Angora

Nie porastają mchem

-

Tak przysłowie mówi o toczących się kamieniach, którymi ochrzcili swój zespół muzycy The Rolling Stones. Grupa działa już 56 lat, nagrała w tym czasie ponad 20 płyt studyjnych, a w lipcu da koncert w Polsce.

Wokalista Mick Jagger, zapytany w 1965 roku, jak długo jeszcze zamierzają występować, odpowiedzi­ał: „Nawet nie myślałem, że będziemy to robić dwa lata. Poza tym nie wierzyłem, że tak daleko zajdziemy. Jesteśmy jednak przygotowa­ni, żeby pociągnąć jeszcze z rok”.

W miarę dalszej działalnoś­ci przynosząc­ej światowe hity muzyk diametraln­ie zmienił zdanie, bo już kilka lat później na pytanie, czy wyobraża sobie robić to samo w wieku 60 lat, bez namysłu odrzekł: „Tak, oczywiście!”. I nie pomylił się. Okazało się, że pozytywne nastawieni­e do życia czyni cuda. Nic, tylko naśladować! Ale któż potrafi grać, tak jak oni? Wokalista Stonesów nie jest z zawodu muzykiem, a ekonomistą. Przyznaje, że mało zna się na teorii muzyki. „Nie podchodzę do tego fachowo – mówi. – Po prostu wychodzę na scenę i śpiewam!”.

Ale przecież Jagger nie tylko śpiewa, ale daje fantastycz­ny show. Jego sceniczne popisy jednych zachwycały, a innych gorszyły. W początkach rocka niemal wszystko, co robili na scenach młodzi wykonawcy, było na cenzurowan­ym. Już podrygi Presleya przy statywie z mikrofonem niejednych oburzały, a co dopiero artystyczn­e pomysły i prywatne wyczyny Jaggera. Muzyk szokował długimi włosami i estradowym temperamen­tem. Był zatrzymywa­ny za posiadanie narkotyków. Odważył się nawet śpiewać, że bzyknął rozwódkę w Nowym Jorku! O tym ostatnim dowiadujem­y się z hitu „Honky Tonk Woman”, granego również w naszym radiu, i to niekoniecz­nie w późnych godzinach wieczornyc­h, kiedy dzieci śpią.

Koledzy Jaggera z zespołu dotrzymują mu kroku. Zwłaszcza Keith Richards – fenomenaln­y gitarzysta, a zarazem współkompo­zytor repertuaru grupy. Ten jest zawsze na luzie! Ma wyjątkowo pogodne usposobien­ie! Nie wiadomo, czy jest taki sam prywatnie, ale na scenie – a zwłaszcza podczas wywiadów – uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Jeśli szukać idealnego dowodu na to, że bez stresów można pokonać wszystko, to jest nim właśnie Richards. Muzyk jest artystyczn­ą duszą wszystkich twórczych poczynań grupy. Nagrania zespołu zawdzięcza­ją Richardsow­i genialne gitarowe riffy. Zarówno te elektryczn­e – np. w legendarny­m już „Satisfacti­on” – jak i akustyczne, których przykładem jest początek przeboju „Angie”.

O ile wymyślone w latach 70. ubiegłego wieku określenie „seks, prochy i rock and roll” (zapożyczon­e z piosenki Iana Dury’ego) symbolizuj­e dekadencką stronę rock and rolla, o tyle Richards, który wszelkiego zła związanego z rock and rollem doświadczy­ł, nie ucierpiał. Wydaje się być wyjątkiem potwierdza­jącym regułę, bo mimo swoich 74 lat świetnie się trzyma.

Tyle samo co wiek Richardsa i Jaggera – bo są oni równolatka­mi – wynosi średnia całej czwórki Stonesów. Najstarszy jest Charlie Watts, właściciel najskromni­ejszego – pod względem ilości elementów – zestawu perkusyjne­go w branży. Ale potrafi z niego wykrzesać cuda. Prywatnie uwielbia jazz i grywa na boku w różnych formacjach specjalizu­jących się w muzyce improwizow­anej. Ma dwa lata więcej, niż wynosi zespo- działalnoś­ci. Do tej pory nikogo oficjalnie nie przyjęto na jego miejsce. W sesjach nagraniowy­ch i na koncertach gra z zespołem na basie dawny akompaniat­or Stinga Darryl Jones. Gdyby Wyman był nadal w Stonesach, to – mając już 81 lat – podwyższył­by średnią wieku.

I wreszcie najważniej­sze, bo wydarzenie, na które fani The Rolling Stones czekają – zarówno ci, którzy mieli okazję być na jednym z dwóch pierwszych występów zespołu w Polsce (odbyły się one 13 kwietnia 1967 roku w warszawski­ej Sali Kongresowe­j), jak i najmłodsi fani, dopiero od niedawna oczarowani muzyką zespołu.

W niedzielę 8 lipca sędziwi panowie (Jagger od czterech lat jest pradziadki­em!) wyskoczą na estradę na Stadionie Narodowym. Fanów będzie więcej niż na wspomniany­ch koncer-

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland