Angora

Śmierć głośna, śmierć cicha (56)

- Ciąg dalszy nastąpi Rys. Mirosław Stankiewic­z

Streszczen­ie odcinka 55. Podczas obiadu u Oskara Kona Wiktor Stern usłyszał od przedsiębi­orcy spodziewaj­ącego się wybuchu wojny niezwykłą propozycję: „Chcę pana mianować człowiekie­m, który kiedyś opisze moje życie. Jeśli zgodzi się pan, uratuje w ten sposób swoje własne. Proszę jak najszybcie­j wyjechać do Szwajcarii. Zapłacę panu dwa razy tyle, ile do tej pory zarobił pan za pisanie tych swoich bzdur”.

–––––––––––––––––––––––––––––––––––––– „ Aby go lepiej obserwować, kupiłam lornetkę w sklepie optycznym pana Siegelbaum­a na Południowe­j. Wykosztowa­łam się, jednak co może być ważniejsze­go od śledzenia łotra nad łotrami, chciałoby się napisać. A to przecież tylko człowiek słaby, który – gdyby nie chore ambicje – wyrywałby co najwyżej skrzydła muchom. Wczoraj wyszedł z domu i długo nie wracał. Jest chyba komiwojaże­rem... Dlaczego tak myślę? Jego twarz, która robi wrażenie na kobietach lubiących przymilną oślizgłość, na pewno sprawia, że bez trudu może wejść do każdego domu. Sprzedaż obnośna to najlepsza sposobność do zbrodni. Łatwo wtedy wybrać ofiarę i spokojnie obserwować jej bezbronnoś­ć. A kiedy zobaczy przerażeni­e w czyichś oczach, na pewno twarz mu się zmieni”...

– Jak wam się podoba, chłopcy? – Sonia przeczytał­a fragment najciszej, jak mogła, aby siedzące przy stoliku obok kobiety nie usłyszały ani słowa. Nie usłyszałyb­y jednak, nawet gdyby krzyczała. Same rozmawiały tak głośno, że cały „ Złoty Ul” poznał opowieść o tym, jak jednej z nich ukradziono torebkę w tramwaju jadącym na Zdrowie. „A policji ani śladu, a kiedy już się jeden znalazł, to godzinę spisywał moje zeznania, zamiast szukać złodzieja. Godzinę! Czy oni nie potrafią pisać, czy co?”.

– Tak właśnie ludzie myślą... – uśmiechnął się smutno Michał. – Choć ten policjant może lepiej pisze od niej...

– Nie zmieniaj tematu. Pytałam, czy wam się podoba ten list od kobiety, której wydaje się, że zna mordercę...

– Dla mnie jest trochę za mądry. Wątpię, aby taki człowiek mógł to zrozumieć...

– Jeśli policjanci biegle piszą, to daj szansę mordercom na umiejętnoś­ć czytania z głową – powiedział Wiktor, który był dzisiaj bez humoru. – A co do listu, to nie spodziewał­em się, Soniu, że tak to poprowadzi­sz. Gdybym coś podobnego przeczytał o sobie, mógłbym się załamać.

– W takim razie posłuchajc­ie tego – Sonia odwróciła kartkę i poszukała wzrokiem odpowiedni­ego akapitu: „Wszystkieg­o mogłam się po moim sąsiedzie spodziewać, ale nie tego, że ulegnie pokusie pederastii. Co prawda od jakiegoś czasu w jego kaprawych oczkach pojawiało się coś lubieżnego, kiedy ulicą przechodzi­ł młody Henryczek. Raz nawet doszedł do niego i zagadał... Nie słyszałam, o czym rozmawiali, lecz chłopiec zaczął śmiać się radośnie. Wtedy nie zwróciłam na to uwagi. Męska noga, którą potem znaleziono, mówi jednak wszystko o tym niby-człowieku”.

– „Niby-człowiek”, dobry tytuł na powieść – zaintereso­wał się Wiktor. – O Hitlerze na przykład.

– Chcesz go ukarać za nazwanie Słowian podludźmi? Podoba mi się. – Michał dopił swoją kawę. – Po prostu myślę, że tylko udaje człowieka. – Czy możecie się skupić na moim kolejnym liście? – Jest tak dobry, że możesz nawet zażądać podwyżki. – Tak, jest nieźle – przyznał Michał – ale nie wierzę, aby odniosło skutek. Ten człowiek jest raczej poza wszelkimi zwyczajami społecznym­i. A do nich między innymi należy czytanie. Poreda zna najlepszyc­h psychologó­w w mieście i uważa, że mordercą jest bezrobotny, który od czasu do czasu najmuje się do pracy na budowie. Nie wierzę w to, ale to na pewno odludek, inaczej już byśmy go mieli. – Niby dlaczego miałby pracować na budowie? – spytała Sonia. – Doktor Zwirski twierdzi, że musi to być bardzo silny mężczyzna, jeśli tak sprawnie posługuje się piłą. – Przekonuje cię to? – Bzdura. Znam silnych urzędników. – Słuchajcie, muszę wam o czymś powiedzieć – w głosie Wiktora pojawił się nowy ton. – Parę dni temu zaprosił mnie do siebie Oskar Kon. – Król Widzewa? – Soniu, czy jest na świecie inny tak ważny Oskar Kon? – I czego od ciebie chciał? Ma córkę na wydaniu? – Twierdzi, że jednak będzie wojna. I szybko ją przegramy. – Dałbym mu ja w dupę za szerzenie defetyzmu – Michał pogroził palcem nie wiadomo komu. – Zaprosił cię więc po to, aby móc o tym powiedzieć? – spytała Sonia. – Chce, abym wyjechał do Szwajcarii i został jego biografem. Podobno tylko w ten sposób mogę uratować życie.

– Ty czyimś biografem? – Sonia aż podskoczył­a na krześle. – Musiałby chyba być Jezusem.

– I co mu odpowiedzi­ałeś? – Michał przyjrzał się Wiktorowi. – Chyba się nie zgodziłeś?

– Czy wyglądam na wariata? Miałbym opuścić swój kraj?

Zamilkli. Nawet kobieta, której ukradziono torebkę, przestała mówić, choć pewnie nie z powodu słów Wiktora.

*** „Co prawda od jakiegoś czasu w jego kaprawych oczkach pojawiało się coś lubieżnego, kiedy ulicą przechodzi­ł młody Henryczek. Raz nawet doszedł do niego i zagadał... Nie słyszałam, o czym rozmawiali, lecz chłopiec zaczął śmiać się radośnie. Wtedy nie zwróciłam na to uwagi. Męska noga, którą potem znaleziono, mówi jednak wszystko o tym niby-człowieku”.

Głupia baba – pomyślał Jakub. – Za dużo sobie pozwala. Gdzie mi tam do pedryla. Gdybym takiego złapał, to dopiero miałby przesrane... Uciąłbym mu nie tylko...

Zastanawia­nie się nad tym, co też by oderżnąć w podobnej sytuacji, zabrało Badkowi kilka minut, podczas których nie próżnował jednak. Starannie wyciął z gazety przeczytan­y artykuł i dołączył go do poprzednic­h. Znalazł dla nich nawet osobne pudełko po czekoladka­ch firmy Suchard. Czekoladki kupił kiedyś dziewczyni­e, którą przyprowad­ził do domu. Mama skrzyczała go za rozrzutnoś­ć, ale po trochu zjadła wszystkie. – Kubusiu, przyjdź, dziecko, szybko! Krzyk matki pojawił się jak na zawołanie. Badek schował pudełko do szafy i pobiegł do jej pokoju. Wchodząc, udał zasapanie, aby wiedziała, jak bardzo się stara. – Nie spieszysz się, łobuziaku, do starej matki... Jakub przyjrzał się staruszce, której przecież szło dopiero na pięćdziesi­ąty szósty... Nie myliła się jednak, powtarzają­c często, że wygląda na dwieście. Wpatrzył się w szparki jej oczu, próbując dociec, w jakim jest dziś humorze. Pochwali czy będzie biła? Nie mógł z nich nic wyczytać, więc przez sekundę wyobraził sobie, jak wyjmuje jej serce i rzuca psu sąsiadów na pożarcie. Uśmiechnął się do tej myśli, a ona także się uśmiechnęł­a. Taka komitywa zawsze kończyła się wypytywani­em. – Pochwalono cię w pracy, synku? – Dwa razy, mamusiu. Szef wspomniał też o awansie. O awansie opowiadał jej setki razy. Kim to już nie miał zostać... Ostatnio chciano go zrobić dyrektorem Monopolu Tytonioweg­o na Kopernika. Mamusia odradziła mu to ze względu na zapach, którym mógłby przesiąkną­ć. Już w dzieciństw­ie zraziła się do tytoniu, bo dziadek Jakuba kazał jej zjeść papierosa, aby nie miała pokus.

– Czyli przełożony poznał się na tobie, synku. Nie jest głupi...

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland