Rzeź „niewiniątek”
W kilkanaście dni Mariusz Błaszczak przeprowadził w Ministerstwie Obrony Narodowej czystkę, jakiej nie widziano tam od ćwierć wieku.
– Cel jest ten sam. Chodzi o bezpieczeństwo naszej ojczyzny. Chodzi o to, aby Polska była w stanie obronić się przed najeźdźcami, napastnikami, przed tymi, którzy źle Polsce życzą. Chodzi o to, żeby Wojsko Polskie było zmodernizowane, było wyposażone w nowoczesny sprzęt i żeby odznaczało się wysokim morale. Żeby fakt służenia w Wojsku Polskim był wyróżnieniem i zaszczytem. Chciałem podziękować panu ministrowi (Antoniemu Macierewiczowi – przyp. autora) za wysiłki, które pan minister podjął w ciągu ostatnich dwóch lat i chciałem zapewnić państwa, że te działania będą kontynuowane. Te słowa padły z ust Mariusza Błaszczaka 9 stycznia podczas uroczystości obejmowania przez niego stanowiska ministra obrony narodowej.
Nie minęło wiele godzin, gdy nowy szef dokonał kilku istotnych zmian personalnych. Zwolnił dyrektora generalnego Bogdana Ścibuta, który pełnił tę samą funkcję przy Macierewiczu w MSW w 1992 roku. Stanowisko straciła też Anna Pęzioł-Wójtowicz, rzeczniczka prasowa, która jeszcze wiosną była majorem, a dziś jest pełnym pułkownikiem.
To jednak był dopiero początek. Wkrótce do dymisji podał się Piotr Bączek, kontrowersyjny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Potem przyszła kolej na wiceministrów.
Odeszli: Dominik Smyrgała, Bartłomiej Grabski i Bartosz Kownacki, który za czasów Macierewicza w MON był nie tylko człowiekiem numer dwa, ale odpowiadał za warte dziesiątki miliardów złotych negocjacje kontraktów na zakup sprzętu wojskowego.
Uchował się tylko, chwalony nawet przez opozycję, Tomasz Szatkowski mający dobre kontakty u naszych amerykańskich i brytyjskich sojuszników.
Zwolniono większość dyrektorów departamentów i biur ministerstwa. Nieoczekiwanie swoje stanowisko zachował Radosław Peterman, dyrektor departamentu kadr, który cieszył się zaufaniem poprzedniego ministra.
Podobno niepewny jest też los dyrektora Wojskowego Biura Historycznego, prof. Sławomira Cenckiewicza, a nawet szefa Sztabu Generalnego, generała Leszka Surawskiego, choć w tym ostatnim przypadku decydujący głos zapewne będzie miał prezydent Andrzej Duda.
Antoni Macierewicz był bez wątpienia najbardziej kontrowersyjnym ministrem obrony narodowej III RP. Jednak, jak nieoficjalnie zapewnia wielu wpływowych polityków PiS-u, gdyby nie jego PR-owskie wpadki (sprawa Misiewicza, francuskie mistrale czy podkomisja smoleńska) miał szansę na zachowanie stanowiska.
Jednak największym grzechem byłego ministra było stałe podkreślanie własnej niezależności, czego prezes Kaczyński nie mógł dłużej tolerować.
Takich problemów z pewnością nie będzie sprawiać Mariusz Błaszczak, o którym politolog dr Marek Migalski mówił, że: bez konsultacji z prezesem nie śmie nawet poprawić sobie grzywki.
Macierewicz marzył o stanowisku ministra obrony narodowej przez ćwierć wieku i do tej funkcji cały czas się przygotowywał, a mimo to nie uniknął bardzo wielu błędów. Błaszczak nie ma z wojskiem nic wspólnego i wygląda na to, że w przeciwieństwie do swoich poprzedników: Szeremietiewa, Komorowskiego, Sikorskiego czy Macierewicza nie lubi armii.
Może to oznaczać, że z każdą ważniejszą sprawą będzie udawał się do prezesa Kaczyńskiego, który także o wojsku nie ma większego pojęcia.
Gdy więc w 2019 roku PiS ponownie wygra parlamentarne wybory, jest całkiem prawdopodobne, że Antoni Macierewicz dostanie kolejną szansę i znowu będzie dowodził naszym wojskiem.
Czystka nad czystkami
Janusz Zemke, europoseł (SLD), I zastępca ministra obrony narodowej (2001 – 2005):
– Wiele razy słyszałem, jak osoby z kierownictwa PiS mówiły, że Antoni Macierewicz jest najlepszym ministrem obrony po 1989 r., który skupił wokół siebie najlepszych fachowców. A jeżeli tak, to dlaczego teraz minister Błaszczak „czyści” resort ze wszystkich ludzi, którzy mieli z nim bliższe kontakty?
Skala i tempo tych zmian personalnych jest zdumiewająca, a przecież Macierewicz i Błaszczak należą do tej samej partii politycznej, obaj zasiadają w jej ścisłym kierownictwie (są wiceprezesami PiS-u – przyp. autora).
Gdy po wygraniu wyborów w 2001 roku razem z ministrem Jerzym Szmajdzińskim przyszliśmy do MON, to na 12 dyrektorów departamentu (dziś jest ich więcej) zwolniliśmy dwóch!
Kierownictwo resortu (minister i jego zastępcy) to osoby z nadania politycznego i zazwyczaj zmieniają się razem ze swoim szefem, ale dyrektorzy departamentów