Pjongczang kusi...
państw, których przedstawiciele wystąpią w Pjongczangu. Pierwsi – zgodnie z wieloletnim rytuałem – przemaszerowali Grecy. Choć zawodnicy z Hellady jeszcze nigdy nie zdobyli żadnego medalu podczas zimowych igrzysk, to ich inauguracyjne wyjście wzbudziło ogromną euforię na trybunach.
Wśród kolejnych dziesiątek państw warto wspomnieć o debiutujących reprezentacjach z Ekwadoru, Erytrei, Kosowa, Malezji, Nigerii, Singapuru, a nawet Watykanu! „Maratończycy papieża” – tak okrzyknięto ekipę ze Stolicy Apostolskiej. Zespół, który składa się z 30 osób na co dzień pracujących w watykańskich instytucjach, weźmie symboliczny udział w zawodach. Prawdziwą furorę zrobił jedyny przedstawiciel reprezentacji Tonga – Pita Taufatofua. Mimo przenikliwego mrozu atleta dumnie paradował z flagą swojej ojczyzny, bez koszulki, prężąc naoliwioną sylwetkę. Co ciekawe, w takim samym „stroju” Taufatofua zaprezentował się dwa lata temu w Rio de Jane- iro. Wówczas startował w zawodach taekwondo, teraz spróbuje swoich sił w biegach narciarskich.
Rola chorążych przypadła także dwóm legendom skoków narciarskich. Finów prowadził 40-letni Janne Ahonen, z kolei japońską flagę niósł Noriaki Kasai, 45-letni weteran tej dyscypliny. Wrażenie robiła także liczna delegacja Biało-Czerwonych, na czele której stanął złoty medalista z igrzysk w Soczi, panczenista Zbigniew Bródka. 33-latek podjął się honorowej roli mimo panującej w polskim sporcie klątwy chorążego. Nigdy dotąd żaden zawodnik, który niósł polską flagę podczas ceremonii otwarcia, nie zdobył później na imprezie medalu. Bródce i jego kibicom pozostaje wierzyć, że w Pjongczangu uda się skończyć z feralnym przesądem. Z trybuny naszych sportowców pozdrawiał prezydent Andrzej Duda z żoną Agatą.
Podczas barwnej prezentacji sportowców królował wielki hit „Gangnam Style” autorstwa koreańskiego rapera Psy. Znany pod każdą szerokością geograficzną utwór doczekał się na YouTubie już ponad 3 miliardów wyświetleń, a artysta zdobył sła- wę na całym świecie. Mówiono nawet o tym, że gwiazdor estrady będzie tym, który odpali olimpijski znicz (tajemnica była strzeżona do ostatnich chwil).
Emocje – szczególnie dla gospodarzy – sięgnęły zenitu, kiedy na koniec wymaszerowały zjednoczone reprezentacje obu Korei. Marsz pod wspólną flagą był czytelnym symbolem pojednania narodów (które formalnie od 1950 roku pozostają w stanie wojny) podczas wieczornej zabawy na stadionie olimpijskim w Pjongczangu. Sztandar niosło dwóch zawodników: bobsleista Yun-Jong Won z Korei Południowej i hokeistka Chung Gum Hwang z Korei Północnej. Z trybuny honorowej sportowcom machali nie tylko oficjele z południa. Z zaproszenia na ceremonię otwarcia skorzystała także Kim Jo Dzong, siostra północnokoreańskiego dyktatora Kim Dzong Una. To pierwszy przypadek, kiedy członek panującej na północy dynastii odwiedził Koreę Południową. Ponadto kamery uchwyciły moment, w którym doszło do jej uścisku dłoni z prezydentem Moon Jae-inem. – Wszystko, co tu dziś widzimy, oznacza, że na czas igrzysk nasze narody zjednoczyły się – powiedział Moon Jae-in. Wtórował mu prezes MKOl, Thomas Bach: – Cały świat patrzy na was jak na inspirację. Ten wspólny marsz to symboliczny i wzruszający gest, za który wam dziękujemy.
Kulminacyjnym momentem było efektowne odpalenie olimpijskiego znicza. Zaszczytu dostąpiła jedna z największych gwiazd koreańskiego sportu, niezwykle popularna Kim Yu-na. Piękna, była już łyżwiarka figurowa, ma na swoim koncie dwa olimpijskie medale (złoto z Vancouver i srebro z Soczi). Pochodnię z ogniem przekazały jej hokeistki pochodzące z dwóch państw, lecz reprezentujące jedną (przynajmniej na czas igrzysk) Koreę.