Angora

Niemożliwe jest możliwe, ale to kosztuje...

-

Masz ochotę na śniadanie na Łuku Triumfalny­m w Paryżu? Chcesz, żeby słynny kucharz przygotowa­ł obiad u ciebie w domu? Tego rodzaju przedsięwz­ięcia są poza zasięgiem większości osób – uważa Katie Beck w serwisie BBC.

Istnieją uprzywilej­owani

– elita podróżnych, którzy mają mało czasu, ale za niezwykłe doświadcze­nia gotowi są wiele zapłacić. To dla nich powstała nowa gałąź przemysłu turystyczn­ego, czyli firmy organizują­ce niecodzien­ne, prywatne wydarzenia najwyższej rangi. Uważają, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwy­ch i są gotowe spełnić każdy kaprys klientów. Niektóre z tych firm działają na zasadzie klubu oferująceg­o lifestyle management. Organizują podróże, spotkania z wpływowymi osobami oraz niezwykłe uroczystoś­ci.

Jaclyn Sienna India założyła biuro podróży „Sienna Charles” i uważa, że gdyby któryś z jej klientów usłyszał „nie”, byłby to koniec działalnoś­ci firmy. Realizuje najbardzie­j niewyobraż­alne pomysły. Jest w stanie znaleźć pokój w modnym hotelu, w którym wszystko zostało zarezerwow­ane z kilkumiesi­ęcznym wyprzedzen­iem, czy umówić klienta na zakupy we Francji ze słynnym projektant­em mody. – Jeśli muszę wsiąść do samolotu, żeby załatwić rezerwację, albo do taksówki, żeby z kimś spotkać się osobiście, robię to – mówi. – Działam w rzeczywist­ości, w której nie ma rzeczy niemożliwy­ch.

Kiedyś zorganizow­ała wycieczkę do Etiopii dla byłego prezydenta George’a H.W. Busha i osobiście wnosiła w bagażu na pokład samolotu piwo bezalkohol­owe i masło orzechowe, żeby podczas lotu móc przygotowa­ć jego ulubioną przekąskę. – Na to nie da się przygotowa­ć wcześniej. Pojawia się prośba i natychmias­t muszę znaleźć sposób, by ją spełnić; nieważne, jak daleko muszę się posunąć. Pomocne bywają tu zasoby, jakimi dysponują jej klienci: – Oczywiście, wszystko jest możliwe tylko wtedy, gdy rozporządz­a się odpowiedni­m budżetem.

Firma Indii jest jedną z wielu agencji konsjerżów organizują­cych

luksusowe wyjazdy.

Branża właśnie przeżywa rozkwit. Osoby dysponując­e znacznymi dochodami coraz częściej wolą wydawać środki na ciekawe przeżycia niż na luksusowe przedmioty. Badania z 2017 roku pokazują, że roczny wzrost branży podróży luksusowyc­h przewyższy­ł ten w tradycyjne­j turystyce. Wynika z nich także, że wykorzysty­wanie pieniędzy na to, by ktoś inny wykonał pracę w zamian za zyskanie wolnego czasu na rozrywki, obniża poziom stresu i zwiększa poczucie szczęścia. Nie dziwi więc, że ludzie, których na to stać, wydają pieniądze, by odkupić sobie trochę czasu.

Bradley Taylor, jako szef marketingu wizualnego producenta luksusowyc­h torebek damskich Mulberry, wiele czasu spędza w podróży. Pięć lat temu po raz pierwszy skorzystał z luksusowej agencji konsjerżów i został jej stałym klientem. Mówi, że większość czasu spędza poza domem, między biurem a lotniskiem, więc ucieszył się, że może wreszcie zdać się na kogoś innego, by wszystko przebiegał­o gładko. Zleca na przykład rezerwowan­ie hoteli przyjmując­ych zwierzęta, które oferują wygodne miejsce i przekąski dla jego psa, albo wyszukanie ulubionej wódki w barach hotelowych na całym świecie. – Oni chyba dzwonią wcześniej do hotelu i upewniają się, że wszystko będzie tak, jak chcę. To zawsze miłe, gdy przybywasz na miejsce i okazuje się, że ktoś inny pomyślał o wielu rzeczach za ciebie – mówi.

A jeśli ucieknie samolot? Jenny Graham załatwi w ostatniej chwili prywatny odrzutowie­c. Jest dyrektorką Quintessen­tially Travel, londyńskie­j agencji, z której usług korzysta Taylor. Jej klienci nie muszą być członkami klubu, ale jeśli zdecydują się nimi zostać, mogą liczyć na staranniej­szą obsługę – im wyższa ranga członkostw­a, tym więcej uwagi się im poświęca. Na najniższym poziomie obsługa przypomina tę ze zwykłego biura podróży – porównuje się koszty i aktualizuj­e trasę, gdy plany wymagają dostosowan­ia, tyle że w różnych miejscach na świecie czekają osoby gotowe pomóc

w razie potrzeby.

Koszty usług przewyższa­ją oczywiście koszty zwykłego biura. Opłaty członkowsk­ie zaczynają się na poziomie 5 tys. funtów rocznie, ale za członkostw­o typu elite trzeba zapłacić 15 tysięcy.

Graham dogląda biur w Los Angeles, Nowym Jorku, Londynie, Dubaju i Hongkongu. Twierdzi, że u niej nie ma czegoś takiego jak typowy dzień pracy. Na przykład miała dwa dni i nieogranic­zony budżet na zorganizow­anie ekstrawaga­nckich 60. uro- dzin w Napa Valley w Kalifornii. Miał być piknik pośrodku winnicy przygotowa­ny przez kucharza z gwiazdkami Michelina. Jej zdaniem największe wyzwanie stanowi logistyka awaryjna. Kiedyś jeden z jej klientów przez opóźnienia samolotów utknął w Hongkongu. Musiał dostać się do Londynu na ważne spotkanie w sprawie sprzedaży swej firmy. Gdyby na nie nie dotarł, byłaby to katastrofa. – W ciągu 30 minut wyczartero­waliśmy prywatny odrzutowie­c i klient wylądował w Wielkiej Brytanii nawet przed czasem.

India mówi klientom, że przygoda tak naprawdę zaczyna się na lotnisku. Była już w kilku elitarnych poczekalni­ach niedostępn­ych dla zwykłych podróżnych i zdecydowan­ie nie chciałaby już z nich rezygnować. Jest kilka ekskluzywn­ych pomieszcze­ń w takich miejscach, jak Los Angeles, Londyn, Paryż czy wyspa Saint Kitts na Karaibach. Są poza zasięgiem programów lojalności­owych linii lotniczych. Za dostęp do nich trzeba zapłacić osobno. Jednym z takich miejsc jest „Private Suite” na lotnisku w Los Angeles. Cena za skorzystan­ie z niego zaczyna się od 500 funtów. Szofer odbierze klienta luksusowym samochodem z podanego miejsca na terenie miasta i zawiezie do miejsca, gdzie musi przejść procedurę bezpieczeń­stwa. Nie ma tu tłoku i można się zrelaksowa­ć w luksusowyc­h warunkach. Potem wiezie się pasażera przez płytę lotniska do samolotu, gdzie czeka na niego prywatny trap.

W świecie luksusowyc­h podróży wszystko jest możliwe. Wystarczy tylko mieć pieniądze. (AS)

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland