Balon z dziurami
– Występ polskich siatkarzy na niedawnych mistrzostwach Europy był klęską?
– Nie nazwałbym tego klęską. Działacze dmuchają w balon optymizmu, który ma dziury. Nie ma znaczenia, że byliśmy gospodarzami tej imprezy. Obecnie drużyna bez gwiazd nie jest w stanie osiągać wielkich sukcesów. – Zatem 10. miejsce to była dotkliwa porażka? – To właściwsze określenie. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że z zespołu mistrzów świata z 2014 roku praktycznie nic nie zostało. Nastąpiły olbrzymie zmiany w składzie reprezentacji siatkarzy. Pozostali ci, co tylko pomagali w zdobyciu mistrzostwa, doszli zaś głównie młodzi zawodnicy. Wprawdzie grał Bartosz Kurek, ale wydaje mi się, że on zatrzymał się w rozwoju, nie może się odnaleźć. Michał Kubiak jest znakomicie wyszkolony technicznie, ale nie ma potencjału, jest za niski, nie stanie się siatkarzem, na którym będzie można oprzeć grę reprezentacji. On może występować tylko obok znakomitych egzekutorów. Dawid Konarski błyszczał w rozgrywkach ligowych, ale w reprezentacji w innych realiach już tak stabilny, niestety, nie był. Jest grupa młodych chłopaków, ale Bartłomiej Lemański nie ma przecież żadnego doświadczenia, Mateusz Bieniek jest szybki w ataku, ale na bloku – dziura. Władze związku oczekują chyba zbyt wiele od tych chłopaków, a oni grają na miarę swoich możliwości. To nie jest złote pokolenie juniorów czy kadetów, tak jak ich poprzednicy.
– Obecnie znowu mamy mistrzów w kategorii juniorów...
– ...ale na ich sukcesy w gronie seniorów trzeba poczekać. Jest nadzieja, że będzie można stworzyć z grupy tych siatkarzy ciekawy zespół seniorów w najbliższych latach. Nie można jednak zmienić nagle całej reprezentacji i postawić na młodych chłopaków. To przecież przepaść. Im potrzeba bowiem doświadczenia, muszą mieć wokół siebie takich graczy, którzy byli już na ważnych imprezach seniorskich.
– Czeka nas zatem susza, jeśli o sukcesy?
– Regres jest prawdopodobny i trzeba być na to przygotowanym. Wiemy, jak ciężko wywalczyć medale w ważnych imprezach. Dochodzi przecież ogromna presja, młodym, nawet najzdolniejszym siatkarzom bardzo często trudno z takim obciążeniem sobie poradzić. Zmiana pokoleniowa w reprezentacji wymaga cierpliwości. Nie da się odbudować w krótkim czasie siły reprezentacji. Przykładowo – Francuzi też czekali długo na swe sukcesy.
– Włoski trener Ferdinando de Giorgi powinien nadal pracować z reprezentacją?
– Zadecydują pewnie najbliższe dni, a może nawet godziny. W ubiegłym tygodniu składał raport z kilkumiesięcznej pracy. Czekają go kolejne rozmowy z władzami związku. W Polsce okres pracy zagranicznych fachowców był konieczny, choćby po to, by zmieniła się mentalność działaczy. Szkoda, że przez wiele lat, kiedy opiekunami kadry byli Raul Lozano, Andrea Anastasi czy Stephane Antiga, nie przygotowano jednego albo dwóch naszych szkoleniowców do pracy z kadrą. W klubach prezesi też zatrudniają trenerów spoza Polski. Nie uważam, by nasi fachowcy byli gorsi, jestem przekonany, że mamy wielu zdolnych, którym warto zaufać i dać możliwość spokojnej pracy, zapewniając oczywiście takie same warunki jak tym z zagranicy. świata chodzi
– Potrzeba współczesnego Huberta Wagnera w roli trenera reprezentacji?
– Moim zdaniem warto zaufać polskim trenerom. Wagner wymagał bezwzględnego posłuszeństwa na zajęciach. Nie wiem, czy bardzo rygorystyczne zasady są dzisiaj potrzebne. Konieczne jest jednak wzajemne zrozumienie, o co chcemy walczyć i do czego dążymy, musi być jeden jasno określony cel. – Wasza drużyna taki cel miała. – I dlatego podporządkowaliśmy się twardym zasadom. Pracowaliśmy bardzo ciężko, ale wynikało to także z obowiązujących wtedy regulaminów gry. Punkty zdobywało się przecież tylko przy własnej zagrywce. Trzeba było być przygotowanym nawet na 5 godzin walki na boisku. Dzisiaj, jak mecz trwa 2,5 godziny, to uważa się, że to niezwykle długi pojedynek. Pod okiem Huberta Wagnera trenowaliśmy i po 9 godzin dziennie. Wtedy tak trzeba było robić, by sięgać po sukcesy. – Tym największym dla pana był... – ...olimpijski złoty medal w Montrealu w 1976 roku. Nasze zwycięstwa były sukcesami całego społeczeństwa. Wiadomo, żyliśmy w trudnych czasach, pod pewną kontrolą, wygrane dodawały otuchy i wiary, że jesteśmy w stanie wiele osiągnąć. Prezydent Aleksander Kwaśniewski powiedział przed laty, że rozpad Związku Radzieckiego rozpoczął się po wygranej polskich siatkarzy w finale – właśnie na igrzyskach w Kanadzie. – Decydujące spotkanie o złoto... – ...było niezwykłe. Zdobyć mistrzostwo olimpijskie to przecież największy honor dla sportowca. Mecz ze Związkiem Radzieckim przeszedł do historii. W Kanadzie, w tamtejszej telewizji, uznano go za wyjątkowy, pokazywano go bez przerw reklamowych, co było ewenementem.
– To było 5 setów fantastycznej walki, wielkich emocji.
– Znaliśmy swoją wartość, byliśmy przygotowani na trudny, wyczerpujący pojedynek. Było jednak wyczuwalne ogromne napięcie. Wagner miał kapitalne rozeznanie przeciwnika. To, co dzisiaj robi specjalny sztab analityków za pomocą komputerów, on przygotowywał sam. Siedział godzinami w hali, podglądał rywali. Miał swój system obserwacji, a co istotne – potrafił nam przekazać właściwe wnioski. – Finał w Montrealu miał niezwykły przebieg. – Mieliśmy nie tylko w głowach, ale i w nogach trudny pojedynek z Japonią. Nie minęły nawet 24 godziny od jego zakończenia. Meczu z Rosjanami nie rozpoczęliśmy najlepiej, widoczne było spowolnienie naszej gry. Przegraliśmy pierwszego seta, w drugim też gra nie układała się, nie mogliśmy znaleźć właściwego rytmu. Rywale liczyli na szybkie zakończenie, ale wyrwaliśmy bardzo ważny punkt po długiej wymianie. Zaczęliśmy wreszcie walczyć i dobrze, że wygraliśmy drugiego seta. To był zwrotny moment tego meczu, gdybyśmy przegrywali już 0:2, o mobilizację byłoby wyjątkowo trudno. Kolejny set dla Rosjan, ale po walce. W czwartym secie, choć rywale mieli już piłki meczowe, wygraliśmy na przewagi 19:17. Świetnie blokowaliśmy, zwłaszcza Czernyszowa. Stracił dotychczasowy animusz. To był klucz do sukcesu. Im dłużej trwał pojedynek, tym mocniej spadała wartość jego ataków, a także cała siła rywali. A my czuliśmy się coraz lepiej. – I w piątym secie to już była polska dominacja. – Nie zaczęliśmy wcale dobrze, bo przegrywaliśmy chyba 1:4, ale tak jak nam wmawiał i na co nas przygotowywał Wagner – przygotowanie fizyczne było naszym ogromnym atutem. Odrobiliśmy stratę. Zmiana stron nastąpiła przy naszym prowadzeniu 8:7, a potem już tylko my zdobywaliśmy punkty. Byliśmy mocni psychicznie, nie zapomnę ostatniej akcji. Zaatakował Czernyszow, ale piłka znalazła się na aucie. Wygraliśmy 15:7 i cały ten niezwykły mecz 3:2! Zapanowało szaleństwo. – Była zabawa? – Do hotelu wróciliśmy bardzo późno. Piliśmy polską wódkę, bo każdy z nas zabrał z kraju butelkę „Wyborowej”, ale było spokojne świętowanie. W Montrealu fetowaliśmy kolejny sukces naszej złotej drużyny, bo dwa lata wcześniej w Meksyku zostaliśmy mistrzami świata. Wtedy opijaliśmy tytuł razem z zespołem Japonii. W hotelowym barze zabrakło alkoholu. Kierownik naszej drużyny, kiedy otrzymał rachunek, zdumiony stwierdził, że jego chłopcy nie piją i kosztami należy obciążyć innych. – Wspomnień czar... Świetnie pan wygląda. – Mam już 74 lata, ale czuję się znakomicie. To chyba przekazane zostało mi w genach. Mama dożyła 98 lat, jej siostra 94. Pracuję jeszcze ze studentami, prowadzę także zajęcia siatkówki dla tak zwanego uniwersytetu otwartego. Mam cały czas kontakt z moją ukochaną dyscypliną. Siatkówka uczy współdziałania, podporządkowania się zasadom, egzystowania w grupie, zawiązują się dzięki temu przyjaźnie na lata. Ale zawsze powtarzam, że siatkówka uczy też szczególnego szacunku dla rywala i wyjątkowej pokory. I należy o tym pamiętać teraz, w trudnym okresie dla obecnego pokolenia reprezentantów.