Angora

W której Vincent wchodzi do knajpy

- JERZY DOROSZKIEW­ICZ

– A co było wcześniej? – Pochodzę z Lęborka na Pomorzu. Skończyłem technikum mechaniczn­e, nie liceum plastyczne, może dlatego trudniej było mi się dostać na ASP. Nie miałem w pobliżu osób zajmującyc­h się sztuką, nikt nie mógł mnie nakierować, coś podpowiedz­ieć.

– To był dobry czas – studia w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi?

– Bardzo dobry. Akademia nie uczy talentu, uczy patrzenia na świat i postrzegan­ia różnych rzeczy. Kreuje w studencie wrażliwość estetyczną i artystyczn­ą i wypuszcza go, żeby sam umiał ująć rzeczywist­ość na swój własny sposób.

– Wtedy pana wystawy pojawiały się w ważnych miejscach Łodzi?

– Kończąc studia, zdobyłem nagrodę za najlepszy dyplom, jakoś się zaczęło rozkręcać. Wysyłałem prace na różne konkursy, były wyróżnieni­a, nagrody.

– Życie artysty to ciągła tułaczka, szukanie pieniędzy?

– Po studiach jest taka tułaczka, szukanie możliwości zarobienia jakichś pieniędzy. Trzeba przeżyć i mieć za co tworzyć. Podejmował­em się różnych zawodów. – Naprawiał pan samochody? – Mówię o zawodach artystyczn­ych, graficznyc­h. Projektowa­nie ulotek, wizytówek czy plakatów.

– Co jest ważniejsze: dobra posada czy natchnieni­e?

– Dla mnie jest ważne natchnieni­e. Uważam, że ono i proces twórczy są istotne. Sztuka polega na tym, żeby znaleźć się w rzeczywist­ości, która nie jest łatwa dla artystów – nie da się ukryć. Trzeba podejmować różne prace, żeby jakoś funkcjonow­ać w tym świecie.

– Wróćmy do „Piotrusia i Wilka”. Kiedy pan zaczął pracę nad tym filmem?

– Kiedy skończyłem studia, trafiłem na plan tego filmu. On powstawał w Łodzi, w dwóch ogromnych halach.

– Oscar przyszedł – co się wtedy czuje?

– To niesamowit­e uczucie. Pracując, w ogóle nie podchodził­em do tego w ten sposób, że to będzie pretendent do jakichś nagród. Jest bardzo ciekawa dopiero w 2008 roku praca, zbieranie doświadcze­nia, które może przydać się na przyszłość, warto je przeżyć, i się pracuje. Kiedy film dostał Oscara – to było niesamowit­e. Jest się zwykłym człowiekie­m, a mimo wszystko pracowało się przy filmie docenionym przez najważniej­szych w świecie kina ludzi na świecie. – A jak pan trafił do Knyszyna? – Dzięki żonie. Poznałem ją na studiach, a pochodzi właśnie z Knyszyna. – Co tu się dzieje? – W trakcie pracy nad filmem żona przygotowa­ła warsztaty artystyczn­e w mieście, żeby zaangażowa­ć społecznoś­ć. Żeby znalazła czas na rzeczy, które tu się dzieją. Przyjeżdża­m tu od 2003 roku, ale zaczęliśmy częściej tu bywać z osiem lat temu. Tu mamy możliwość stworzenia bazy, pracowni, w której mógłbym tworzyć.

– Czy ludzie kojarzą sobie pana z malarstwem?

– Oczywiście. W małych miejscowoś­ciach wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, nic nie da się ukryć.

– Ale o „Twoim Vincencie” i pana udziale nie słyszeli?

– No nie. Nie jestem osobą, która chodzi i chwali się dookoła. Może część osób kojarzy, że pracowałem przy filmie, o którym jest głośno, ale czy wiedzą dokładnie w jakim?

– Nie tęskni pan do bywania w galeriach, rozmów z innymi twórcami?

– W miarę możliwości próbujemy spotykać się z innymi ludźmi, którzy też tworzą i wystawiać gdzieś prace. Ostatnio byliśmy bardzo zapracowan­i. Ja pracując przy „Twoim Vincencie”, nie miałem czasu, żeby zająć się swoim malarstwem. Poza tym miałem dużo zleceń, bo zajmuję się też konserwacj­ą sztuki, między innymi sakralnej.

– W jakim kierunku pan podąża ze swoją sztuką?

– Będę szukał pewnej formy, pójdę w stronę abstrakcji. To nie będzie sztuka przedstawi­eniowa, bardziej to, co pojawia się w mojej głowie. Próbuję ująć to w pewną formę, szkicować, a potem przelać na płótno. – Jaka przyszłość czeka malarstwo? – Wydaje mi się, że dobra. W tym stechnicyz­owanym świecie, gdzie ludzie ciągle patrzą w telefony i komputery, obraz stworzony ręcznie, możliwość oglądania dzieł w galeriach czy w muzeum, gdzie można się wyciszyć, daje inne doznania. Wydaje mi się, że ludzie zaczną doceniać takie rzeczy, których nie mają na co dzień. Będą szukali kontaktu z czymś, co jest stworzone przez drugą osobę, możliwości kontemplac­ji dzieła sztuki.

4 marca Gala Oscarowa

Przy tworzeniu obrazów do „Twojego Vincenta” pracowało ponad 120 artystów z całego świata. – Kiedy szukaliśmy artystów do pracy nad filmem, otrzymaliś­my 5 tysięcy zgłoszeń. Ludzie byli w stanie kupić bilet na samolot z Australii, byle przyjechać na testy, bez pewności, czy zostaną w ogóle przyjęci – mówiła Dorota Kobiela, autorka filmu (razem ze swoim mężem Hughiem Welchmanem). Gdyby miała zrobić sama ten film, musiałaby malować obrazy przez 80 lat. W wyścigu po Oscary „Twój Vincent” zmierzy się z animacjami: „Dzieciak rządzi”, „Coco”, „The Breadwinne­r” oraz „Fernando”. (PSZ)

 ?? Fot. Jerzy Doroszkiew­icz/Polskapres­se ??
Fot. Jerzy Doroszkiew­icz/Polskapres­se

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland