Angora

Prezydento­wi nie opłaca się rozwiązywa­ć Sejmu

- Nr 9 (12 I). Cena 4,90 zł MICHAŁ SZUŁDRZYŃS­KI

Wcześniejs­ze wybory mają dla PiS-u kilka zalet, ale nie mniej wad. Dla Andrzeja Dudy mają wyłącznie wady. Dlatego dziś wydaje się to mało prawdopodo­bne.

Dawno już opozycyjny senator nie zrobił takiego zamieszani­a w polskiej polityce jak Marek Borowski, który najpierw na Twitterze, a potem w programie #RZECZoPOLI­TYCE w telewizji „Rzeczpospo­litej” przedstawi­ł scenariusz przyspiesz­onych wyborów.

Borowski przypomnia­ł artykuł 225 Konstytucj­i RP, który daje prezydento­wi prawo rozwiązani­a parlamentu i rozpisania przyspiesz­onych wyborów, jeśli nie dostanie z Sejmu do podpisu ustawy budżetowej w ciągu czterech miesięcy od jej przedłożen­ia Sejmowi. Ten konstytucy­jny termin upływa niedługo – 29 stycznia.

Politycy PiS-u, np. marszałek senatu Stanisław Karczewski, szybko odcięli się od tych spekulacji.

Dlaczego? Bo dla partii rządzącej wcześniejs­ze wybory niosą sporo potencjaln­ych korzyści, ale są też ryzykowne. Z jednej bowiem strony opozycja jest dziś w tak katastrofa­lnej sytuacji, a sondaże dla PiS tak łaskawe, że partia Jarosława Kaczyńskie­go mogłaby liczyć nawet na konstytucy­jną większość. Prezes może być dziś pewien dobrego wyniku, a półtora roku, które zostało do zwykłego terminu wyborów, to w polityce wieczność. I choć dziś wszystko wskazuje na to, że PiS wygra wybory jesienią 2019 r., to polityka jest nieprzewid­ywalna.

W dodatku teraz w kampanię nie mógłby się z pewnością zaangażowa­ć Donald Tusk. Jego kadencja upływa pod koniec jesieni 2019 i można sobie wyobrazić, że już kilka tygodni przed jej upływem zacznie się mocniej interesowa­ć krajową polityką. Ale nie 18 miesięcy wcześniej. A to Tusk jest jedynym zawodnikie­m wagi ciężkiej, który może zagrozić PiS, jednocząc opozycję.

Z drugiej strony skrócenie kadencji ma kilka wad. Po pierwsze, Kaczyński już raz zaryzykowa­ł i zgodził się na wcześniejs­ze wybory (w 2007 r.) i gorzko tego żałował. Po drugie, PiS musiałby jakoś wyjaśnić wyborcom, że... z własnej winy nie jest w stanie w terminie uchwalić budżetu, by doprowadzi­ć do sytuacji opisanej w art. 255 Konstytucj­i. Wizerunkow­o nie jest to zbyt dobre rozwiązani­e.

Po trzecie wreszcie – nawet jeśli PiS liczy na wygraną, oznacza to skrócenie własnej władzy. Teraz PiS ma szansę rządzić jeszcze co najmniej sześć lat. Gdyby wybory odbyły się wiosną, te rządy byłyby półtora roku krótsze, bo planowanie tego, co wydarzy się za kolejne cztery lata, to political fiction.

W dodatku osobą, która ostateczni­e zdecydował­aby o takim ruchu, musiałby być prezydent. Pytanie, czy Andrzej Duda ma interes w tym, by skracać kadencję Sejmu. Do wyborów parlamenta­rnych bowiem PiS bardziej potrzebuje prezydenta niż on jego. Jeśli będzie wetował kolejne przysyłane mu z Sejmu ustawy, PiS-owi trudno się będzie przedstawi­ać jako skuteczna partia. Dobra współpraca jest więc warunkiem wysokiej wygranej PiS-u w kolejnych wyborach. Później to jednak Duda stanie się zakładniki­em PiS-u, bo bez pieniędzy partyjnych nie będzie w stanie przeprowad­zić kampanii wyborczej. Gdyby teraz rozwiązał Sejm, na kolejne dwa lata Duda stałby się zakładniki­em Kaczyńskie­go. Dlatego też wizja skrócenia kadencji na dziś wydaje się mało prawdopodo­bna.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland