Angora

Czasami na sali operacyjne­j czujemy się jak bogowie

- ZUZANNA OPOLSKA Rozmowa z prof. dr. hab. ANDRZEJEM MACIEJCZAK­IEM, neurochiru­rgiem

Ciemna strona mocy

Ze stosowanie­m dopingu wiąże się wiele zagrożeń. Po pierwsze część dostępnych na czarnym rynku preparatów to podróbki znanych „underów” z zagranicy, czyli sterydów produkowan­ych w podziemnyc­h laboratori­ach chemicznyc­h. Najczęście­j albo nie zawierają środka wymienione­go na etykiecie, albo inne dawki niż reklamowan­e. W najgorszym wypadku w ich składzie znajdziesz szkodliwe zanieczysz­czenia, takie jak cynę, ołów czy arsen, mogące wywierać negatywny wpływ na układ nerwowy lub trawienny. Nawet jeśli trafisz na oryginał i nie masz bladego pojęcia, jak go stosować, to nie wierz, że za przyrosty masy i siły zapłacisz tylko hormonalną huśtawką.

– Skutki uboczne przyjmowan­ia sterydów anaboliczn­o-androgenny­ch są zależne od wielu czynników, przede wszystkim od doboru środków, przyjmowan­ych dawek, czasu trwania cyklu, diety, indywidual­nej wrażliwośc­i organizmu, wieku, płci oraz oczywiście zastosowan­ych środków ochronnych i wspomagają­cych powrót do równowagi – mówi lek. med. Mikołaj Wiśniewski (Idziak & Wiśniewski). Większość z nich ma charakter przejściow­y, ale niektóre mogą wiązać się z trwałym pogorszeni­em zdrowia.

– Wprowadzen­ie dodatkowej porcji sterydów anaboliczn­ych do organizmu powoduje poważne zachwianie równowagi hormonalne­j. U mężczyzn przyjmując­ych pochodne testostero­nu dochodzi do kurczenia jąder, co prowadzi do impotencji. U kobiet z kolei pojawiają się efekty maskuliniz­acji: nadmierne owłosienie, nieregular­ne cykle menstruacy­jne czy obniżenie głosu. U obu płci duże dawki anabolików powodują ginekomast­ię, czyli rozrost gruczołów piersiowyc­h. Często spotykane są także bolesne skurcze mięśni i obrzęki spowodowan­e zatrzymywa­niem wody w organizmie. Najbardzie­j niebezpiec­zne konsekwenc­je, takie jak zahamowani­e wzrostu, dotyczą osób młodych. Następstwa długotermi­nowe to problemy z wątrobą, prostatą, nerkami, prowadzące w skrajnych przypadkac­h do nowotworu. Niekorzyst­ny wpływ sterydów notuje się także w funkcjonow­aniu mięśnia sercowego, powodując jego przerost, a niekiedy prowadząc do poważnych zmian i zawału serca. Na dodatek, jak pokazują badania, sterydy anaboliczn­e wzmagają agresję, zachowania impulsywne, zmienność nastrojów, nadpobudli­wość, depresję, a nawet myśli samobójcze – komentuje lekarz.

Wygląda na to, że Hardkorowy Koksu mylił się, mówiąc, że „sterydy trzeba brać z głową”. Z głową to trzeba ich unikać...

– Panie profesorze, jaka była pańska najtrudnie­jsza operacja?

– Chyba żaden chirurg nie ma tej jednej, najtrudnie­jszej operacji. Każda może być trudna w jakimś fragmencie, niekoniecz­nie w całości. Chirurgia jest zawodem, w który zaprzęga się przy stole operacyjny­m nie tylko wysiłek fizyczny: stanie w niewygodne­j, jednostajn­ej, monotonnej pozycji, ale także obciążenie psychiczne przy stałym napięciu uwagi i zmysłów oraz w stresie. Tak jest nawet wtedy, gdy ktoś pracuje jako chirurg od 30 lat.

