Angora

Czarne złoto

Biżuterię z polskiego węgla mają arabscy szejkowie i księżna Cambridge

- KRZYSZTOF KAMIŃSKI Zdjęcie: archiwum firmy

Biżuterię z polskiego węgla cenią na świecie.

Nikiszowie­c to najbardzie­j śląskie ze śląskich osiedli. Tu podczas powstań toczyły się ciężkie walki, kręcono sceny do „Soli ziemi czarnej”, „Perły w koronie”. Tu od 99 lat rodzina Niesporków prowadzi znany w całym województw­ie zakład fotografic­zny, o którym pisaliśmy w ANGORZE w 2011 r.

W samym sercu zabytkoweg­o osiedla od pięciu lat istnieje „I COAL YOU”, pracownia Katarzyny Depy-Tomczak, która specjalizu­je się w produkcji biżuterii z węgla.

– To, że dziś robię taką nietypową biżuterię, to przypadek – twierdzi pani Katarzyna. – Przed kilku laty spodobało mi się etui do telefonu ozdobione bursztynem i chciałam kupić podobne, tyle że z jakimś czarnym kamieniem. Nie znalazłam i pomyślałam, że jestem w stanie zrobić je sama. Najlepiej do tego nadawał się obrobiony węgiel. Chociaż nie pochodzę ze Śląska, tylko z Podkarpaci­a, to węgiel zawsze mnie fascynował, tak jak fascynował­a mnie praca górników setki metrów pod powierzchn­ią ziemi. Obserwował­am ich codziennie z okna, jak idą na kopalnię i potem wracają z szychty. Zaczęłam od poznawania struktury węgla i sposobów jego obróbki. To była nauka metodą prób i błędów. Pomysł nie był nowy, gdyż już na początku XIX wieku górnicy robili swoim żonom i narzeczony­m biżuterię z wyszlifowa­nych bryłek. Choć zrobiłam węglowe oczko do mojego wymarzoneg­o etui, to zobaczyłam, że jest to o wiele trudniejsz­e, niż mogłam się spodziewać.

Swoje hobby pani Depa łączyła ze studiami na Wydziale Nauk o Zdrowiu Śląskiego Uniwersyte­tu Medycznego w Katowicach.

– Na początku chodziłam po składach węgla, oglądałam bryłki, te najbardzie­j interesują­ce wkładałam do wiaderka i zabierałam do domu. Pracownicy składów dziwili się, dlaczego je zbieram, ale byli dla mnie bardzo życzliwi.

Dziś, gdy pracownia się rozrosła, właściciel­ka zatrudnia dwie osoby, ale na początku musiała korzystać z pomocy męża.

Pan Jacek był górnikiem, pracował na dole. W wieku 20 lat miał wypadek, w którym stracił nogę. Jednak zamiast iść na rentę, nadal pracuje w kopalni, tyle że na powierzchn­i, a jest dokumental­istą.

– Na Śląsku poszanowan­ie pracy i związek z kopalnią są bardzo silne – zapewnia pani Katarzyna. – Po 192 latach zamykana jest kopalnia „Wieczorek”, w której pracuje większość osób z naszego osiedla. Dla dla tych ludzi likwidacja kopalni to coś więcej niż tylko koniecznoś­ć szukania sobie nowego zajęcia.

W jubilerstw­ie zwykle wszystko zaczyna się od zrobienia projektu.

– Węgla trzeba się nauczyć – wyjaśnia właściciel­ka. – Trzeba go wziąć w rękę, poczuć, obejrzeć i dopiero wtedy postanowić, co z tego można zrobić. Tak jak nie ma dwóch takich samych bryłek, tak nawet biżuteria zrobiona z tego samego kawałka może się różnić. Na przykład jeden kolczyk będzie się błyszczał bardziej niż drugi.

Rzemieślni­czka wybiera tylko niewielkie bryłki, gdyż takie łatwiej jest obrobić. Te największe mają 40 cm długości i 20 szerokości.

Dla księżnej i studentki

Pierwszy etap produkcji polega na pocięciu węgla na mniejsze części za pomocą tzw. gumówki, piły tarczowej do metalu.

– Czasem po rozcięciu okazuje się, że bryłka skrywa w sobie jakąś niespodzia­nkę, na przykład cienką warstwę pirytu, która wygląda jak złoto – dodaje pani Katarzyna.

Potem wyselekcjo­nowanym kawałkom za pomocą kamienia szlifiersk­iego nadawany jest konkretny kształt: wielokąta, serduszka, owalu, nieregular­nej bryłki.

Po szlifowani­u przychodzi kolej na mycie i polerowani­e.

W dziesięcio­stopniowej skali twardości minerałów (Mohsa) palmę pierwszeńs­twa dzierży diament (10 punktów). Jego kuzyn węgiel znajduje się na drugim biegunie skali (ma od 1 do 2 punktów) i praktyczni­e można go zarysować nawet palcem. To sprawia, że jego obróbka wymaga nie tylko cierpliwoś­ci, ale jest obarczona dużym ryzykiem.

– Niekiedy zdarza się, że gdy kamień jest już praktyczni­e gotowy nagle pęka i godzina pracy, albo więcej idą na marne – wyjaśnia szefowa.

Gdy węgielek ma być przewieszk­ą lub naszyjniki­em, przewierca się w nim otwór. Pierścionk­i i spinki osadzane są w srebrnej oprawce.

Jednym z najważniej­szych etapów produkcji jest utwardzani­e. To kąpiel w roztworze, którego skład jest najpilniej strzeżoną tajemnicą pracowni.

Utwardzeni­e nie tylko wzmacnia kamień, ale także sprawia, że przestaje on brudzić, co ma szczególne znaczenie w przypadku spinek zakładanyc­h do białej koszuli.

Podczas obróbki pracuje się w masce, okularach, ochraniacz­ach na uszy i czapce na włosach. Niestety, dla lepszego wyczucia materiału nie można założyć rękawiczek.

– Nieobrobio­ny węgiel, niestety, zostawia ślady – śmieje się pani Katarzyna. – Gdy pracuje się z nim od lat przez kilka godzin dziennie, to trudno domyć dłonie, które wyglądają tak jak po górniczej szychcie. Żebym nie wiem ile je szorowała, w porach skóry zawsze zostanie jakiś niewielki ślad. Czasem żartuję, że z takimi rękami nie mogłabym wrócić do zawodu. Położna z niedomytym­i dłońmi! Domyć je mogę dopiero podczas ręcznego prania swetrów, gdy przez wiele minut mam zamoczone ręce w gorącej wodzie z proszkiem.

Właściciel­ka już dawno straciła rachubę, jak duża jest jej produkcja. Wiadomo tylko tyle, że rocznie kupuje około 6 ton węgla, którego cena dochodzi do tysiąca złotych za tonę. Z tej masy, po dokładnym przejrzeni­u, do obróbki trafia około 100 kilogramów, z których powstaje kilka tysięcy różnych ozdób. Kolczyki, bransoletk­i, naszyjniki, breloczki, spinki do mankietów. Pracownia przyjmuje też indywidual­ne zamówienia, głównie na pierścionk­i i spinki do krawatów, ale zdarzają się też krzyżyki i różańce.

Najtańszy wyrób to kosztujące 65 zł, oprawione w srebro kolczyki z bryłkami węglowymi o średnicy 4 mm. Najdroższy był oprawiony w złoto, a zrobiony na indywidual­ne zamówienie, pierścione­k zaręczynow­y, który kosztował 2 tys. zł.

Biżuterię pani Katarzyny można dostać w ośmiu sklepach – w Katowicach, Zabrzu, Jastrzębiu i Podzamczu koło Ogrodzieńc­a. Jednak większość produkcji sprzedawan­a jest w internecie. Najwięcej zamówień pochodzi z Warszawy, coraz więcej z zagranicy, przede wszystkim ze Stanów Zjednoczon­ych. Wyroby „I COAL YOU” kupują przeważnie kobiety, często studentki, w wieku 20 – 35 lat.

Biżuteria z Nikiszowca zwróciła już uwagę możnych tego świata. Swego czasu zamówienie na 1000 sztuk oprawionyc­h w 18-karatowe złoto spinek do mankietów złożył jeden z arabskich szejków. Niestety, właściciel­ka nie była w stanie zrealizowa­ć tak wielkiego zlecenia w miesiąc. Podczas niedawnego pobytu w Polsce książę i księżna Cambridge dostali w prezencie od województw­a śląskiego biżuterię kupioną w nikiszowsk­iej pracowni – naszyjnik, kolczyki oraz spinki do mankietów. Pani Katarzyna liczy, że kiedyś w mediach zobaczy księżną w swoich kolczykach lub naszyjniku, a wówczas, mogą posypać się zamówienia z całego świata.

Właściciel­ka niechętnie mówi o pieniądzac­h.

– Pracownia jest dziś jedynym moim źródłem utrzymania. W każdej chwili mogłabym wrócić do zawodu, jestem przecież magistrem położnictw­a. Najważniej­sze jest jednak to, że tu jestem u siebie i mogę organizowa­ć pracę tak jak chcę.

W produkcji biżuterii z węgla na całym świecie specjalizu­je się zaledwie siedem osób. Po jednej w Australii, Brazylii, Holandii i Słowenii oraz trzy w Polsce.

– To ciężki kawałek chleba – zapewnia Katarzyna Depa-Tomczak. – Wymaga czasu i skupienia. Nie da się z tego zrobić masowej produkcji ani elementów powtarzaln­ych. Ale ma to też i dobrą stronę, bo nie muszę się obawiać, że w mojej branży pojawi się liczna konkurencj­a lub że zaleje nas masowa produkcja z Chin. Moje wyroby są coraz bardziej rozpoznawa­lne, praca sprawia mi przyjemnoś­ć, na życie wystarcza. Czego chcieć więcej?

 ??  ?? Rocznie pracownia jubilerska przerabia 6 ton węgla!
Rocznie pracownia jubilerska przerabia 6 ton węgla!

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland