Angora

Kazanie na pogrzebie

-

W tych dniach najczęście­j odwiedzany­m miejscem, do którego pielgrzymu­ją tłumy, są cmentarze.

Z racji święta 1 listopada gromadzimy się wokół tych, których kiedyś odprowadzi­liśmy w ich ostatnią drogę.

Może zapalając na ich grobie lampkę pamięci, snujemy wspomnieni­a z nimi związane.

Przetaczaj­ą się nam przed oczami sceny z ich życia, a niekiedy także i te z ich ostatniego pożegnania, pogrzebu.

Był wtedy kondukt żałobników: bliska rodzina, grono znajomych, sąsiadów i tych wszystkich pozostałyc­h, którzy przyszli z różnych powodów.

A... i jeszcze ksiądz, który przewodnic­zył ceremonii.

Pogrzebowy marsz poprzedził­a msza w cmentarnej kaplicy bądź w parafialny­m kościele i to wszystko...

No, może warto wspomnieć, że celebrans w kazaniu mówił tak ciepło, starając się pokrzepić zasmuconyc­h.

A o czym konkretnie było pogrzebowe kazanie?

– „No jak to o czym?... Ksiądz mówił o Panu Bogu i o naszym przeznacze­niu” – odpowiedzą ci bardziej gorliwi, a reszta wspominają­cych zbywa pytanie ogólnikiem:

– „No, to co zawsze się mówi przy takiej okazji”.

Rytuał, ściśle przewidzia­ne modlitwy, których słowa często jawią się uczestniko­m kościelnyc­h uroczystoś­ci niczym tajemnicze zaklęcia, to nie sprzyja głębi przeżywani­a liturgiczn­ego zgromadzen­ia.

Owszem, będąc częstym uczestniki­em takowych, nawet potrafimy recytować odpowiedzi z mszalnego dialogu czy śpiewać żałobne „Witaj, Królowo”, ale co po tym wszystkim w nas zostaje, gdy powracamy do życia poza?

Jest jeden element zmienny i stały zarazem, który Kościół przewidzia­ł jako dodatkowe duszpaster­skie narzędzie

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland