O wolność naszą i waszą...
Renomowany kołobrzeski ogólniak, zwany potocznie Kopernikiem, ogłosił konkurs dziennikarski. Postanowiła w nim wziąć udział 15-letnia Laura i napisała felietonik, w którym emocjonalnie, acz sensownie, odniosła się do jednej z gimnazjalnych patologii, jakim jest plotka. Laura napisała tekst w jednej, wysokiej tonacji, ale opisywała przypadek własny, głęboko przeżyty. „Szkoła... mój osobisty dramat i horror” pisała w nim dziewczyna. Nie użyła w tekście nazwisk, nazw instytucji, nie wspomniała o swym mieście. Ale jej konkursowa praca do komisji w Koperniku nie dotarła, wstrzymana przez... dyrekcję macierzystej szkoły, która uznała dzieło Laury za wredny paszkwil, a nie żaden felieton. Szkolna polonistka orzekła też, że z powodu błędów, stylu i ataku na szkołę i koleżanki (o gronie pedagogicznym nie wspomniała) praca nadaje się tylko do kosza. To zirytowało matkę Laury, która poszła do miejscowej gazety. I tam zapytała: to paszkwil czy felieton?
Koleżanka z „Gazety Kołobrzeskiej”, Anna Buchner-Wrońska napisała do mnie maila z opisem sytuacji i tym samym pytaniem. A ponieważ od czterdziestu lat piszę felietony, niekiedy ocierające się o istotę gatunku, zgodnie z osobistym przekonaniem, po lekturze, odpisałem, że: „nie wchodząc w akademickie definicje, uważam, że przedstawiony mi tekst jest formą felietonową, napisaną z ogniem, talentem i wrażliwością”. Dodałem, że tekst jest jeszcze chropawy, redakcyjnie nieobrobiony, ale jest zaangażowany, osobisty, dotyka spraw ważnych, dla wielu ludzi bolesnych. Jest anonimowy w tym znaczeniu, że nie dotyka nikogo ad personam, co przecież łatwo zauważyć, do tego oparty jest na przeżyciach autorki. Podkreśliłem też, że w żadnym stopniu nie jest to tekst godzący w dobre imię szkoły. To głos wołającego na puszczy... W publicznym interesie! Kołobrzeska koleżanka napisała więc artykuł, powołując się na moją opinię, a jej tekst przedrukował portal Na temat; krótko potem problem opisał portal Gazeta.pl, zaś „Fakt” dał kołobrzeski temat na weekendową jedynkę, opatrując go sensacyjnym tytułem.
W tym czasie w Kołobrzegu działo się wiele. Dyrekcja szkoły szamotała się jak karp w brezentowym basenie. Ruszyła szkolna nagonka na Laurę, ta zaś, chcąc uniknąć presji środowiska, zdecydowała się zmienić szkołę. Aliści zasugerowano też mamie Laury, że może śmiało składać pracę córki na konkurs. I felietonik dziewczyny tam trafił, czekając połowy lutego, gdy „kopernikańskie” jury oceni pokłosie konkursu.
Czekając na finał konkursu, nie możemy cytować pracy Laury, choć chętnie to zrobilibyśmy. Dziewczyna opisała w nim bowiem i skomentowała przykry epizod, jeden z tysięcy, które wydalało splątane środowisko każdego gimnazjum. Nie tylko kołobrzeskiego, gdyż miejscowość jest nieistotna. Epizody pełne bezmyślności, okrucieństwa, głupoty były obecne we wszystkich szkoła tego typu. Ich skutki pokutują do dziś. Równie uniwersalny jest oportunizm i zachowawczość nauczycieli, spotykanych od Ustrzyk po Międzyzdroje. Nie jest to norma, nie jest to standard, ale zdarza się wszędzie. Już sam moment, kiedy uczennica składa pracę na ręce wychowawczyni, a ta popada w agresję i rzuca oskarżeniami o kalanie szkolnego gniazda, trąci nie tylko dulszczyzną. Budzi zarazem głębokie poczucie ulgi, że pani nauczycielka nie pocięła dziewczyny nożem. Wszak w ten sposób dawno temu traktowano posłańca, który przynosił złą wiadomość. Jesteśmy bowiem pełni zrozumienia, że nauczyciele nie mieli i nie mają większego rozeznania o gimnazjalistach, ich umysłowych i hormonalnych odlotach. Bo tylko tą niewiedzą można usprawiedliwić histeryczną, niemądrą reakcję szkoły. I jej niemoc na gimnazjalny horror.
Dyrekcja placówki, nie potrafiąc wyjść z twarzą z sytuacji, którą wykreowała, oświadczyła na stronie internetowej, że, „blokując pracę Laury, chciano zapobiec sytuacji kryzysowej”, co autorów tego konceptu zwyczajnie kompromituje. To nie praca Laury wywołała sytuację kryzysową, bo dziewczyna tylko kryzys opisała! Szkoła powinna przeciwdziałać przyczynom, a nie skutkom! Powinna nagradzać postawy, które kryzysy piętnują, a nie piętnować ludzi z kryzysami walczącymi. Powinna nagradzać odwagę myśli! „Autorce mogłoby grozić dalej postępujące wykluczenie, a opisane w artykule osoby zostałyby skrzywdzone być może niesłusznymi oskarżeniami. Ponownie podkreślamy, że naszym celem jest ochrona wszystkich naszych uczniów”. W felietoniku Laury nie ma cienia sugestii, kto jest w sprawie kim. Widać, dyrekcja wie lepiej, choć nie wie, co z tym zrobić. Czysty faryzeizm, dowodzący, że trajektorie, które powinny być zbieżne: nauczyciele i uczniowie, nie tylko się ze sobą nie przecinają, ale dokonują nadludzkich wysiłków, by się do siebie nie zbliżyć.
Dyrekcja szkoły zadumała się też nad kwestią wolności. „Czym innym jest wolność słowa, a czym innym odpowiedzialność za własne czyny. To mieliśmy na celu, rozmawiając z naszą uczennicą. Wolność jednostki godzi w dobro innych osób, naszych pozostałych uczniów. Nie mogliśmy się na to zgodzić”. Nie, drodzy nauczyciele, nie na tym polega wolność, bo stawiając znak równości między ofiarą i dręczycielami, dowodzicie, że nie rozumiecie, na czym naprawdę wolność polega. henryk.martenka@angora.com.pl