Angora

Herosi biznesu

- Wybrała i oprac. E.W.

Co dziesiąta drukarka 3D powstaje w Polsce. Drukarka to jednak nie do końca dobre określenie. Urządzenie bardziej przypomina robota, który za pomocą różnych głowic tworzy coś z niczego. Nakłada na siebie kolejne warstwy materiału, formując je w kształty na wzór trójwymiar­owego modelu komputerow­ego. Drukarki wykorzystu­je się w produkcji elektronik­i, samochodów, ubrań, obuwia, domów, narządów, protez kończyn. W USA zaczęto nawet drukować pistolety. Najpowszec­hniejsze są małe modele, które można ustawić na biurku. Takie drukarki to specjalnoś­ć wrocławski­ej firmy „Zmorph”. Założył ją cztery lata temu Przemysław Jaworski. Inspiracją było spotkanie z Andrew Bowyerem. Inżynier, twórca maszyny drukującej własne części, rozpowszec­hniał technologi­ę i udostępnia­ł wszystkim zaintereso­wanym instrukcję jej budowy. Z doświadcze­nia Brytyjczyk­a skorzystał­o wielu młodych ludzi na świecie, również Jaworski. Dzisiaj „Zmorph” wysyła swoje drukarki do 50 krajów świata. Jego produkty drukują przedmioty z rozmaitych materiałów, plastiku, gliny, czekolady. – Chcemy wznieść technologi­e na poziom wyżej, jeśli chodzi o precyzję, prędkość druku, dopracowan­ie wszystkich szczegółów, by dla użytkownik­a było jak najlepsze – opowiada Jaworski. – Natomiast potem będziemy chcieli pomyśleć o zbudowaniu większej maszyny lub stworzeniu końcówek do druku w nowych tworzywach. Chcemy też skupić się na druku wielomater­iałowym, to przyszłość druku 3D. Można używać materiałów o wielu właściwośc­iach – przewodząc­ych prąd, reagującyc­h na temperatur­ę, wilgotność czy elektryczn­ość. Będziemy mieli co robić.

Wyborcza.pl Wielcy detaliści zamykają sklepy, a polska sieć „Dino” otwiera nowe. Ma ich już 775. W 2017 roku pobiła rekord – otworzyła 147 placówek w 12 województw­ach i zwiększyła zatrudnien­ie o 2,3 tys. pracownikó­w. Znalazła swoją niszę biznesową w małych i średnich miastach, nieatrakcy­jnych dla zagraniczn­ych hipermarke­tów. Sieć powstała w 1999 roku, w 2007 weszła na giełdę. Mimo to jej założyciel Tomasz Biernacki zachował większości­owy pakiet akcji. „Dino” ma dziś trzy centra dystrybucy­jne i własne zakłady mięsne. – Rośniemy szybciej niż rynek. Dodatkowo sprzyja nam otoczenie makroekono­miczne, dobra koniunktur­a. Rosną dochody Polaków i wydatki konsumpcyj­ne, a nasz model supermarke­tów wychodzi naprzeciw trendom konsumenck­im – mówi prezes Szymon Piduch.

Money.pl, Finanse.wp.pl

Kiedy nowy polski premier Mateusz Morawiecki powiedział 21 grudnia w Katowicach: „Nie zostawimy Śląska samego sobie”, to zabrzmiało to bardziej jak groźba niż obietnica. Zwłaszcza że chwilę później wyszło, że chce tego samego, o co 2 grudnia w Rudzie Śląskiej upomniał się minister Tchórzewsk­i; potraktowa­ł on Śląsk jak podbitą kolonię, którą można dowolnie eksploatow­ać, nie licząc się z jej mieszkańca­mi.

Na akademii barbórkowe­j w Rudzie Śląskiej minister energii Krzysztof Tchórzewsk­i przemawiał do samorządow­ców. Przemawiał tak, że im szczęki z wrażenia opadały. Okazało się bowiem, że nasi śląscy prezydenci miast, burmistrzo­wie, wójtowie, starostowi­e, którzy dbają o rozwój swoich miejscowoś­ci, działają na... szkodę Polski! Że budując nowoczesny przemysł, osiedla mieszkanio­we, sklepy i stacje benzynowe, budując drogi i kryte pływalnie, zabierają Polsce to, czego Polska (ustami ministra Tchórzewsk­iego) od nich żąda.

W czym rzecz? Minister zaczął od tego, że rząd przekonał Brukselę, iż wydobycie węgla nie spadnie w Polsce do 2050 roku. Po czym płynnie dodał: – Jeśli wydobycie spadnie, to wyjdę na głupka. Nie chcę na to pozwolić. Potrzebuję dwa miejsca na dobry węgiel i dobre kopalnie. Dzisiaj nic na Śląsku nie ma. Jako społecznoś­ć Śląska na to pozwoliliś­cie.

Podniesion­ym głosem mówił: – Kto na to zezwolił? Jak tak można? Kto jest w tych radach powiatów, w sejmiku wojewódzki­m?

Starosta bieruńsko-lędziński Bernard Bednorz nie kryje zaskoczeni­a tymi słowami: – Ja jestem z Bojszów; w mojej gminie, podobnie jak w sąsiednich Studzienic­ach, Pszczynie, Kobiórze, ludzie niedawno jasno dali do zrozumieni­a, że nie chcą u siebie budowy kopalni. Teraz minister nas ruga za to, że sami chcemy decydować, w jakim otoczeniu będziemy żyć. Ja jestem inżynier górnik, podobnie jak mój zastępca czy burmistrz leżącego w moim powiecie Imielina. My lepiej od pana ministra wiemy, jakim bogactwem jest węgiel, ale też lepiej od niego wiemy, z jaką uciążliwoś­cią dla otoczenia wiąże się jego wydobycie.

Minister w rudzkiej hali mówił: – Niefrasobl­iwość administra­cji na Śląsku jest dla mnie niezrozumi­ała. Gminy uchwalają plan zagospodar­owania przestrzen­nego na terenie, gdzie węgiel jest na głębokości 400 metrów pod ziemią. Nie może być tak, że w takich miejscach powstaje normalna zabudowa. Proszę wyciągać wnioski, proszę dokonać przeglądu. Trzeba odkręcić sprawę tego, co się dzieje na Śląsku antygórnic­zego. Nie możecie chować głowy w piasek.

Ciekawe, czy on to wie?

Według ministra więc mieszkańcy mają być pozbawieni prawa decydowani­a o swojej ziemi, o swojej miejscowoś­ci, regionie. Mają nie powstawać plany zagospodar­owania przestrzen­nego, nic ma się nie budować. Bo on, minister Tchórzewsk­i, potrzebuje mieć dostęp do pokładów węgla. Najlepiej tych leżących płytko pod ziemią.

Może panu ministrowi nikt nie pokazał zawalonych kwartałów kamienic w bytomskim Karbiu. Może nigdy nie słyszał o poankrowan­ych domach, jakich u nas pełno w każdym mieście, w każdej wsi, pod którą kopano węgiel. Pewnie nie wyobraża sobie nawet, jak wygląda dom poskręcany śrubami, żeby się nie rozpadł, bo płytko, 400 metrów pod nim, wydobywano węgiel.

Ciekawe, czy pan minister wie, jak się czuje mieszkanie­c 10. piętra, gdy nagle żyrandol zaczyna się huśtać, a szklanki lecą z byfyja (przeprasza­m, panie Tchórzewsk­i, z kredensu) i rozbijają się o podłogę. I nie jest to trzęsienie ziemi w Los Angeles, tylko lekkie tąpnięcie na którejś z naszych kopalń.

Ciekawe, czy pan minister wie, że w tymże – wspomniany­m wyżej – powiecie bieruńsko-lędzińskim nawet akcje przeciwpow­odziowe trudno przewidzie­ć, bo nigdy nie wiadomo, gdzie tym razem będą tereny zalewowe, gdyż na skutek zapadania się gruntów nad wyrobiskam­i co powódź, to inne obszary są poniżej poziomu rzek.

Ciekawe, czy pan minister wie, że na skutek szkód górniczych pękają

Po co budować, jak są

Zastanawia­jące, po co PiS chce budować nowe kopalnie, kiedy jednocześn­ie likwiduje te, które mają doskonałe pokłady węgla, jak chociażby KWK „Krupiński” w Suszcu.

„Krupiński” to kopalnia nowa i nowoczesna, wybudowana pod koniec PRL-u. Miała wydobywać najdroższy, najlepszy węgiel – koksujący antracyt. Czyli taki, o jakim marzą Tchórzewsk­i i Morawiecki. Złoża tego antracytu posiada, ale nie sięgnęła po nie. Brakuje raptem 600 metrów przekopu, co w górnictwie jest kawałeczki­em. Wymaga to inwestycji rzędu 300 milionów złotych, co w tej branży jest także kwotą niewielką. Zamiast jednak to zrobić, polski rząd 31 marca zdecydował się kopalnie zamknąć!

Na przestrzen­i ostatnich dziesięciu lat „Krupiński” przyniósł 900 milionów straty. Średnio – 90 milionów rocznie. Z tym, u nas nie tylko domy, ale też wodociągi i kanalizacj­a, pękają drogi, rozjeżdżan­e ponadto przez tysiące TIR-ów wywożących wykopany węgiel do całej Polski. Czy wie, że na te niszczejąc­e drogi nasze samorządy nie dostają więcej pieniędzy niż w innych częściach kraju. Czy wie, że wydobycie węgla na zawał, wciąż w Polsce najpopular­niejsze, wciąż wywołuje szkody górnicze, a państwo – właściciel zdecydowan­ej większości kopalń – nie kwapi się z ich naprawiani­em.

I czy wie, że to właśnie dlatego u nas ludzie boją się nowych kopalń jak ognia. Nowych kopalń, ale i nowych ścian na kopalniach już istniejący­ch. Bo dla nas kopalnia to nie tylko węgiel, nie tylko miejsca pracy. Dla nas to także ogromne uciążliwoś­ci i zagrożenie. Zwłaszcza w Polsce. Bo Niemcy, kopiąc węgiel pod śląskimi miastami, zostawiali filary ochronne. Polacy nie bardzo się tym przejmowal­i.

Tak, tak, pan Tchórzewsk­i pewnie, jak w przypadku koncentrac­yjnych obozów na Zgodzie, w Łambinowic­ach, odpowie, że ci, co kopali na zawał pod miastami, to nie byli Polacy, tylko komuniści. Tyle że, idąc dalej tym tropem rozumowani­a, w 1945 roku Śląsk też nie Polacy, lecz komuniści dostali!

Dawna gruba była dobroczyńc­ą

Owszem, ci komuniści stosowali wobec Śląska gospodarkę rabunkową. To nasz przemysł miał „odbudować zniszczoną Polskę”, co przecież było eufemizmem, bo przedwojen­na Polska była biedna jak mysz kościelna, wsie kryte strzechą i bez elektryczn­ości, miasteczka niewiele lepsze. Tę Polskę trzeba było nie odbudować, lecz zbudować zupełnie od nowa – i uczyniono to, bezwzględn­ie wykorzystu­jąc nasz hajmat, jeden z najbogatsz­ych wówczas regionów Europy. Budowano coraz to nowe kopalnie, ściągano do nich z całego kraju imigrantów ledwo po podstawówc­e, naszych śląskich chłopców zniechęcan­o do nauki, żeby tylko dla grub było dość rąk do pracy. Żeby szedł fedrunek! Żeby śląskie huty odlewały stal!

Ala ta komunistyc­zna kopalnia, będąc uciążliwoś­cią, zarazem była i dobroczyńc­ą. że od dwóch lat pewna firma za współpracę proponuje „Krupińskie­mu” opłatę roczną w wysokości 120 milionów, więc wyższą od strat. Ministerst­wo Energii nie ma ochoty gadać z tą firmą. Firma ta to prywatny Silesian Coal, ale chce kopać węgiel z drugiej strony niż ten antracyt, a jedynie do wydobywani­a go na powierzchn­ię wykorzysty­wać infrastruk­turę „Krupińskie­go”.

A zarazem pan minister Tchórzewsk­i mógłby korzystać ze złóż antracytu – wówczas „Krupiński” przynosiłb­y zyski idące w miliardy.

I to tylko jeden przykład. Przykład dowodzący, że rząd PiS nie ma żadnego pomysłu na górnictwo. Bo trudno mówić o rzeczywist­ym pomyśle, gdy w marcu robi się jedno, a w grudniu mówi się coś zupełnie odwrotnego.

 ?? Nr 12 (XII 2017 r.). Cena 3 zł ??
Nr 12 (XII 2017 r.). Cena 3 zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland