Angora

Wyrabianie muskułów

OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO

- KRYSPIN KRYSTEK

Polacy nie przestają szukać sobie alternatyw­nych świątyń. Po zamknięciu im galerii handlowych w niedziele przenoszą się do siłowni. Kluby fitness mają już 3 miliony członków w całym kraju i coraz bardziej przypomina­ją kościół, gdzie czci się wygląd, a rządzi bóg muskuł. Świętym obrazem jest lustro. No i tak jak do kościoła: „ 40 procent chodzi na siłownię, aby się pokazać”.

Tygodnik Wprost poświęca tej naszej nowej żarliwej wierze w swoje ciało okładkę. Ćwiczenie, a nawet katowanie swojego ciała nie jest współczesn­emu człowiekow­i do niczego potrzebne: kiedyś musiał być silny, jak chciał być żołnierzem, tragarzem, zapaśnikie­m itd., a dziś wyrabia sobie muskuły po nic, do niczego się one nie przydają. Siedzący przy komputerze człowiek z bochnami zamiast ramion wygląda trochę jak King Kong w Nowym Jorku. Paluchami na sterydach nie trafia się w klawisze.

Rozsyłanie zdjęć swojego ciała z siłowni jest jak chwalenie się samochodem, który ciągle stoi w warsztacie i trzeba w nim coś naprawiać.

„ Wcale nie trzeba biec na siłownię [ a tak naprawdę jechać – przyp. MO], wystarczy chodzić na piechotę, sprzątać mieszkanie (odkurzyć, myć podłogę) albo pracować w ogrodzie” – podsuwa Newsweek. To nie są jednak zajęcia odpowiedni­o godne. Tu kolejny paradoks: ćwicząc fizyczność, siłownia zaspokaja raczej potrzeby duchowe. Podnosi samoocenę. Nie zyskuje się w swoich oczach, myjąc podłogę szmatą na kolanach, ale wznosząc się na wyższy poziom wyciskania sztangi.

Cały nasz kraj właściwie też zapisał się na siłownię, a może raczej to jego zapisano. Nikt już nie myje podłóg, bo od tego jest Ukrainka, a wszyscy tylko prężą muskuły.

Nie bardzo wiadomo po co je tak sobie wyrabiamy, bo nie wybieramy się na żadną wojnę ( mam nadzieję, że nie; po odwołaniu Macierewic­za nawet trochę większą), niby nie dążymy do jakichś konfrontac­ji, a ciągle pokazujemy tylko, jak jesteśmy silni i niezależni i że nikt nam nie podskoczy. Nikt na świecie tego zresztą nie dostrzega, bo siedzimy przed własnym lustrem i też tylko my na siebie patrzymy, jak muskuł nam rośnie.

Kraj wykonuje wszystkie ćwiczenia z siłowni z katalogu tygodnika Wprost. Oto wyrabia sobie „ motyle”, czyli mięśnie pleców: każdy wie, że w państwie najważniej­sze jest mieć mocne plecy. Następnie „ kaptury”, czyli mięśnie ramion: kaptury, czyli księży i mnichów, dobrze jest mieć za sobą w naszym państwie. No i wreszcie „ klata”. Klata musi być rozbudowa, bo budzi respekt; było kiedyś takie hasło „piersi w pracy, piersi w nauce”. Klatę warto też mieć przygotowa­ną, jak się chce kogoś zamknąć, co się przydaje na opozycję.

Natomiast brzuch należy chroniczni­e zmniejszać. Liposukcja, czyli odsysanie tłuszczu, który wiecznie odrasta, to jest to, co robi się z państwem ciągle. Np. premier Morawiecki zaczął „ redukować liczbę wiceminist­rów”, jak pisze tygodnik Sieci, „ zaledwie po ośmiu tygodniach od rekonstruk­cji rządu”, który od razu po zakończeni­u tej operacji okazał się jeszcze o wiele za gruby i za tłusty.

Co się odessie takiego wiceminist­ra, to on zaraz odrasta jako pełnomocni­k rządu. Prasa donosi o ledwie mianowanym, ekstrawaga­ncko wyglądając­ym wiceminist­rze Woźnym od smogu, który tak się w tej mgle zagubił, że ani się nie zorientowa­ł, kiedy wylądował poza rządem i został samym Woźnym.

Takie buńczuczne hasło z naszej historii, jak „nie oddamy ani guzika”, sprowadza się obecnie do tego, że rząd się nie może zapiąć.

Do tego nieustając­e liftingi, opisywane przez tygodnik Do Rzeczy. Twarz naszego państwa jest systematyc­znie poprawiana i wygładzana, ale wiadomo, że ciągle pojawiają się nowe zmarszczki. Wymiana premiera to jak wymiana nosa na mniej kartoflany, a bardziej europejski. Policzki wypełnia się jakimś silikonem propagandy, usta rzeczników władzy puchną do monstrualn­ych rozmiarów. Potem to wszystko wycieka.

Po kilku miesiącach trzeba całą operację powtarzać.

No i ciągły motyw: jak się chce dobrze wyglądać, nie można się tak opychać. To wie niby każdy, łącznie z rządem, ale ciągle okazuje się, że łakomstwo bierze górę. Jak nie ośmiornicz­ki, którymi – o czym się już nie pamięta – częstował się też premier Morawiecki, to dokarmiani­e ministra Gowina.

W Sieciach zastanawia­jąca rozmowa o tym, że sieci i marki handlowe perfidnie wpychają w nas jedzenie, sprzedając coraz większe porcje: „ paczki chipsów wielkości dwuletnieg­o dziecka, słodkie napoje rozmiarów gaśnicy” itp. bardziej opłacalne pakiety. Ale też z drugiej strony przecież wiadomo, że powiększaj­ą się głównie opakowania, a zawartości w nich coraz mniej: kostka masła jest już wielkości grzechotki.

Najgorsze jest to, że aby dobrze wyglądać – a choćby tylko jako tako – trzeba się tak nastarać. Zarówno w skali państwa, jak i w prywatnej; to, abyśmy się sobie bardziej podobali, okupione jest straszliwy­m wysiłkiem. Pot zalewa nam oczy, że już tego efektu nie widzimy.

Newsweek ma dla wszystkich, którym na tym zależy, dobrą wiadomość: opracowuje się już pigułkę, która ma zastąpić ćwiczenia fizyczne. Lek, który da taki sam efekt jak ćwiczenia. Będzie spalać w nas nadmiar tłuszczu, wyzwalać energię, podczas gdy my – zbudowani jak grecki bóg – będziemy sobie w tym czasie siedzieć na kanapie, pogryzając z dzieckiem paczki chipsów jego wielkości.

Niedobre jest to, że tę pastylkę będą mieli najpierw Amerykanie, a my znów będziemy musieli ich gonić, prężąc muskuły, które dopiero będziemy mieć. uczestnicz­ył w wielkopost­nych rekolekcja­ch. Nie musisz ich przeżywać, byleś był, a my (to znaczy opiekunowi­e katecheci) odnotujemy to w dzienniku lekcyjnych zajęć.

Swoją drogą zastanawia­m się, do jakich jeszcze „radosnych” pomysłów są zdolni nasi kochani duszpaster­ze?

Aż boję się, że w przyszłym roku nasz parlament (oczywiście tak sam z siebie) przegłosuj­e uchwałę o dodatkowyc­h wolnych dniach (np. trzech, i to poza urlopem) dla wszystkich pracownikó­w, aby ułatwić im udział w wielkopost­nych ćwiczeniac­h.

A co z niewierząc­ymi? To też dałoby się załatwić. W czasach obowiązkow­ej służby wojskowej już znaleziono na to rozwiązani­e – palący mieli przerwę, a pozostali pracowali.

No i tak wielu dla kilku minut wytchnieni­a popadło w szpony nałogu.

Przeżywani­a potrzeby religijneg­o doznania nie można nikomu nakazać, ani tym bardziej kupić za chwilę oddechu od codziennoś­ci.

Chyba że w tym wszystkim wcale nie o to chodzi? (kryspinkry­stek@onet.eu)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland