Z kamieniami na okulistę (Angora)
21-letni pomocnik stolarza stanął przed sądem oskarżony o rasistowski atak na lekarza z Jemenu i jego syna – studenta z Wielkiej Brytanii Między blokami rozeszła się wieść: po osiedlu chodzi Obcy. Ma ciemną karnację i na pewno nie wygląda na rodowitego Po
Rasistowski atak na lekarza z Jemenu.
Rodzice Kamila B. (matka – Polka, ojciec Jemeńczyk) przeprowadzili się z Półwyspu Arabskiego do Polski dwa lata temu. Ojciec jest okulistą. Ich syn tego wieczora wyszedł do marketu po pizzę i wrócił do domu pobity. Jak tylko wyszedł z Tesco, zaatakowali go jacyś mężczyźni, najpierw mu ubliżali, a później dotkliwie pobili.
To nie nasza rasa polska...
Świadkiem zdarzenia była Mariola L. Zezna później w sądzie:
– Byłyśmy z sąsiadką w Tesco i tam przy bankomacie spotkałyśmy pokrzywdzonego. Jeszcze mówiłam do sąsiadki, że to pewnie jakiś Ormianin, bo taki śniady. Widać było wyraźnie, że nie jest to nasza rasa polska. A później, jak już wracałyśmy do domu, zobaczyłam, że on leży na ziemi i kopią go jacyś mężczyźni; było ich dwóch. Jeden z nich krzyczał: „Masz wypierd... czarnuchu z Polski”. Sąsiadka wtedy krzyknęła: „Rozpier... was” i uciekli. Podeszliśmy do tego chłopaka sprawdzić, czy mu się nic nie stało. Widziałam, że mu krew leciała, jakby z rozciętego łuku brwiowego. Powiedział jednak, że sam da sobie radę i że wszystko jest w porządku. Pozbierał z ziemi zakupy i poszedł.
W domu Kamil B. opowiedział o wszystkim rodzicom. Za chwilę wyszli razem z ojcem poszukać sprawców. Nikogo nie znaleźli w okolicach sklepu, ale gdy wracali do domu, zostali zaatakowani przez kilku mężczyzn. Jeden z nich rzucił w stronę Hamida B. dużym kamieniem.
– Jak syn zobaczył napastników, to zaczęliśmy uciekać. Ja jestem starszy i nie umiem tak szybko biec, toteż z odległości około 2 metrów dostałem kamieniem wielkości cegły. Udało mi się obronić przed uderzeniem rękoma, ale złamał mi się palec. Gdy syn to zobaczył, podbiegł do mnie, a tamci dalej rzucali kamieniami. W końcu uciekli między bloki. Syn chciał za nimi biec, ale krzyknąłem, żeby się zatrzymał. Staliśmy tak około 10 minut, wróciliśmy do domu i powiadomiliśmy policję – zeznawał Hamid B.
Tego wieczora funkcjonariuszom nie udało się jednak odnaleźć żadnego ze sprawców. Dopiero dzień później zatrzymano Artura S., mieszkańca osiedla, na którym doszło do napaści. 21-letni mężczyzna z wykształceniem podstawowym pracował jako pomocnik stolarza. Był już dwukrotnie karany. Między innymi za obrzucanie kamieniami strażaków, którzy gasili pożar w śmietniku. Jako nieletni odpowiadał też za kradzież na budowie. Mieszka w bloku socjalnym, w dwupokojowym mieszkaniu z rodzicami, bratem, siostrą i babcią. Pytany o zainteresowania, odpowiedział, że interesuje się grami komputerowymi i oglądaniem telewizji.
Zdecydowanie zaprzeczył, że kogokolwiek zaatakował i obrzucił kamieniami.
– Jak wychodziłem z bratem ze sklepu, nie zwróciłem uwagi na żadnego mężczyznę o innej karnacji czy narodowości. Zresztą nie jestem rasistą i nie przeszkadzają mi takie osoby. A tak w ogóle to na osiedlu tego dnia panował spokój – powiedział podczas przesłuchania i odmówił składania dalszych wyjaśnień.
Zakupy w Tesco i nic więcej?
Prokuratura skierowała jednak przeciwko niemu akt oskarżenia do sądu. Artur S. również na sali
sądowej nie przyznał się do stawianych mu zarzutów, ale złożył wyjaśnienia.
– Tego dnia były akurat urodziny mojego taty. Jakoś tak po godzinie 20 poszliśmy z bratem do Tesco po napoje. A później wróciliśmy do domu, rozpakowaliśmy zakupy i w zasadzie to tyle. Dodam tylko, że wracając, widzieliśmy pod blokiem radiowóz, a później nie wychodziłem już z domu. Następnego dnia zatrzymała mnie policja, a teraz prokurator twierdzi, że napadłem na dwóch obcokrajowców, ale to jest nieprawda. Zresztą policjanci nie przedstawili za wiele dowodów, właściwie jedynym są zdjęcia pokazywane pokrzywdzonym, na których mieli mnie rozpoznać.
– Zna pan pokrzywdzonego Hamida B.? – pyta sąd.
– Może widziałem tego pana ze dwa, trzy razy. Mieszkał w sąsiedztwie.
– I nigdy nie odnosił się pan wobec niego agresywnie?
– Nie. Mieszkam na osiedlu 10 lat i nie znam nikogo, kto mógłby negatywnie odnosić się do cudzoziemców.
Oskarżony przyznaje, że był w przeszłości karany.
– Teraz jednak staram się zachowywać spokojnie i nie robić żadnych awantur, proszę wysokiego sądu.
Wersję oskarżonego potwierdza jego brat, który jest tylko świadkiem w tym procesie, bo prokuratura nie postawiła mu żadnego zarzutu.
– Wyszliśmy do sklepu o dwudziestej i wróciliśmy po godzinie. W międzyczasie nie wydarzy- ło się nic szczególnego. A tego pana pokrzywdzonego pierwszy raz widzę na oczy. Nie słyszałem też, żeby mój brat i nasi koledzy z osiedla kiedykolwiek wypowiadali się negatywnie o cudzoziemcach. Elżbieta S., matka oskarżonego: – Artur z Michałem wrócili ze sklepu i nie mówili, że coś się zdarzyło po drodze. Owszem, według mnie byli tam trochę długo, choć poszli tylko po napoje. Musieli pewnie trochę pochodzić po tym Tesco, może były kolejki?
Najpierw była skórka od banana
Szczegółową relację z wydarzeń z 20 grudnia ubiegłego roku przedstawił w sądzie pokrzywdzony Hamid B.
– Gdy syn wrócił ze sklepu i zobaczyłem jego twarz, byłem zdumiony, można nawet powiedzieć, że w szoku. Przecież dopiero co przyjechał z Londynu, nie był z nikim w konflikcie. Opowiadał, że zaatakowano go znienacka. Dlatego wyszliśmy z domu, żeby odszukać tych mężczyzn, i wtedy zostaliśmy obrzuceni kamieniami.
– O której to było godzinie? – pyta sąd.
– Około 21. W tym miejscu jest oświetlona ulica i widziałem napastników, ale bardzo krótko. Rzucali kamieniami jakoś tak po kolei. Moim zdaniem to był przygotowany atak, bo wychodzili zza bloków już z kamieniami w rękach. Na pewno byli młodzi i szczupli, podobnie jak oskarżony.
Sąd chce ustalić, czy pokrzywdzony jest pewien, że mężczyzna siedzą- cy na ławie oskarżonych był jednym z napastników.
– Mam pewne wątpliwości. Twarz co prawda jest podobna, ale na sto procent to nie mam pewności. – A na ile? – Chyba na 70 procent. Prawdę mówiąc, jak się jest atakowanym przez kilka osób i jak ktoś rzuca w człowieka kamieniem podobnym do cegły, to trudno zapamiętać, jak ta atakująca osoba wyglądała. Jestem natomiast pewny, że mieli na sobie kurtki i kaptury.
– Czy kiedykolwiek wcześniej spotkał pan oskarżonego?
– Jakieś dwa miesiące przed tym zdarzeniem wyszedłem z domu jak zwykle pobiegać i zobaczyłem, że oskarżony wraz z innymi kolegami siedzi na ławce przed blokiem. Usłyszałem, jak między sobą rozmawiają, że jestem Arabem. Odwróciłem się w ich stronę, ale nie było żadnego problemu. Pobiegłem dalej i jak wracałem, to jeden z nich jadł banana, a później rzucił skórką w moim kierunku, ale nie trafił. Popukałem się w czoło i wówczas któryś z nich pokazał mi taki gest podrzynania gardła. Od tego czasu, a zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, wiem już, że nie powinienem wychodzić z domu po 19. Mieszkaliśmy z żoną w Jemenie przez 25 lat i nigdy nie mieliśmy takich problemów.
– Rozpoznałby pan tego mężczyznę, który rzucił skórką od banana?
– Myślę, że to był właśnie oskarżony, ale też nie mogę tego powiedzieć na sto procent.
Okulary zostały w domu...
Mecenas Joanna Krzyżanowska pyta pokrzywdzonego, czy podczas śledztwa rozpoznał na zdjęciach któregoś z napastników.
– Kiedy pokazywano mi zdjęcia, nie byłem w stanie rozpoznać nikogo i wskazać konkretnego napastnika. Dzisiaj po raz pierwszy rozpoznałem oskarżonego na 70 procent. – Czy nosi pan okulary? – Tak, 15 dioptrii, ale bez okularów też nieźle widzę, w szkłach tylko wyraźniej i ostrzej.
– Czy w czasie tego ataku był pan w okularach? – naciska adwokatka oskarżonego. – Nie, zostawiłem je w domu. Diana B., córka i siostra pokrzywdzonych:
– Dla mnie to jest strasznie przykra sprawa. Nie spodziewałam się czegoś takiego i teraz chciałabym się dowiedzieć, dlaczego tak się stało. Czy naprawdę powodem tej napaści było to, że tata i brat wyglądają inaczej?
Artur S. odpowiada przed sądem z wolnej stopy, ma tylko dozór policyjny oraz zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych na odległość mniejszą niż 50 metrów. Sąd będzie musiał ustalić, czy rzeczywiście to on był sprawcą napaści na obcokrajowców. Jedno jest pewne: Hamid B. i jego syn zostali zaatakowani przez kilku dotąd niezidentyfikowanych sprawców. Proces trwa.