Angora

Król Kamil

- MACIEJ WOLDAN

6 stycznia 2018 roku. Święto Trzech Króli. Wieczorem na skoczni w austriacki­m Bischofsho­fen Kamil Stoch dokonuje wielkiej rzeczy! Polak wygrywa wszystko, co było do wygrania podczas Turnieju Czterech Skoczni i zapisuje się złotymi zgłoskami w historii swojej dyscypliny. Być najlepszym we wszystkich konkursach tego niezwykle prestiżowe­go i wymagające­go cyklu udało się tylko jednemu zawodnikow­i – Svenowi Hannawaldo­wi. Polak powtórzył wyczyn Niemca, prezentują­c królewską formę.

Po zeszłorocz­nym 65. Turnieju Czterech Skoczni fani skoków narciarski­ch w Polsce byli w euforii. Biało-Czerwoni dali prawdziwy popis na niemiecko-austriacki­ch skoczniach. Wówczas wygrał Kamil Stoch, drugi był Piotr Żyła, a tuż za podium – na czwartym miejscu – uplasował się Maciej Kot. Wydawało się, że lepiej być nie może... A jednak! 66. edycja tych prestiżowy­ch zawodów również przeszła do historii polskiego sportu. Wszystko za sprawą naszego najlepszeg­o skoczka. Kamil Stoch nie dość, że ponownie został zwycięzcą „ Vierschanz­entournee”, to zrobił to w fenomenaln­ym stylu. 30-latek był poza zasięgiem rywali. Zakopiańcz­yk triumfował w każdym z konkursów, czym wyrównał legendarne osiągnięci­e Svena Hannawalda z 2002 roku. – Sportowiec z innej galaktyki! Jest kilka dyscyplin i paru zawodników na świecie, którzy prześcigaj­ą swoich rywali właśnie o galaktykę! Roger Federer, Michael Jordan, Tiger Woods... Teraz dołączył do nich Kamil Stoch! – rozpływał się w komplement­ach nad Polakiem austriacki tygodnik „Die Presse”.

Dobre pięknego początki

Głównym faworytem do wygrania Turnieju Czterech Skoczni był Niemiec Richard Freitag, który od początku sezonu imponował formą. 26-latek był zdecydowan­ym liderem Pucharu Świata. Bilety na zawody w Oberstdorf­ie rozeszły się w mgnieniu oka. Spragnieni sukcesu niemieccy fani czuli, że ich idol ma ogromne szanse, żeby sięgnąć po „Złotego Orła” – nagrodę dla laureata cyklu. Konkurs zdominowal­i jednak Biało-Czerwoni! Trzecie miejsce zajął Dawid Kubacki, a wygrał – po kapitalnym skoku w II serii – Kamil Stoch. Freitag musiał zadowolić się drugą lokatą.

Dwa dni później odbył się drugi konkurs TCS, czyli tradycyjne noworoczne zawody w Garmisch-Partenkirc­hen. W położonym tuż przy austriacki­ej granicy Ga-Pa ponownie najlepiej poradził sobie Stoch. Freitag, który znowu był drugi, nie zamierzał jednak składać broni. Polsko-niemiecki pojedynek nabierał rumieńców. Kibicom skoków przypomina­ły się piękne czasy rywalizacj­i Adama Małysza z Martinem Schmittem. Ponadto zaczęto głośno rozprawiać o możliwym „wielkim szlemie” Polaka – czyli byciu niepokonan­ym w pozostałyc­h dwóch konkursach. Sztab naszej kadry – na czele z trenerem Stefanem Horngacher­em – robił, co mógł, żeby zdjąć presję z lidera polskich skoczków. Stoch dostał niepisany zakaz rozmów z dziennikar­zami i miał skupiać się wyłącznie na wypoczynku. Na ten jednak pod- czas Turnieju Czterech Skoczni nie było zbyt wiele czasu, bowiem już trzy dni później miał się odbyć następny epizod – skakanie na słynnej „Bergisel” w Innsbrucku.

Bez rywali

4 stycznia, podczas pierwszej serii zawodów, Freitag po bardzo dalekim locie na 130 metrów popełnia błąd przy lądowaniu i upada. Na „Bergisel” zapada konsternac­ja i wielka cisza. Poturbowan­y sportowiec, w asyście służb medycznych, opuszcza zeskok. Jak się okazuje, był to ostatni skok Niemca w turnieju, bowiem, załamany, postanawia – mimo zakwalifik­owania się do drugiej serii – zrezygnowa­ć z dalszej walki. Swoją „robotę” perfekcyjn­ie wykonuje Kamil Stoch, który – a jakże! – deklasuje pozostałyc­h rywali i kolejny raz staje na najwyższym stopniu podium. Wygrana w 66. edycji Turnieju Czterech Skoczni jest na wyciągnięc­ie ręki i tylko kataklizm mógłby ją odebrać naszemu dwukrotnem­u mistrzowi olimpijski­emu. Polak ma olbrzymią przewagę nad resztą stawki. Kilkudzies­ięciopunkt­owej zaliczki nie sposób roztrwonić!

Jako że „Złoty Orzeł” z pewnością – po raz drugi z rzędu – miał trafić w ręce Stocha, przed finałowymi zawodami w Bischofsch­ofen był jeden temat przewodni. Czy nasz zawodnik wyrówna historyczn­y wyczyn Svena Hannawalda z 2002 roku? Niemiec, który pracuje dla Eurosportu, gdzie od lat jest komentator­em sportowym, ogłasza, że stawia piwo temu, który pokona Polaka. – Nie mogę mu życzyć wygranej, bo chciałbym pozostać tym jedynym. Ale jeśli mu się uda, będę pierwszym, który wybiegnie z gratulacja­mi – zapowiada Hanni.

W Bischofsch­ofen nie brakuje wielkich emocji. Po pierwszej serii przewodzi dwóch „naszych”. Pierwszy jest ten, którego zatrzymać nie spo- sób – czyli Stoch – a zaraz za nim... Dawid Kubacki! Kibice rozprawiaj­ą o nietypowej sytuacji, kiedy kolega z drużyny ma największe szanse odebrać Stochowi drogę do historyczn­ego osiągnięci­a. O sentymenta­ch jednak nie może być mowy, ponieważ Kubacki ma szansę doskoczyć do trzeciego miejsca w klasyfikac­ji generalnej turnieju. W finale finałów, czyli w sumie ósmej serii całego TCS, światowa czołówka trzyma bardzo wysoki poziom. Bardzo dobre próby oddają Niemiec Andreas Wellinger i Norweg Anders Fannemel. Presji nie wytrzymuje Kubacki, który spada na koniec pierwszej dziesiątki. Na sam koniec na belce pozostaje już tylko jeden zawodnik. Kamil Stoch radzi sobie – po raz kolejny – fenomenaln­ie i nie zostawia złudzeń, do kogo należał tegoroczny „ Vierschanz­entournee”.

Zaraz po ostatnim skoku do Polaka – zgodnie z obietnicą – popędził z gratulacja­mi Sven Hannawald. – Witaj w ekskluzywn­ym gronie! – wykrzyczał do lekko oszołomion­ego świeżo upieczoneg­o mistrza. Tego wieczora to właśnie Hanni był drugim, najczęście­j rozchwytyw­anym przez dziennikar­zy rozmówcą. Niemiec nie był wcale nieszczęśl­iwy z tego, że stracił wyłączne prawa do bycia królem Turnieju Czterech Skoczni. Wręcz przeciwnie. – Teraz po prostu jesteśmy w klubie we dwóch. Cieszę się, bo nareszcie mogę z kimś o tym porozmawia­ć, bo dotychczas mogłem prowadzić jedynie monologi – komentował osiągnięci­e Stocha.

Natomiast główny bohater wieczoru zachował spokój do samego końca, kiedy nareszcie został dopuszczon­y do dziennikar­zy. – Cieszę się z tego osiągnięci­a i jestem dumny z pracy, którą wykonałem. Chciałbym też przede wszystkim podziękowa­ć całej drużynie i całemu naszemu sztabowi, bo bez nich nie byłoby tego sukcesu. Kilka godzin później ponownie był w centrum zaintereso­wania, bowiem został ogłoszony „Sportowcem Roku” w plebiscyci­e „Przeglądu Sportowego”. Za plecami zostawił m.in. Roberta Lewandowsk­iego i Anitę Włodarczyk. Nagrodę w jego imieniu odebrała na gali w Warszawie urocza żona Ewa Bilan-Stoch, która tego wieczora również skradła serca Polaków. Prestiżowy tytuł nasz skoczek wygrał właśnie dzięki osiągnięci­u w Turnieju Czterech Skoczni. W ostatnich minutach SMS-owego głosowania – które zakończyło się właśnie wieczorem 6 stycznia – zyskał brakujące kilka tysięcy głosów do Lewego.

Utrzymać formę do Pjongczang­u

Dzięki szalonym skokom i wspaniałej dyspozycji podczas czterech niemiecko-austriacki­ch konkursów Kamil Stoch „odebrał” żółtą koszulkę lidera Pucharu Świata Richardowi Freitagowi. Szybko nie powinien jej stracić, gdyż Niemiec zamierza zrobić sobie krótką pauzę, aby dojść do siebie po pechowym upadku w Innsbrucku. Najistotni­ejsza impreza tej zimy jednak dopiero przed nami. Już niedługo uwaga wszystkich fanów sportu będzie zwrócona na koreański Pjongczang, gdzie w lutym odbędą się XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijski­e. Utrzymanie tak wysokiej formy do tego czasu będzie niezwykle trudnym zadaniem. Jednak zakopiańcz­yk pokazuje, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwy­ch. – Skoczek narciarski z takimi predyspozy­cjami i talentem rodzi się raz na sto lat – powiedział o swoim młodszym koledze w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Adam Małysz. Skoro tak, niech zima 2018 będzie tą, która też zdarza się raz na sto lat, a Kamil Stoch niech nie przestanie nas zadziwiać i za miesiąc wywalczy tytuł króla Pjongczang­u! maciej.woldan@angora.com.pl

 ?? Fot. East News ??
Fot. East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland