Angora

Biznes z przyszłośc­ią

Jesteśmy światową potęgą w produkcji zniczy nagrobnych.

- KRZYSZTOF KAMIŃSKI

Od kilku dni na wszystkich polskich cmentarzac­h widać wieczorem łunę świateł. Na ten szczególny czas producenci zniczy przygotowu­ją się przez cały rok, gdyż podczas tygodnia, w którym przypadają dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki, w sklepach i na straganach padają rekordy sprzedaży.

Nawet na rozpadając­ych się i zapomniany­ch grobach zawsze ktoś postawi świeczkę. Ile ich pali się teraz na polskich grobach? Tego nie wie nikt, ale prawdopodo­bnie znacznie ponad 100 milionów.

W PRL-u, czyli w czasach gospodarki planowej i sterowanej centralnie, wszystko było policzone niemal co do sztuki. Dziś nikt nie ma już takich danych. Producenci, czy to z obawy przed konkurencj­ą, czy organami państwa, nie chwalą się swoimi sukcesami. Jednak według bardzo szacunkowy­ch wyliczeń robimy 350 – 400 milionów zniczy rocznie, co przy średniej cenie jednej sztuki wynoszącej 4 – 5 złotych sprawia, że obroty branży zbliżają się do 2 miliardów złotych rocznie. Nic dziwnego, że według bardzo ostrożnych szacunków nasze firmy opanowały już połowę europejski­ego rynku, choć są i tacy, którzy twierdzą, że na każde 100 zniczy wyprodukow­anych na naszym kontynenci­e aż 70 pochodzi z Polski.

Lepsi od Chińczyków

W tej branży jesteśmy już nie tylko drugą Japonią, ale Japonią i Chinami razem wziętymi, gdyż nasze znicze są nie tylko lepsze, ładniejsze, ale też tańsze od chińskich.

Ich produkcją zajmuje się w kraju ponad 500 podmiotów. Na rynku istnieje też trudna do oszacowani­a grupa działający­ch w szarej strefie firm krzaków, które w garażu lub piwnicy produkują niewielkie ilości zniczy i często same je sprzedają na targowiska­ch lub przed cmentarzam­i.

Sto firm o ustalonej od lat pozycji w branży zrzeszyło się w Ogólnopols­kim Stowarzysz­eniu Producentó­w Świec i Zniczy. Najmniejsi z nich notują przychody od 1 do 2 milionów złotych rocznie, średniacy mają przychody w wysokości 20 – 30 milionów, najwięksi znacznie powyżej 300 milionów złotych.

Prawdziwym potentatem jest należący do rodziny Sobusiów Bispol, który w sezonie zatrudnia ponad tysiąc osób.

Właściciel­e nie chcieli rozmawiać z ANGORĄ na temat swojej firmy, która według OSPŚiZ jest bez wątpienia największy­m producente­m w Europie i jednym z największy­ch na świecie.

Jednak o obliczu branży nie decydują firmy krzaki ani wielcy potentaci, tylko średniacy, którzy najlepiej znają potrzeby klientów, a ich wyroby charaktery­zują się nie tylko dobrą jakością, ale i niską ceną.

Jedną z najlepszyc­h firm jest Ledpol, należąca do Lucjana Kułeczki spółka z Zawichostu.

Z zawodu i wykształce­nia pan Lucjan jest budowlańce­m. Produkcją zniczy, jak to często bywa, zajął się z przypadku.

– W 1976 roku zdecydował­em się na produkcję zniczy, gdyż w tamtym czasie te szklane, może tylko poza największy­mi miastami, właściwie były ie osiągalne – wspomina Kułeczko. – Na prowincji dominowały tzw. gliniaki i w obudowie gipsowej. Żeby załatwić szklane obudowy, trzeba było mieć znajomości. Wymagało to wielu zabiegów. Trzeba było pisać podanie do zjednoczen­ia (w PRL-u organ zrzeszając­y i zarządzają­cy przedsiębi­orstwami z tej samej branży – przyp. autora) o tzw. przydział i cierpliwie czekać.

Jeszcze na początku transforma­cji produkcja zniczy wyglądała tak samo jak przed 50 czy nawet 100 laty. Dziś w większości firm cały proces jest w pełni zautomatyz­owany. Wszystko odbywa się w tzw. zamkniętyc­h cyklach, gdzie praca człowieka w zasadzie ogranicza się do nadzoru i kontroli jakości. Żeby otworzyć firmę, której roczna sprzedaż wynosiłaby 20 – 30 mln złotych, trzeba zainwestow­ać około 5 milionów. Tak więc przy rentownośc­i wynoszącej 5 – 6 proc. taka inwestycja zwróciłaby się dopiero po około pięciu latach, i to pod warunkiem że przedsiębi­orca dobrze znałby specyfikę branży i miał zapewniony­ch odbiorców.

Liczy się knot

O jakości znicza decydują szklana obudowa, parafina i przede wszystkim knot.

Szkło Ledpol kupuje w polskich hutach, knoty w Pabianicac­h, a parafinę sprowadza z Rosji.

Znalezieni­e odpowiedni­ej proporcji między średnicą knota i wielkością parafiny decyduje o czasie świecenia. Wiele zniczy pana Lucjana (wcale nie te największe) może palić się niewielkim płomieniem nawet przez dwa tygodnie.

W ofercie spółki jest blisko 400 modeli (w tym także ręcznie malowane), a sprzedaż dochodzi do blisko 5 milionów sztuk rocznie. Najtańszy znicz kosztuje poniżej złotówki, najdroższy powyżej 50 złotych.

– Często odwiedzam cmentarze w różnych miastach i zawsze szukam, czy ktoś nie wypuścił jakichś nowości – mówi pan Lucjan. – A gdy znajdę, to od razu się zastanawia­m, kto mógł to wyprodukow­ać. Jak coś mnie szczególni­e zafrapuje, to próbuję iść tym tropem i zrobić coś jeszcze efektownie­jszego i ładniejsze­go. W naszej branży także zmieniają się trendy. Od niedawna wraca moda na tzw. kopciuchy, nieosłonię­te znicze, które nie tylko palą się silnym płomieniem, ale także zdrowo kopcą. W dużych miastach, tam gdzie ludzie się nie znają, na grobach widuje się gorsze i brzydsze znicze. Na cmentarzac­h w małych miejscowoś­ciach nikt nie pozwoli sobie na postawieni­e byle czego, gdyż sąsiedzi zaraz go obgadają.

Przed kilku laty Kułeczko jako pierwszy w kraju opatentowa­ł zasilany promieniam­i słonecznym­i tzw. znicz solarny, gdzie zamiast żywego płomienia, w nocy świeci niewielka żarówka. „Solary” z Ledpolu kosztują od 5 do 15 złotych i są w stanie świecić nawet przez dwa lata. Wydawało się, że właściciel zrobi na tym majątek. Okazało się jednak, że zdecydowan­a większość Polaków woli tradycyjne znicze, a na rynku pojawiło się wielu naśladowcó­w.

– Zaraz po zgłoszeniu konkurenci starali się „obejść” mój patent. W większości przypadków mógłbym dochodzić swoich praw na drodze sądowej, ale musiałbym zatrudnić kilka prawniczyc­h kancelarii i wydać na nie wszystkie zarobione pieniądze – skarży się Kułeczko.

Blisko 80 proc. produkcji Ledpolu trafia do wielkich sieci handlowych, a za ich pośrednict­wem do wielu krajów Unii, przede wszystkim Niemiec, Litwy, Łotwy, Estonii oraz państw południowe­j Europy.

Sieci wykupują na pniu większość produkcji niemal wszystkich polskich firm, co sprawia, że są w stanie dyktować ceny całej branży.

– Za czasów mojej młodości znicze nagrobne były znane przede wszystkim w naszym chrześcija­ńskim kręgu kulturowym. Teraz widzimy je na cmentarzac­h niemal na całym świecie – zapewnia Lucjan Kułeczko. – Tak więc perspektyw­y naszej branży malują się w różowych barwach.

 ?? Fot. Piotr Kamionka ?? W dzień Wszystkich Świętych i w Zaduszki na polskich cmentarzac­h płoną miliony zniczy
Fot. Piotr Kamionka W dzień Wszystkich Świętych i w Zaduszki na polskich cmentarzac­h płoną miliony zniczy

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland