy, pomyłka wzięła się z czeskiego błędu w wydziale dochodzeniowo-śledczym, gdzie pomylono cyfry w notatce.
Ewelina jest już inżynierem gospodarki przestrzennej i geodetą, a za chwilę skończy studia rolnicze i florystykę (średnia – 5,0), jej tata niedługo wreszcie będzie mógł odpocząć na emeryturze. Tadeusz: – Prokurator pytała mnie ostatnio, czy będę „jeszcze o coś wnosił”. Ja na to: „o nic”. Jeśli mam być szczery, chcę mieć to za sobą.
Bez bransoletki
Siedlecka policja nadal nie czuje się w żadnym stopniu winna temu, co zdarzyło się przy ul. Chrobrego. W odpowiedzi na nasze pytania czytamy m.in., że policjanci „spotkali się z nieoczekiwaną agresją” oraz „zostali zaatakowani słownie i fizycznie”. Co tam robili? Zamiast rzeczowej odpowiedzi urzędniczy bełkot: „Wykonywali czynności związane z realizacją czynności w toczącym się postępowaniu”. O pomyłce ani słowa.
Co robiła podczas intymnego badania lekarskiego Eweliny żona zaangażowanego w sprawę policjanta, rzekomego pokrzywdzonego? „Jako sekretarka medyczna, którą zatrudniają psychiatrzy, wykonywała czynności techniczne”. Jakie? Tego odpowiedź Krystyny Gołąbek, rzecznika siedleckiej prokuratury, nie wyjaśnia, a Ewelina doskonale pamięta, że żona policjanta podczas badania... nie robiła nic.
Złotej bransoletki, którą miała ukraść jedna z mieszkanek bloku, nigdy nie znaleziono. Postępowanie w tej sprawie umorzono prawomocnie wielu miesięcy temu, tuż po wizycie policjantów przy ul. Chrobrego. PS Niektóre imiona osób zaangażowanych w sprawę zmieniłem.