Lot jerzyka (Wróżka)
Tydzień na działce
Łukasz Bożycki fotografuje ptaki.
Mieczyki ścinamy, zanim zetnie je przymrozek. Najpierw skracamy górne części roślin, następnie wykopujemy i suszymy w temperaturze pokojowej. Po wyschnięciu (ok. dwóch tygodni) oddzielamy część nadziemną, a same bulwy układamy luźno cienką warstwą w pudełku kartonowym lub ażurowej skrzynce. Przechowujemy przez zimę w suchym pomieszczeniu o temperaturze ok. 10 stopni.
Jesienią wykopujemy i przenosimy do chłodnych pomieszczeń również eukomisy, begonie bulwiaste i gloriozę. Wyjątkiem jest frezja, którą należy przechowywać w temperaturze pokojowej, czyli ok. 20 stopni. Przed snem zimowym zawsze należy usunąć delikatnie części nadziemne roślin i wysuszyć bulwy czy kłącza. Warto również od razu napisać na etykietce choćby kolor i nazwę rośliny. Pamięć jest zawodna!
Po przymrozkach, gdy niska temperatura „zważy” liście daliom i paciorecznikom, należy przyciąć je na wysokość ok. 10 cm i wykopać. Lekko otrząsamy z ziemi, suszymy i układamy karpy w skrzynkach z piaskiem. Przez zimę przechowujemy je w suchym pomieszczeniu, w temperaturze 5 – 8 stopni.
Po zbiorach wycinamy owocujące w tym roku pędy jeżyny bezkolcowej. Pozostałe pędy mocno przytwierdzamy do podpór.
Deszczowa aura jest idealna do przesadzania i sadzenia roślin. Wilgotna jesień wyręczy nas przy podlewaniu, a krzewy i drzewa lepiej się przyjmą. Olbrzymie kwiaty dalii Caproz Jewel of Arlene. W tym roku pogoda sprzyja daliom, więc kwitną obficie. W swoim ogródku mam ponad czterdzieści odmian dalii.
Eryka Lisoń z Borka
Konkurs na najpiękniejszy ogród trwa! Przysyłajcie zdjęcia swoich ogrodów i ulubionych roślin wraz z krótkim opisem. Na maile i listy czekamy do końca października. jola.b@angora.com.pl
Jesień. Jedne ptaki odlatują, inne zostają. Słońce zachodzi coraz wcześniej, na łąkach snują się poranne mgły. Błota tętnią wewnętrznym życiem. Wszystko to razem tworzy niepowtarzalną scenerię, którą fotografuje Łukasz Bożycki z Warszawy. I zdobywa międzynarodowe nagrody.
Najlepszy czas na robienie zdjęć przychodzi o świcie. Ptaki są wtedy głodne po nocy. Z kolei owady ospałe i do tego mają pokryte rosą skrzydełka, przez co niezbyt dobrze uciekają. Kiedy wschodzi słońce, świat spowija magia. Unoszą się mgły, a padające pod ostrym kątem promienie światła migocą na wodzie. Ciszę nie tylko słychać – ją widać i czuć w budzącej się dopiero do życia scenerii.
Jeśli jest to w dodatku świt jesienny, a fotograf wybrał się w zakole rzeki
zaraz po tym, jak poziom wody opadł, odsłaniając połacie błota pełnego bezkręgowców, wówczas szansa na zrobienie dobrego zdjęcia wzrasta. Bo jesień to czas migracji ptaków na południe. Oprócz gatunków lęgowych w Polsce – brodźca piskliwego, czapli siwej, bociana czarnego, pliszki i kszyka – można spotkać też kwokacza, łęczaka, brodźca śniadego i bataliona. Ptaki nie śpieszą się, jak w czasie migracji wiosennej. Ich wędrówka nie jest napędzana szukaniem partnerki i budowaniem gniazda. Spokojnie brodzą, wydłubując z błota bezkręgowce, nurkują, chwytając pijawki i małe rybki. To misterium trwa, dopóki nie pojawi się intruz. Czyli na przykład fotograf. Jeden podejrzany ruch albo widok wysuwającego się z ukrycia obiektywu może spłoszyć całe stado.
Dlatego, jeśli chcesz zrobić dobre zdjęcie ptaków, powinieneś wtopić się w otoczenie, znaleźć odpowiednie miejsce, poznać ich zwyczaje, zorientować się, z której strony o świcie wstaje tam słońce i czy rzeka aby właśnie nie przybiera. Łukasz Bożycki poświęca takiemu rozpoznaniu kilka dni. Najpierw studiuje zdjęcia satelitarne, sprawdza prognozę pogody, potem wsiada do auta i wybiera odpowiednie miejsce. Kiedy wydaje mu się, że już takie znalazł, bierze lornetkę i obserwuje ptaki. Z jakiego kierunku nadlatują? Jakie gatunki? W którym miejscu zwykle żerują? Jak oświetla je słońce, gdy wznoszą się do lotu?
– To najciekawsza część pracy – uśmiecha się 32-latek. – Uwielbiam obserwować ptaki. Podziwiać, jak fantastycznie wyposażyła je ewolucja. Tylko że za tę doskonałość muszą niekiedy słono płacić. Na przykład jerzyk. To ptaszek, który po wyfrunięciu z gniazda może szybować nawet trzy lata bez przerwy! Je, pije, odpoczywa, a nawet śpi w powietrzu. Ale cena jest wysoka. Ma tak małe nogi, że nie jest w stanie utrzymać się na gałęzi, a jeśli nieopatrznie wyląduje na płaskiej ziemi, już z niej nie wystartuje.
Ale wróćmy do zdjęć. Kiedy już wiadomo, co dzieje się w zakolu lub na rzecznej wyspie, Łukasz idzie na miejsce i wnikliwie bada pozostawione w błocie tropy. To jak przygotowanie sceny dla aktorów. Kto i gdzie stanie? Brodziec piskliwy zapewne w błocie, ale poza zasięgiem rzeki. Łęczaki i bataliony będą kręcić się nieco dalej, na granicy ziemi i wody. Brodźce śniade kroczą dostojnie w płyciznach, a czapla i bocian czarny wypuszczą się tam, gdzie głębiej. Zimorodek z kolei usiądzie na wystającym nieco ponad powierzchnię wody patyku. Podobnie pliszka siwa. No dobrze, wszystko jasne. Pozostaje posprzątać przyszłe pole działania. Puszki, butelki, torebki szpecą zdjęcia.
I teraz najważniejsze. Kryjówka.
Powinna znajdować się o kilka metrów od miejsca, w którym – jak przewiduje fotograf – będzie najciekawiej. A więc blisko granicy błota i wody. Musi być też podobna do tego, czego jest dużo w okolicy – albo przypominać kępę trawy, albo stać się skupiskiem wyrzuconych przez nurt badyli, albo małą rzeczną wysepką. Musi się wtopić, rozmyć w krajobrazie. Nie być za wysoka, nadmiernie szeroka, niestabilna ani zbyt nieruchoma. Bo ptaki szybko wyczuwają zagrożenie. I wtedy poszukiwanie miejsca do zdjęć można zaczynać od nowa.
– Zazwyczaj za sprawą konstrukcji z patyków i siatki maskującej staję się kępą przybrzeżnej trawy
– mówi Łukasz. – A żeby zwierzęta nie zapamiętały, że coś w niej się zaczaiło, wślizguję się z aparatem do wnętrza co najmniej na dwie godziny przed wschodem słońca. W praktyce zwykle spędzam w ukryciu całą noc.
Jak wytrzymać jesienią, kiedy temperatury spadają nad ranem do kilku stopni, na wilgotnej ziemi czy wręcz w błocie? Jest i na to sposób. Łukasz Bożycki ubiera się ciepło, po czym na takie ciuchy wciąga szczelny skafander nurka.
Nocą czas płynie wolno, zazwyczaj nic się nie dzieje. Choć i tu zdarzają się wyjątki.
Tak jak pewnego piątkowego wieczora w zakolu rzeki obok Łomnej pod Warszawą. Najpierw nad wodę nadjechały quady, których właściciele urządzili sobie zawody w skakaniu w dal z odbicia na kępach trawy (a przecież jedną z takich kęp był Łukasz), potem zjawili się kłusownicy, którzy zakotwiczyli swój ponton na tyle blisko, że doskonale słyszał, jak cieszą się, że złowili suma i leszcza. Tych ostatnich się nie bał, był przecież świetnie zamaskowany. Do czasu aż jego telefon nie wydał dźwięku esemesa. Przestępcy zamarli, zastanawiając się pewnie, jakim cudem kępa trawy może odbierać elektroniczne wiadomości. Na szczęście postanowili tego nie sprawdzać. Odpłynęli z łupem.
– Podobnych przygód w czasie oczekiwania na pierwszy brzask mam więcej – przyznaje. – Kiedyś, chcąc zrobić zdjęcia rybitwom, odrywałem z twarzy pijawki. To było straszne! Nie dotrwałem wówczas do rana i uciekłem. A o świcie, niemal ze łzami w oczach, obserwowałem z daleka, jak uciekają mi wspaniałe kadry.
Kiedy indziej omal nie udusił go zbyt obcisły skafander, a jeszcze innym razem nie miał jak dojść do samochodu, bo w nocy Wisła przybrała i to, co poprzedniego dnia było półwyspem, kolejnego zamieniło się w obmywaną wartkim nurtem wyspę. Te wszystkie przygody i niewygody tracą jednak na znaczeniu, kiedy pół godziny przed wschodem słońca niebo zaczyna jaśnieć, mgły wznoszą się, a główni bohaterowie – dzikie ptaki – nadlatują na żer. Czy zimorodek usiądzie na czubku patyka, który Łukasz wczoraj wbił specjalnie dla niego w płytkie dno? Czy brodziec przemaszeruje, tak jak sobie to zaplanował, dokładnie pomiędzy brzegiem wody a wylotem jego kryjówki? Czy rybitwa zapoluje w bajorze na wprost obiektywu?
Nadchodzi najważniejszy moment. Pierwszy trzask migawki.
Jeśli przestraszy się choćby jeden ptak i gwałtownie poderwie się do lotu, uciekną wszystkie. I cały wielodniowy mozół na nic.
– Łatwo wtedy rozpoznać, czy nad rzeką są młode czy starsze osobniki – uśmiecha się Łukasz. – Te bardziej doświadczone, które już dobrze poznały człowieka, słysząc aparat, wolą się odsunąć. Młodsze, jeszcze nieobyte z ludźmi, przeciwnie. Potrafią podejść zaciekawione. Nie da się więc przewidzieć, co stanie się po rozpoczęciu sesji zdjęciowej. Można mieć tylko nadzieję, że tym razem się uda. Fotografowanie przyrody to długie pasmo niepowodzeń, przerywane od cza-