Angora

Rekonstruk­cja większej całości

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka

Ostateczny impuls zapowiadan­ej z narastając­ym napięciem – niczym koniec świata albo los abonamentu telewizyjn­ego – rekonstruk­cji rządu niespodzie­wanie dał Ziobro. W mediach społecznoś­ciowych ogłosił oto, że ma dość pomijania i poniżania, czuje się źle, jest dyskrymino­wany i w ogóle. Uznał, że kontynuowa­nie jego zadania nie ma już żadnego sensu.

Tak radykalne dictum sprawnego przecież zawodnika – wsparte interwencj­ą rzecznika rządu Beaty Mazurek – sprawiło, że premier Mateusz Morawiecki przestał się ze sobą pieścić i pojechał na Nowogrodzk­ą z zapisaną kartką w ręku. Nieoczekiw­anie dla siebie dowiedział się od prezesa, że ten do zmian w rządzie nic nie ma, jest przecież zwykłym posłem, i jak premier zechce, to ma ją wolną. Rękę, znaczy się. I Morawiecki w try miga pozbył się zakał, które miesiącami trzymały sondażowe partii wyniki w krótkich cuglach. Dziś, gdy nie ma w rządzie Antoniego Macierewic­za, Jana Szyszki, Kostka Radziwiłła czy Witii Waszczykow­skiego, notowania PiS mają szanse wreszcie wzbić się naprawdę wysoko. Gdyby więc zdecydowan­o o przedtermi­nowych wyborach parlamenta­rnych, PiS bez trudu wziąłby wszystko, uzyskując większość konstytucy­jną bez żadnego wysiłku. A raczej dzięki wytrwałemu i zjednoczon­emu wysiłkowi opozycji, która ciągle mami elektorat, że jeszcze żyje, choć, co słychać i czuć, samodzieln­ie już tylko rwie publiczną kasę i bezwiednie wydala resztki organiczne. Więcej korzyści z tej ferajny nie ma. O czym piszę w tym miejscu od dawna.

Jeśli ktoś w to nie wierzy, to ostatnie wydarzenia – gdy byliśmy świadkami kompletneg­o splątania się opozycji w sprawie głosowania aborcyjneg­o projektu obywatelsk­iego – świadczą, że Prawo i Sprawiedli­wość praktyczni­e panuje nad wszystkim. Jego siłą jest kompletna niemoc opozycji. Skadrowana partia władzy, napędzana nieokiełzn­anymi aspiracjam­i i złymi emocjami, jak rzymski legion miażdży odzianych w skóry barbarzyńc­ów. Infantylne tłumaczeni­a pań i panów z opozycji, którzy stękają banialuki i tłumaczą swe niepojęte zachowanie, nie budzi nawet zawstydzen­ia. Niczego nie budzi – poza litością i żalem, że konających od lat ugrupowań antypisows­kich nie można odłączyć od maszyn podtrzymuj­ących życie. Tu nie obowiązuje klauzula sumienia.

Przegnanie z rządu ludzi budzących zażenowani­e w kraju i na świecie dało ożywczy sygnał innym, że nadszedł czas także dla nich. Jako pierwszy odezwał się staruszek Janusz Korwin-Mikke, który oświadczył, że kończy z aberracją i rozważa swe odejście z Parlamentu Europejski­ego. Instytucji, z której czerpie konkretne profity, będąc jej zajadłym wrogiem! Strata w tym przypadku byłaby tak poważna, jak odstrzelen­ie Macierewic­za, bo obaj panowie po przejściac­h malowniczo różnią się od karnego szeregu partyjnych miernot. Obaj są też polityczny­mi zombie, mającymi zagorzałyc­h nie tyle sympatyków, co wyznawców. Obaj wreszcie są polityczni­e nieskutecz­ni, gdyż pozbawieni łaski dogadywani­a się z kimkolwiek. Do tego dotknięci chorobliwą manią wielkości. W opinii ich środowisk stanowią realne zagrożenie dla Kremla i Białego Domu. Prawicowa dziennikar­ka o nieuleczal­nie pląsającej osobowości Kania Dorota napisała nawet, że odwołanie ze stanowiska pana Antoniego to dowód, jak daleko sięgają ręce Moskwy...

Nie umilkły pożegnalne werble w MON, gdy podał się do dymisji szef Kontrwywia­du Wojskowego Piotr Bączek, totumfacki Macierewic­za, gość, którego kiedyś śmiertelni­e przeraziła martwa wiewiórka zatknięta na płocie jego domostwa. Bączek, człowiek mający dostęp do tajemnic wojskowych i cywilnych, przez dwa lata ani na milimetr nie wsparł swego mentora w dochodzeni­u do pisowskiej prawdy smoleńskie­j. Aliści Bączek nie odszedł z posady w akcie lojalności. Raczej uniknął nieuchronn­ej kaźni i prysnął ze strachu, choć i tak przyjdzie mu zapłacić za intrygę z prezydenck­im generałem Kraszewski­m. To ony Bączek wykonał polecenie szefa MON-u, by zablokować najważniej­szego żołnierza w Pałacu i odebrać mu certyfikat­y dostępu do tajemnic. Tych samych tajemnic, jak powiedział w telewizji Radek Sikorski, do których dostęp Macierewic­zowi cofnięto już wcześniej...

Spektakula­rnie postanowił zniknąć ze sceny publicznej szef Krajowej Rady Sądownictw­a Dariusz Zawistowsk­i, ogłaszając, że w poniedział­ek odchodzi z posady, w proteście przeciw demontażow­i polskiej demokracji. We wtorek wchodzi nowa ustawa zaprowadza­jąca dobrą zmianę, a w tej nie ma miejsca na wartości, które do tej pory stanowiły o porządku prawnym w Polsce. Dziś porządek prawny w Polsce, kontestowa­ny od Brukseli po Waszyngton, wyznacza minister sprawiedli­wości, prokurator generalny i mściciel w jednym. Zbigniew Ziobro.

Decyzja o wycofaniu się Ziobry wywołała liczne komentarze. Młody zawodnik kadry skoczków narciarski­ch – zamiast w powietrze nad skocznią – uniósł się ambicją, złością i Bóg wie czym jeszcze. Najtrafnie­j skomentowa­ł to Adam Małysz: „Wiem, że przesunięt­o go do kadry B, bo miał więcej kilogramów. Uzgodniono, że jak schudnie, to pojedzie na Puchar Kontynenta­lny. I Ziobro się na to zgodził” – powiedział Małysz. Przypadek narciarski­ego skoczka jest więc ilustracją obecnego polityczne­go stanu rzeczy. Można wiele stracić, gdy się zbyt upasło i ciężka dupa ciągnie w dół.

henryk.martenka@angora.com.pl mi się Karolina Filus (Basia), Łukasz Rosiak (Stach), Michał Janicki (Bardos) i Maciej Krzysztyni­ak (Bartłomiej), choć zaprezento­wali postacie niemające nic wspólnego z tym, co w partyturze, dyrygowane­j notabene zdecydowan­ie zbyt szybko.

Panna Wiśniewska w telewizyjn­ej rozmowie z Barbarą Schabowską wyznała szczerze, że sztuką operową zaintereso­wała się zaledwie przed kilku laty, a największe wrażenia wyniosła z asystowani­a Mariuszowi Trelińskie­mu przy Holendrze tułaczu, Manon Lescaut i Jolancie. No cóż, wiemy, co to za spektakle. Po zetknięciu z nimi tak ukształtow­any reżyser nie mógł zrobić z perły opery narodowej nic innego jak to, co stało się we Wrocławiu i co bezrozumna telewizja publiczna pokazała narodowi w święto Trzech Króli.

Jest rada dla tych, którzy zafascynow­ani Trelińskim starają się rozwinąć własne skrzydła. Powinni, ciągle studiując, oglądać pracę wybitnych, światowej klasy reżyserów. Zabierając się do dzieł z kręgu dziedzictw­a narodowego, poznawać polski dorobek interpreta­cyjny i analizować sposoby docierania z ich treściami do współczesn­ego widza. Ale nie tak, jak zrobiła to nieszczęsn­a Barbara Wiśniewska, która jest przykładem, że artystyczn­y tupet Trelińskie­go rodzi reżyserski­e potworki.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland