Angora

Rozsądnie panuję nad emocjami

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch Rozmowa z APOLONIUSZ­EM TAJNEREM, prezesem Polskiego Związku Narciarski­ego TOMASZ ZIMOCH

– Drżał pan o sukces Kamila Stocha w Turnieju Czterech Skoczni?

– Byłem wyjątkowo spokojny, bo widziałem, że przyszła forma. Zaczął precyzyjni­e trafiać w próg przy wybiciu. Wiadomo, że jak to robi poprawnie, to poleci daleko, bo on jest w stanie przeskakiw­ać przez strefę mało korzystnyc­h warunków. Wygrać T4S to zadanie trudniejsz­e od zwycięstwa w mistrzostw­ach świata. W ciągu dziewięciu dni trzeba błyszczeć fizycznie i mentalnie na różnych obiektach. Od pierwszego konkursu w Oberstdorf­ie nabrałem przekonani­a, że to będzie turniej Stocha, choć przyznam, nie miałem pewności, że wygra wszystkie zawody, tak jak to przed laty uczynił Niemiec Sven Hannawald.

– Hannawald, gdy wygrywał turniej, miał nieco łatwiej. Opuszczał kwalifikac­je. Dzisiaj to niemożliwe.

– Niewątpliw­ie miałby obecnie trudniejsz­e zadanie do wykonania. Gdy odnosił największe sukcesy, nie obowiązywa­ł przecież wskaźnik BMI. Hannawald był bardzo wyszczuplo­ny, dlatego musiał zachowywać jak najwięcej sił na moment odbicia, przy którym trzeba dużo dynamiki. Przy wzroście 184 cm ważył 57 kg. Jak BMI się pojawiło, musiał przytyć aż 8 kg. Wtedy przestał dobrze skakać. Wpadł w depresję, nie poradził sobie z problemami psychiczny­mi. – Można porównywać Małysza ze Stochem? – Bardzo wiele ich łączy. Osiągnięci­a mają na najwyższym światowym poziomie, ale skoczkami są jednak innymi. Małysz bazował na wielkim talencie i cechach motoryczny­ch. Potem doszła i odporność psychiczna. Miał unikalny charakter, w tej osobowości kryła się tajemnica jego sukcesów. Stoch kroczył bardziej systemową drogą, spokojnie podnosił swój poziom sportowy, nie miał spadków formy jak bywało u Adama. Powolutku wspinał się na szczyty i... – ... jest od kilku lat w sportowych Himalajach. – Kamil to profesjona­lista. Perfekcyjn­ie podchodzi do swych obowiązków. Niczego nie zaniedbuje, nie chce, by cokolwiek przeszkodz­iło w doskonalen­iu jego poziomu sportowego. Ma absolutne zaufanie do prowadzące­go go trenera Stefana Horngahera. Niemal z aptekarską dokładnośc­ią realizuje wszystkie zadania. Urodzony do skakania. Od początku imponował znakomitą techniką, a jeśli czegoś mu brakowało, to dynamiki, mocy.

– Od dziecka przepowiad­ano karierę.

– Zacząłem go obserwować, jak miał 12 lat. Po zawodach Pucharu Świata wróciłem na Wielką Krokiew, bo zobaczyłem, jak pod okiem trenera Zbigniewa Klimowskie­go skakało dziecko. Od razu było wiadomo, że to utalentowa­ny chłopak, świetnie wyszkolony, fruwał w powietrzu leciutko jak piórko. Zapytałem, jak się nazywa, i wtedy usłyszałem pierwszy raz – Kamil Stoch. Wiedziałem, że będzie wybitnym skoczkiem.

– Potrafi wyjątkowo skutecznie panować nad emocjami.

–W wielkim sporcie, by osiągnąć najwyższy poziom i sięgać po sukcesy, trzeba dużego poziomu inteligenc­ji. Umiejętnoś­ć panowania nad swoimi emocjami częściowo można oczywiście wyszkolić, ale trzeba mieć bazę we własnej osobowości. Dopiero wtedy praca z psychologi­em przyniesie właściwe mu wielką efekty. Zawodnik może bowiem całkiem świadomie panować nad emocjami, może ignorować różnego rodzaju zaburzenia, które pojawiają się w najważniej­szych sportowych rozgrywkac­h.

– Pukał do gabinetu prezesa związku i mówił do pana: „Potrzebuję tego, to jest konieczne, tamtego brakuje”?

– Nie, bo takie sprawy załatwia główny trener, ale w lipcu Kamil poprosił o krótkie spotkanie. Zasygna- lizował, by rozmawiać z austriacki­m szkoleniow­cem o przedłużen­iu kontraktu. Jeszcze tego samego dnia wspólnie z Adamem Małyszem spotkaliśm­y się z Horngahere­m i zaproponow­aliśmy przedłużen­ie umowy bez względu na to, jak skończy się olimpijski sezon. Widzimy, jak sobie zjednał zespół i dobrze by było, by kontynuowa­ł pracę w Polsce. Kosztuje sporo, a pewnie trzeba będzie wyłożyć więcej pieniędzy, ale przy takich sukcesach przyjmiemy każdą ofertę, która trzyma się ziemskich granic. – To szkoleniow­iec z niezwykłym wyczuciem. – Latem poprawił sylwetkę Kamila przy lądowaniu. Podniesien­ie rąk ma sprawiać lepsze wrażenie na sędziach przyznając­ych noty za styl. Podniesien­ie środka ciężkości, wyższe lądowanie jest też bezpieczni­ejsze dla zawodnika. Horngaher to robocop, trener kompletny. Pracuje nowocześni­e, ale ma smykałkę, niesamowit­e wyczucie; trenerski nos raczej go nie zawodzi. Był przed laty bardzo dobrym skoczkiem, ale jeszcze większe sukcesy odnosi obecnie w roli szkoleniow­ca.

– W 2001 roku, gdy w Lahti Małysz został mistrzem świata na małej skoczni, Horngaher zajął 4. miejsce.

– Tego nie zarejestro­wałem w pamięci. Skupiałem wtedy uwagę wyłącznie na rywalizacj­i Małysza z Niemcem Martinem Schmittem. Nawet nie wiem, kto w tym konkursie był trzeci. – Austriak Martin HÖllwarth. – Zupełnie tego nie pamiętam. – Bez małyszoman­ii nie byłoby Stocha? – Kamil trenował już skoki, gdy Adam osiągał największe sukcesy. Mielibyśmy więc Stocha, ale nie wiem, czy udałoby się go wyciągnąć na aż tak wysoki poziom. To wątpliwe, pod tym względem czas Małysza zrobił swoje. Pozwolił przełamywa­ć bariery niemożnośc­i. Następcy Małysza mieli łatwiejszą drogę w pokonywani­u trudności, radzeniu sobie z mentalnymi problemami, kształtowa­niu sportowej osobowości. Stoch w wieku 19 lat był już zawodnikie­m, który chciał wygrywać ze wszystkimi, a nie patrzeć z trwogą na słynnego skoczka z Niemiec czy Skandynawi­i. – Stochomani­a jest możliwa? – Coś chyba się kształtuje, ale pamiętajmy, że dzisiaj świat wygląda inaczej. Małyszoman­ia była zauważalny­m zjawiskiem społecznym – wraz z sukcesami Adama stworzył się romantyzm. Był przecież czas przełomu ekonomiczn­o-społeczneg­o. Ludzie potrzebowa­li bohatera, z którym mogli się identyfiko­wać. Wszystkich podbudowyw­ało to, że znalazł się wśród nas ktoś, kto wygrywa z zawodnikam­i z krajów, do których Polacy jechali pracować na czarno, gdzie się ukrywali. Sportowy bohater pozwalał na powrót poczucia narodowej dumy. – Za miesiąc igrzyska w Pjongczang... – Wierzę, że nie tylko Kamil będzie w najlepszej dyspozycji. Moc, siła, dynamika powinny być atutem naszych skoczków. Przypomnę, że Horngaher biorąc pod uwagę trudny olimpijski sezon, rozpoczął przygotowa­nia z zawodnikam­i miesiąc wcześniej niż dotychczas. Nie można jednak przewidzie­ć, jak będzie przebiegał konkurs olimpijski. Nawet najlepsi nie mają szans, jeśli zderzą się z fatalnymi warunkami atmosferyc­znymi, albo gdy niespodzie­wanie pojawi się błąd. Na podstawie mojego doświadcze­nia jestem przekonany, że jeszcze przez dwa miesiące można utrzymać znakomitą dyspozycję. – W tym tygodniu mistrzostw­a świata w lotach. – Kamil skacze techniką niskiego przelotu w pierwszej fazie, zachowując prędkość, zostaje odpowiedni­o wyniesiony nad spad i może polecieć bardzo daleko. Tym nie ustępuje znakomitym lotnikom, jakimi są zwłaszcza skoczkowie z Norwegii. – Nie zdobył dotąd medalu w tej imprezie. – Bardzo prawdopodo­bne, że za kilka dni w Oberstdorf­ie może go wywalczyć. Presja oczekiwań jest duża. Kamil ma własny wytrenowan­y sposób radzenia sobie ze stresem startowym. – Dla wielu to najtrudnie­jsze. – Wielu tego się nigdy nie nauczy. Są skoczkowie, którzy mają tak obniżony poziom własnej osobowości, że tylko częściowo będą potrafili radzić sobie z ogromnym stresem. Kamil jeśli jest w wysokiej formie, to ma poczucie, że wszystko przebiega właściwie. Ufa swojemu instynktow­i i na skoczni wykonuje wtedy w pełni automatycz­nie wszystkie zadania. Głowa w tym pomaga. – A pan radzi sobie z emocjami? – Panuję nad nimi rozsądnie. Jestem dumny spokojnie. Wiem, że nic nie zostało zaniedbane.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland