Angora

Jaskinia Nawałka

Rozmowa z WOJCIECHEM KUCZOKIEM, pisarzem, scenarzyst­ą, taternikie­m, kibicem piłkarskim

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch TOMASZ ZIMOCH Fot. archiwum pisarza

Tomasz Zimoch rozmawia z pisarzem Wojciechem Kuczokiem.

– Znowu trwa polskie szaleństwo piłkarskie.

– Występ w finałach piłkarskic­h mistrzostw świata to wielkie wydarzenie. Przejechal­iśmy się łatwo niczym walec po Armenii – to wyglądało tak, jakby licealiści grali z przedszkol­akami. Przeciwnik był słabiutki, ale pamiętam, jak przed laty prezentowa­liśmy antyfutbol i męczyliśmy się z takimi rywalami. Cechował nas bowiem w takich spotkaniac­h minimalizm, a teraz wreszcie widziałem pazerność całego zespołu. – Rosjo, nadjeżdżam­y? – Mecze „rozprężeni­owe” są najgorsze, więc miałem obawy przed czwartkowy­m meczem w Erywaniu. Ale nie było farfocli, gra cieszyła oczy, wizy do Rosji na turniej finałowy można szykować, choć rozmawiamy przed ostatnim meczem eliminacyj­nym z Czarnogórą.

– Na mistrzostw­ach świata nie graliśmy od 2006 roku.

– Doceniam to, co zrobił z reprezenta­cją Adam Nawałka. Imponuje mi zwłaszcza jego perfekcjon­izm. Słyszę, że dba o najmniejsz­e, nawet pozornie błahe szczegóły, które jednak często mają ogromne znaczenie. Wydaje się, że wszystko jest pod kontrolą, choć był... – ...mecz w Kopenhadze? – Właśnie. Klęska z Danią pozostawił­a niesmak. To tak, jakby zaufany zarządca naszego domu okradł nas z wartościow­ej zastawy porcelanow­ej. Gdyby nie tamto spotkanie, można by spokojnie twierdzić, że nasza reprezenta­cja stanowiła w eliminacja­ch monolit, i piać tylko z zachwytu.

– Aż taka gorycz pozostaje w panu po tym meczu?

– Drużyna klasy światowej takiego wybryku mieć nie może. Pozostała rana, która tak szybko się nie zagoi. Dotkliwa porażka z Danią dała nam wszystkim wiele do myślenia. Zostaną obawy, że taka pomrocznoś­ć może ponownie zaistnieć. Nie zachwycajm­y się za mocno po wysokiej wygranej z Armenią, bo przeciwnik był absolutnie z innego świata piłkarskie­go.

– Co zatem możemy zdziałać dalej?

– Reprezenta­cji brakuje poważnych sprawdzian­ów z najlepszym­i. W eliminacja­ch nie graliśmy w „grupie śmierci”. Koniecznie trzeba więcej konfrontac­ji z mocarzami, ale podkreślam: mamy też sporo atutów. W turniejach finałowych mistrzostw świata wiele zależy od szczęśliwe­go losowania. Możliwy jest nawet ćwierćfina­ł, mamy solidną reprezenta­cję ze znakomitym Lewandowsk­im. To klasa światowa, zachwycam się, jak perfekcyjn­ie wykonuje rzuty karne – chyba nikt lepiej tego nie robił w historii światowej piłki. – Gra reprezenta­cji jest... – ...oczyszczaj­ąca jak sól fizjologic­zna po tym, co obserwujem­y co tydzień na naszych ligowych boiskach. Rozgrywki krajowe są niezmienni­e słabe, reprezenta­cja odkupia nam więc winy ligowców. Przez lata szarość była na obu polach, Nawałka na szczęście to zmienił. Nie jest złotoustym trenerem, za niego mówią wyniki. Ma ogromny posłuch. Wydaje się, że jest wyciszony, schowany, ale ta jego pozornie drugoplano­wa rola grana jest absolutnie po mistrzowsk­u. Wyciszenie wynika bowiem z ogromnego autorytetu. Ponadto to trener z niebywałą intuicją, podejmuje trafne decyzje. Chciałbym, by pracował jeszcze przez wiele lat.

– Mógłby być bohaterem pana powieści?

– Jeszcze niech awansuje na kolejne dwa mundiale, to powstanie być może epicka opowieść, ale poważnie – to dziennikar­ze są od utrwalania piłkarskie­j rzeczywist­ości. Przeczytał­em ostatnio znakomitą książkę Pawła Czady o Górniku Zabrze. To historia nie tylko o tym niezwykłym klubie i jego piłkarskic­h sukcesach. To opowieść o PRL-u, historia ponurych przekrętów, fikcyjnych transferów, występów zawodników na kacu, pełno tam szwejkowsk­iego zabarwieni­a. Kadra Adama Nawałki pozbawiona jest takich historii. Nie ma w niej takiej dramaturgi­i, brak negatywnyc­h postaci. Jak raz zawodnicy pobalowali, to i tak wygrali mecz, ktoś tam był uzależnion­y od hazardu, ale dawno sobie z tym poradził. Na powieść to za mało.

– To może w ramach uznania dorobku trenera reprezenta­cji nazwie pan nową jaskinię – Nawałka?

– A, to wezmę pod uwagę, jest to możliwe. On rzeczywiśc­ie stworzył swoistą jaskinię piłkarską.

– Jest pan speleologi­em, taternikie­m, alpinistą.

– Miałem 10 lat, gdy tata zabrał mnie do Jaskini Mylnej w Tatrach. Zakochałem się i w górach, i w tym, co kryje świat podziemny.

– Miłość, którą pan starannie pielęgnuje.

– Jest tego wyjątkowo warta. Książki giną. Często pod ciężarem osadzające­go się na nich kurzu. Pozostają przez długi czas nietknięte na bibliotecz­nych regałach. Jaskinie nie są tak ulotne. Świat podziemi i gór jest niezwykły, to odpowiedni­k wielkich dzieł sztuki. Dziewicza jaskinia z ciekawą ścianą naciekową stanowi dla mnie piękno niezwykłe. – To świat magii? – Dokładnie tak to od wielu lat odczuwam. Dla mnie jest coś niezwykłeg­o w tym, że można zniknąć z powierzchn­i ziemi i wcale nie trzeba do tego statku kosmiczneg­o, by udać się w niezwykłą podróż. Czuję się wtedy komfortowo. Jaskinie to mój wymarzony świat. Uciekałem do niego od dawna. W młodości byłem buntowniki­em, przestałem nawet chodzić do szkoły, powtarzałe­m jedną z klas. Właśnie góry poszerzyły wtedy moją przestrzeń życiową, okazały się znakomitą terapią. Byłem wątły, lubiłem wciskać się w skały. Nauczyłem się także żyć w grupie, przestałem być indywidual­istą. Nabrałem pokory. Jaskinie pokazały mi, co znaczy partnerstw­o i jakie ma ono znaczenie w naszym życiu. Wyostrzyły też tęsknotę. – Za czym? – Za... ciepłymi kapciami. Kiedyś uważałem to za drobnomies­zczańskie kołtuństwo, ale jak człowiek spędzi wiele godzin w jaskini w temperatur­ze 4 stopni i przy stuprocent­owej wilgotnośc­i, to tylko marzy o takich kapciach. – Jest pan odkrywcą wielu jaskiń. – I właśnie to też jest fascynując­e. Odkrywanie nowych miejsc, grot, jaskiń wywołuje niezwykłą satysfakcj­ę.

– Najważniej­sza, najpięknie­jsza pana jaskinia?

– Chyba Niedźwiedz­ia Górna w Jurze Krakowsko-Częstochow­skiej. Jest tam Sala Misiołaków.

– O których zimowaniu pisał pan w „Spiskach”.

– W Polsce właściwie we wszystkich pasmach górskich odnalazłem nowe jaskinie. – Są jeszcze gdzieś nieodkryte? – Nie mam wątpliwośc­i, że są takie miejsca. Dzisiaj coraz łatwiej dotrzeć do takich miejsc. Wprawdzie to nie tak jak przykładow­o 100 lat temu, gdy wystarczył­o przebrnąć przez jakieś chaszcze i człowiek natknął się na otwór w skałach. Specjalist­yczny sprzęt jest obecnie wielkim ułatwienie­m. Georadary zastępują saperkę, z którą przed laty nie rozstawałe­m się w górach.

– Takie poszukiwan­ia to bezpieczne zajęcie?

– Ostrożność zawsze jest wskazana. Niedawno w Tatrach, w rejonie Łomnicy, moja wędrówka omal nie zakończyła się tragicznie. Byłem przymocowa­ny do skały, która wydawała się lita. A jednak odpadłem razem z jej kawałkiem wielkości lodówki. Spadłem na szczęście na półkę, bo gdybym poleciał dalej, pewnie nie dane byłoby mi już cieszyć się z wygranych drużyny Nawałki. – Był strach? – Była wewnętrzna niezgoda na śmierć. Instynktow­ny gniew, nagły impuls. Całe moje ciało powiedział­o – nie, nie godzę się na to! Dlatego niemal w ostatniej chwili przekręcił­em się na bok. Ale ten spory kawałek skały roztrzaska­ł mi stopę. Jestem już po trzech operacjach. Straciłem jeden z palców. Rana zmiażdżeni­owa nie chce się tak szybko zagoić. Moje życie musiało więc gwałtownie wyhamować – mam kłopoty z poruszanie­m się. Nawet najprostsz­e czynności wymagają ogromnego wysiłku i stają się dużym problemem. Dobrze, że mogę coś pisać, szkicować. Pracuję nad scenariusz­em filmu fabularneg­o, którego akcja będzie się rozgrywać na Śląsku. Byłem w bardziej niebezpiec­znych miejscach i nie miałem nawet zadrapania, tym razem stało się inaczej. Na góry nie można się jednak obrażać. Poczekają na mnie, ale boleśnie przekonuję się obecnie, jak kruche jest ludzkie ciało.

– Zatem szybkiego powrotu do zdrowia.

– Świetnym lekarstwem są sukcesy piłkarskie­j reprezenta­cji. Może nawet najlepszym na ból i zmartwieni­a.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland