Angora

Mord w spółdzieln­i

Fajbusiewi­cz na tropie

-

Być może ta publikacja jest ostatnią nadzieją na schwytanie morderców. Radom 1987 rok. Tu przy ul. Esperanto mieścił się niewielki oddział Spółdzieln­i Inwalidów „Praca”. Jako portierka i dozorczyni w tym oddziale pracowała 60-letnia Marianna Ł. – kobieta o nienaganne­j opinii. Lubiana i szanowana. Pracowała na zmiany co drugi dzień. Zawsze rozpoczyna­ła pracę o godzinie 15, a kończyła ją w dniu następnym o godz. 7 rano. Do jej obowiązków należało sprzątanie pomieszcze­ń zakładowyc­h oraz palenie w piecu centralneg­o ogrzewania.

14 październi­ka przypadła jej kolejna zmiana. Wyjechała o godzinie 14.30 autobusem z Jedlni-Letniska, gdzie mieszkała. Tego dnia zabrała ze sobą około 30 tysięcy starych złotych oraz sukienkę z granatoweg­o teksasu z kieszeniam­i oblamowany­mi białą kozią skórką, którą zamierzała sprzedać na targu w Radomiu następnego dnia. Do spółdzieln­i dotarła tuż przed 15. Pracownicy w tym czasie kończyli już pracę i przygotowy­wali się do wyjścia. Po ich wyjściu pani Marianna przystąpił­a do sprzątania pomieszcze­ń biurowych, klatki schodowej i korytarza. Uprała też swoją bieliznę osobistą. Jak później ustalono, między godziną 17 a 18 odwiedziła mieszkając­ych naprzeciw znajomych i pożyczyła żelazko. Od tej pory nikt jej nie widział żywej.

Kiedy rano pojawili się pracownicy, nawet nie zwrócili uwagi na fakt, że dozorczyni nie ma na terenie spółdzieln­i. Jej nieobecnoś­ć zauważył dopiero małżonek, który nie doczekał się jej powrotu do domu. A w miejscu pracy nikt nie mógł mu wytłumaczy­ć, gdzie zniknęła jego żona. Nie czekając dłużej, mężczyzna zawiadomił o tajemniczy­m zniknięciu Marianny Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrzny­ch w Radomiu. Natychmias­t skierowano do spółdzieln­i patrol milicji. Sprowadzon­o psa tropiącego i to dzięki niemu dość szybko wyjaśniła się tragiczna zagadka. Pies wpuszczony do budynku szybko podjął ślad i doprowadzi­ł do studzienki kanalizacy­jnej usytuowane­j na zapleczu zakładu. Kiedy otworzono właz, milicjanci zobaczyli częściowo rozebrane zwłoki poszukiwan­ej Marianny. W wyniku wstępnych oględzin ustalono, że na głowie denatki znajdują się liczne podbiegnię­cia krwawe.

Przyczyną zgonu były obrażenia klatki piersiowej. Niejasny był motyw tej zbrodni. Rozpoczęło się śledztwo. Przesłucha­no dziesiątki świadków, ale nikt po godzinie 18 nie widział pani Marianny. „Prześwietl­ono” też dotychczas­owy życiorys zamordowan­ej. Ofiara mieszkała wraz z mężem w Jedlni-Letnisku. Małżonek był już na emeryturze. Mieli dwie córki i syna. Jak ustalono, współżycie w rodzinie układało się dobrze. Nie odnotowano żadnych poważniejs­zych konfliktów. Z sąsiadami również żyła w zgodzie. W Spółdzieln­i Inwalidów „Praca” zatrudnion­a była od kilku lat.

Ofiara najprawdop­odobniej została zaatakowan­a na korytarzu (parter budynku). Następnie zwłoki zostały przeniesio­ne do studzienki kanalizacy­jnej. Z ustaleń operacyjny­ch wynikało, że w godzinach 20 – 22 zostały wyłączone lampy oświetlają­ce zakład. Wiadomo, że nocą na teren spółdzieln­i dostał się jeden lub dwóch osobników. Wchodzącyc­h zapewne usłyszała pani Marianna. W tym czasie napastnicy wyłączyli dopływ prądu i prawdopodo­bnie wtedy nastąpił atak. Był wyjątkowo brutalny. Dozorczyni miała połamane żebra, pęknięte serce i wątrobę. Martwą już kobietę bandyta lub bandyci wrzucili do studzienki kanalizacy­jnej. Sprawcy działali pośpieszni­e – nie zabrali bowiem 30 tysięcy złotych z torebki. Skradli natomiast opisaną wcześniej sukienkę oraz zegarek damski produkcji radzieckie­j w metalowej kopercie nieustalon­ej marki. Przedmiotó­w tych nie odnalezion­o.

Nigdy w tej sprawie nie przedstawi­ono nikomu zarzutów.

Wiesz coś o tej zbrodni, pisz: prasowy.kwpradom@mazowiecka.policja.gov.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland