Kapitan Michał Wyganowski
wyprawy. Teraz zabrał nas, załogę składającą się z kilkorga Polaków, Chorwatki, nowozelandzkiego małżeństwa i polsko-nowozelandzkiego narzeczeństwa. Połączyła nas przygodność jak te krajobrazy intensywna. Jak przypływ i odpływ, co przychodzi i odchodzi, by dodać witalności naszym przeżyciom. Aż znużeni siadamy do kolacji pachnącej miodem, oliwą, resztką księżyca; po niej odpływamy do siebie, śniąc w kajutach osobne już światy. My z Mikaelem zostajemy w kokpicie, pod nagim niebem, i zanim na kilka godzin porzucimy stan jawy, wspomagamy ciało i umysł popularnym na Cykladach piwem o nazwie Alfa. Nad nami latarnie wszechświata, aw nas ta gęstniejąca zimna, spieniona Alfa. Tak podłączony do kosmicznej duchowości słucham opowieści kapitana.
O szaleńcach sprzedających dobytek, by kupić jacht i resztę życia spędzić na morzu. Jak ci Szwajcarzy, którzy nabyli żaglowiec należący jeszcze do księżnej Monaco Grace Kelly. Mieli awarię silnika i Mikael holował ich do portu. Innym razem w huraganie zerwał im się ster i wezwany sygnałem SOS tankowiec rzucił linę, do której przywiązani płynęli w sztormie tysiące mil. – Z kolei na Florydzie poznałem kloszardów, bezzębnych pijaczków, za jakich trzech groszy byś nie dał, a oni ze śmieci, butelek, puszek, starych desek zbudowali tratwę i przepłynęli nią Atlantyk – opowiada kapitan Wyganowski, który sam ryzykowne popełniał wyczyny, jak wyprawa kajakiem z Seattle na Alaskę. – Płynę spokojnie z przyjacielem Jayem, a przed moim kajakiem wynurza się wieloryb i przewraca na grzbiet. Jakby się przewrócił na mnie, toby mnie tu nie było. W innym miejscu było ich ze trzysta, wyczuwały nas, płynęły w naszym kierunku... Wiosłując wzdłuż klifowych brzegów Admiralty Island, namiot można rozbić jedynie u ujścia rzeki, a tam niedźwiedzie, których jest cztery razy więcej niż mieszkańców wyspy – pożerają łososie. Śpiąc w ich obecności, pocieszaliśmy się, że nas nie zjedzą, mając więcej lepszego żarcia w rzece.
Kapitan usnął. Gdy ziemia jeszcze raz się obróci, każe podnieść kotwicę i popłyniemy dalej, na Siros, stolicę Cyklad, na „wyspę światła”. No tak, światło też jest ruchem, ciemność jest ruchem, czas i przestrzeń są ruchem. Materia, antymateria, kwarki, struny, supersymetria i inne egzotyczne ingrediencje nauki są ruchem, nawet „Absolutne Maksimum” bez środka i obwodu Nim jest. Może dlatego w głowie mam modne słowo flow (przepływ). Skądinąd wiemy, że na początku było właśnie Słowo. Może OM, może ON. Język – on wyznacza granicę naszego świata, żeby przywołać ów błysk geniuszu Wittgensteina. I nie da się przekroczyć tej osobliwości, jak nie da się przekroczyć horyzontu czarnej dziury. Ale dlaczego nie próbować? Być-Gdzie-Indziej. Zawsze Alfa, nigdy omega. turkiewicz@free.fr