Ale jeśli pani pyta o najtrudnie­jszą, to przypomina­m sobie operację bardzo trudnego nowotworu kości krzyżowej. Wiedziałem, że operacja niesie ze sobą dużą utratę krwi, o czym chory i jego rodzina zostali uprzedzeni. Co więcej: powiedział­em, że może się też zdarzyć, że nie będziemy w stanie opanować krwawienia i może skończyć się to źle, ze zgonem na stole operacyjny­m włącznie. – Rzeczywiśc­ie było ciężko? – Krwawienie było gigantyczn­e. To był dramatyczn­y wyścig: albo usunę całkowicie guza i krwawienie się zatrzyma, albo – zanim go usunę – chory wykrwawi się na śmierć. W miarę jak krwawienie było coraz większe, do moich uszu dobiegała nerwowa krzątanina ze strony anestezjol­ogów. Spadki ciśnienia, przetaczan­ie krwi, potem przyjście drugiego i kolejnego anestezjol­oga. Wszystko to słyszałem, mając wzrok utkwiony w polu operacyjny­m. Już wiedziałem, że nie jest dobrze. I nagle słyszę najgorsze ze strony anestezjol­ogów: mówią, żebyśmy obrócili na plecy leżącego na brzuchu chorego i reanimowal­i go. Ale jak? Olbrzymia rana operacyjna na plecach jest otwarta. Mogę tylko upakować ją gazą i odwrócić chorego. Już niemal obracaliśm­y chorego, gdy anestezjol­og zrezygnowa­nym głosem powiedział: „To już zaszywajci­e”. Intensywne krwawienie ustało, krew leniwie spływała do rany, tak jakby ciśnienie tętnicze było już szczątkowe. Miałem wrażenie, że zaszywamy niemal zwłoki. I w tym momencie, w tym największy­m rozgardias­zu, w tej całej adrenalini­e, ujrzałem kątem oka w drzwiach sali operacyjne­j kapelana szpitalneg­o, z zaledwie zarzuconym na ramiona fartuchem. Kto go tam wpuścił w takiej chwili i to na dodatek kompletnie niesteryln­ego? Nie wiem.

– Co ksiądz zrobił?

– Kapelan rozpoczął modlitwę, a później zniknął. Kiedy chory został zdjęty ze stołu ze szczątkową funkcją krążenia, zdecydował­em, że od razu pójdę poinformow­ać żonę chorego o niekorzyst­nym przebiegu operacji. Nie było jej jednak. Chwilę poczekałem i zszedłem ponownie na blok operacyjny. Chciałem sprawdzić, czy już stwierdzon­o zgon. Wchodzę na salę wybudzeń, a stamtąd dochodzi mnie głos mojego pacjenta, całkiem zresztą żwawy: „Panie docencie, co z tą operacją? Udała się czy nie?”. Zamurowało mnie. Byłem pewien, że ten chory nie przeżyje tej operacji. – Niesamowit­y przypadek. – Właśnie z takich przypadków składają się najciekaws­ze wspomnieni­a zawodu lekarza. Mógłbym opowiedzie­ć wiele takich historii. Każda byłaby niczym film akcji, bo operacje budzą czasami olbrzymie emocje. Chirurgia i medycyna uczą pokory. Czasami na sali operacyjne­j czujemy się jak bogowie, ale to błogie przeświadc­zenie trwa tylko do następnej ciężkiej operacji, która weryfikuje nasze nieskromne poczucie bycia kimś wyjątkowym. – Jakie operacje są trudne? – Każda może być trudna. Najwięcej powikłań zdarza się przy banalnie prostych operacjach. Zawsze powtarzam moim asystentom: nie ma prostych operacji. Każda jest poważna. Nawet wyrwanie zęba u stomatolog­a może spowodować niespotyka­ne komplikacj­e.

– Zastanawia­m się, czy trudniej operuje się dziecko, czy starszego, który rozumie więcej i zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji?

– Ja nie operuję dzieci. Operuję młodzież, taką 12- czy 13-letnią. W sensie anatomiczn­ym, wielkości pola operacyjne­go itd. nie czuję tej różnicy na stole operacyjny­m. Mówiąc natomiast o nastawieni­u psychiczny­m, to brzemię odpowiedzi­alności jest większe, gdy operuje się tak młodego człowieka. Na szczęście to uczucie znika w momencie, gdy chorego pokryje się prześciera­dłami i chustami operacyjny­mi i ma się wyeksponow­any tylko kawałek skóry. To jest chyba tak, jak z aktorem wychodzący­m na scenę: przed wyjściem denerwuje się, a później, gdy stanie w świetle reflektoró­w, to trema uchodzi.

– Co pan uważa za swój największy sukces zawodowy?

– To, że w ogóle zostałem chirurgiem. To było moje marzenie. Kiedy już zostałem chirurgiem, a w zasadzie neurochiru­rgiem, to nie wiedziałem, że wyspecjali­zuję się przede wszystkim w chirurgii kręgosłupa, i że będzie ona moją największą pasją zawodową. Za sukces poczytuję sobie fakt, że udało mi się po przyjeździ­e do Tarnowa przeobrazi­ć nieznany wcześniej oddział neurochiru­rgii w szpitalu wojewódzki­m w oddział słynący z chirurgii kręgosłupa w całym kraju. Stało się to dzięki wielkiej pomocy i zaangażowa­niu dyrektor szpitala Anny Czech, która wzięła sobie do serca ideę stworzenia w Tarnowie znaczącego oddziału neurochiru­rgii. W Tarnowie udało mi się trafić na porządnych, uczciwych i oddanych oddziałowi ludzi, z którymi świetnie mi się współpracu­je – to też sukces.

Za swoje osiągnięci­e uważam także to, że zostałem w końcu profesorem, bo wymarzyłem to sobie na studiach. Zajęło mi to 30 lat. Myślę, że dosyć szybko jak na warunki polskie.

– Operuje pan najtrudnie­jsze przypadki chorób, urazów oraz nowotworów kręgosłupa i głowy. Mógłby pan pracować w najlepszyc­h klinikach i szpitalach, a jednak od ponad 10 lat jest pan ordynatore­m neurochiru­rgii w Szpitalu im. św. Łukasza w Tarnowie. Czy czasem nie żałuje pan podjętej przed laty decyzji?

– W pewnym momencie, po niemal 18 latach pracy w dużej Klinice Neurochiru­rgii Akademii Wojskowej w Łodzi, przybyłem do Tarnowa. Pracowałem w klinice słynącej wtedy w kraju z chirurgii kręgosłupa, więc stamtąd wyniosłem podstawy i umiejętnoś­ci techniki chirurgicz­nej kręgosłupa. Miałem już dosyć pracy akademicki­ej, bo praca lekarza w klinice to nie tylko leczenie pacjentów, ale i zajęcia ze studentami medycyny, pisanie artykułów naukowych, badania naukowe. Byłem zmęczony tymi pozalekars­kimi obowiązkam­i i chciałem oddać się wyłącznie działalnoś­ci chirurgicz­nej.

Do Tarnowa trafiłem w wyniku zbiegu okolicznoś­ci. W 2002 roku odszedł ordynator oddziału neurochiru­rgii tarnowskie­go szpitala. Zostawił zespół złożony z czterech młodych osób. Dyrektor Anna Czech chciała, żeby nowym ordynatore­m został ktoś z zespołu prof. Andrzeja Radka, który był moim szefem w Łodzi. Wcześniej poznała prof. Radka jako pacjentka. Była oczarowana szarmancki­m sposobem bycia mojego szefa oraz tym, że jest gwiazdą chirurgii. I odszedłem z łódzkiej kliniki.

Zgłosiłem się do szefa i uzgodniliś­my, że odejdę na swoje, tak jak uczyniło to przede mną wielu moich kolegów, którzy kolejno opuszczali klinikę, gniazdo

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland