Szczepionkowa zmowa milczenia
dla zdrowia. Firmy starają się więc wynaleźć związek chemiczny, który mógłby zastąpić tego wroga publicznego. Wyniki są mało imponujące. Duże nadzieje wiązano z substancją zwaną BHPF. Tym razem był to antyestrogen hamujący działanie hormonów. Okazał się równie szkodliwy. Przynajmniej dla myszy, a myszy to przecież ssaki jak ludzie. Testowane zwierzątka miały problemy z ciążą. Roniły lub rodziły za małe młode. Rządy wielu krajów wykazują pewną dozę dobrej woli, ale wciąż robią zbyt mało, by wpłynąć na producentów. Z bisfenolem A nie uporała się jeszcze Unia Europejska. Decyzją Komisji Ochrony Środowiska Parlamentu Europejskiego zaklasyfikowano go jako substancję bardzo niepokojącą ze względu na zaburzanie gospodarki hormonalnej oraz toksyczną dla reprodukcji. Zgodnie z tą klasyfikacją BPA powinno być całkowicie zakazane na terenie Wspólnoty, przynajmniej w produktach stykających się z żywnością. Niestety, nie jest. W styczniu tego roku unijne władze orzekły jedynie, że stosowanie bisfenolu ma być stopniowo ograniczane. Opieszałość Brukseli wynika z ekonomicznych przesłanek. Przemysł chemiczny jest w Unii wielką siłą zatrudniającą mnóstwo ludzi i przynoszącą pieniądze narodowym gospodarkom, szczególnie w Niemczech i Hiszpanii. Hiszpańskie miasto Kartagena to przecież największa fabryka BPA na kontynencie. Unikanie bisfenolu A jest trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Zalecenia, jakie dają ludziom magazyny poradnikowe, można między bajki włożyć. Sami nie jesteśmy w stanie ograniczyć użycia szkodliwych opakowań. W brytyjskim badaniu przeprowadzonym na nastolatkach kazano im na tydzień wyeliminować przetworzone produkty w plastikowych pojemnikach i nic – BPA z moczu nie zniknęło. Nie znaleźliśmy żadnych dowodów, że w warunkach rzeczywistych można ograniczyć ekspozycję na BPA poprzez dietę – ogłosili naukowcy z Uniwersytetu w Exeter. – Nasi uczestnicy badania wskazali, że mało prawdopodobne jest utrzymanie takiej diety przez dłuższy czas ze względu na trudności w identyfikacji żywności bez BPA. Na opakowaniach po prostu brak informacji. – Potrzebne jest znacznie lepsze etykietowanie produktów zawierających BPA, aby ludzie mogli dokonać świadomego wyboru – apelują uczeni. Na razie jest tylko jedno wyjście, i to bardzo trudne do zastosowania we współczesnym świecie, gdzie wszystko, począwszy od ziemniaków, a skończywszy na gotowych daniach do mikrofalówek, pakowane jest w plastik. Wcześniejsze badania wykazały jednak, że jeśli przeszlibyśmy wyłącznie na świeże jedzenie, to w już ciągu trzech dni zmniejszylibyśmy swoją ekspozycję na BPA aż o połowę.
Na podst.: The Guardian, The Telegraph, New Scientist, Haaretz, Health and Environment Alliance, Wyborcza.pl
Lekarze stosują u dzieci szczepionki przeznaczone do utylizacji, a niektórzy urzędnicy wiedzą o tym od dawna. Nic nie mówią, bo nie chcą wspierać ruchów antyszczepionkowych.
Euvax B, Engerix B, Bexsero, Clodivac, Boostrix, Typhim VI, Verorab. Przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, meningokokom, pneumokokom, tężcowi, gruźlicy, wściekliźnie, ospie wietrznej. To tylko niektóre przykłady szczepionek podanych ludziom (również noworodkom), choć należało je niezwłocznie zniszczyć. Z naszych informacji uzyskanych z kilku niezależnych źródeł wyłania się przerażający obraz: część lekarzy, nawet po dowiedzeniu się, że mają wadliwy produkt, szczepiła.
– To naganne. Ale nie traćmy z pola widzenia faktu, że w większości przychodni szczepionki są właściwie przechowywane – zapewnia dr Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.
Większość szczepionek musi być przechowywana w określonej temperaturze. Są więc trzymane w lodówkach. Te powinny być połączone z systemem alarmowym, aby w razie odcięcia prądu osoba odpowiedzialna w przychodni za szczepionki dostała SMS-a z informacją, że musi szybko przenieść je w bezpieczne miejsce, np. do pobliskiego szpitala. Jeśli się spóźni z reakcją albo nie będzie dokąd przenieść leków lub w przychodni nie ma systemu alarmowego – szczepionki należy zutylizować. Takie sytuacje mają miejsce najczęściej po burzach i wichurach, kiedy następują przerwy w dostawach prądu. Ostatni przypadek, który powinien doprowadzić do utylizacji szczepionek, miał miejsce po załamaniu się pogody w województwie lubuskim w październiku 2017 r.
Wiele przychodni w różnych częściach kraju nie zgłasza, że ma szczepionki do utylizacji. A gdy inspektorzy farmaceutyczni i sanepid przeprowadzają kontrole, przychodnie polemizują z ich ustaleniami i dalej szczepią pacjentów.
Największy problem według naszych informacji jest w województwie lubuskim. Jednak Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, z którym związana jest większość przychodni z województwa, zapewnia, że w żadnej placówce nie były stosowane szczepionki, co do których była wątpliwość.
Paweł Trzciński, rzecznik głównego inspektora farmaceutycznego, potwierdza jednak, że GIF dostaje sygnały od inspektorów, że przychodnie świadomie używały szczepionek, które przeznaczone były do utylizacji. – Powody, dla których to robią, mogą być dwa: chciwość i niewiedza. Obstawiam to drugie – twierdzi Trzciński. – Środowisko lekarskie niechętnie podchodzi do potrzeby utylizacji szczepionek. To nas bardzo niepokoi, bo pokazuje, że zaufanie do lekarzy w tym względzie może być ograniczone. Być może przychodnie nie powinny sprzedawać szczepionek, skoro nie umieją o nie należycie zadbać – mówi Trzciński.
To, że preparaty przeznaczone do utylizacji są podawane pacjentom, jest w środowisku tajemnicą poliszynela od lat. – Dziwi mnie, że chodzi także o te stosowane u dzieci. Myślałem, że aplikowano je tylko dorosłym, np. na grypę – mówi „DGP” jeden z inspektorów farmaceutycznych. Z przypadkami wykorzystywania źle przechowywanych szczepionek spotkała się większość jego kolegów. – Nie ma reakcji, bo wszyscy się obawiają, że byłoby to dawanie paliwa ruchom antyszczepionkowym – zauważa nasz rozmówca.
Paweł Trzciński podkreśla, że o problemie trzeba mówić. Jego zdaniem rosnąca popularność antyszczepionkowców nie może powodować zamiatania pod dywan problemów związanych z bezpieczeństwem pacjentów.
Stwierdzone w ostatnich tygodniach nieprawidłowości, o których mówią nasi rozmówcy, dotyczą kilkunastu rodzajów szczepionek podanych kilkuset osobom. Z ustaleń Adama Chojnackiego, lubuskiego wojewódzkiego inspektora farmaceutycznego, wynika, że produkty były trzymane nawet w temperaturze 20 stopni. I to prawie przez 24 godziny. Lekarze podawali je dzieciom, nawet gdy dowiedzieli się o konieczności utylizacji. Wielu medyków uważa bowiem, że wskazane przez producentów warunki przechowywania są zbyt rygorystyczne i nic złego się ze szczepionką nie stanie. Eksperci jednak twierdzą inaczej.
Urszula Karniewicz, corporate communications manager w GlaxoSmithKline, tłumaczy nam, że szczepionki są produktami biologicznymi, więc są szczególnie wrażliwe na otoczenie, głównie na zmiany temperatury.
– Oznacza to, że muszą być transportowane i przechowywane w precyzyjnie określonych warunkach. Na każdym etapie życia produktu – począwszy od produkcji, poprzez cały łańcuch dystrybucji oraz magazynowania i użycia szczepionki – powinna ona przebywać w temperaturze między plus 2 a plus 8 stopni Celsjusza – tłumaczy Karniewicz. A co, jeśli nie będzie? – W najlepszym razie szczepionka nie zadziała tak, jak powinna. W gorszym nie zadziała wcale, a pacjent będzie myślał, że jest zaszczepiony – wyjaśnia Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej, były opolski wojewódzki inspektor farmaceutyczny.
W najgorszym wypadku – jak twierdzi Zofia Ulz z kancelarii Dentons, GIF w latach 2009 – 2015 – źle przechowywana szczepionka może szkodzić.
– Jako GIF wielokrotnie spotkałam się z przypadkami złego przechowywania szczepionek przez przychodnie. Niestety, nie wszystkie po dostrzeżeniu nieprawidłowości zgłaszały, że posiadają produkty do utylizacji – przyznaje Ulz.
Część przychodni nie chce utylizować szczepionek ze względu na koszty. Także te publiczne, gdyż dochodzi wówczas do sytuacji, w której Skarb Państwa raz zapłacił producentowi za szczepionkę, a potem dodatkowo będzie musiał pokryć koszt utylizacji.
Zofia Ulz przekonuje jednak, że to krótkowzroczne myślenie, bo za ewentualne powikłania poszczepienne producent będzie mógł odpowiadać tylko wówczas, gdy towar był właściwie przechowywany. Jeśli więc dojdzie do nieprawidłowości w publicznej przychodni, odpowiedzialność też będzie spoczywała na Skarbie Państwa.
To, co łączy wszystkich naszych rozmówców, to przekonanie o potrzebie zmian. Sprawą osób, które w ostatnich miesiącach szczepiły wadliwymi szczepionkami, zajmie się prokuratura – zawiadomienie w tej sprawie zamierza złożyć lubuski sanepid.
Żeby przerwać proceder, trzeba zreformować system. Inspektorzy farmaceutyczni teraz często mają związane ręce. Wydają decyzję o utylizacji, ale już nie mają żadnych narzędzi, by ją wyegzekwować.
Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy podana jego dziecku szczepionka była właściwa, powinien iść do lekarza. Informacji powinni udzielać też wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni.