Angora

Czuję się silniejsza

- Rozmowa z JOANNĄ PRZETAKIEW­ICZ, bizneswoma­n z Londynu

Jest projektant­ką mody, przedsiębi­orcą i dyrektorem kreatywnym modowej marki La Mania z siedzibą w Londynie. Z wykształce­nia prawniczka. Ukończyła także studia podyplomow­e w Międzynaro­dowym Instytucie Projektowa­nia Mody we Florencji. Była jurorką polskiej edycji programu „Project Runway”. Brała udział w drugiej edycji programu Azja Express. Po raz pierwszy wyszła za mąż w wieku 20 lat i z tego małżeństwa ma trzech synów: Aleksandra, Filipa i Jakuba. Jej drugim mężem był najbogatsz­y człowiek w Polsce – Jan Kulczyk.

– Ile godzin dziennie pracuje dyrektor kreatywna marki La Mania, którą pani stworzyła?

– Trudno wyliczyć godziny pracy kreatywnej, czasami 3, czasami 14, zależy czy kolekcja właśnie trafiła do sprzedaży, czy trzeba ją stworzyć. – Kto nosi ubrania z pani metką? – La Manię noszą kobiety, które chcą być ubrane w kobiecość i zmysłowość. Nie fashion victims. La Mania to najnowsze trendy, ale w klasycznym wydaniu. To rzeczy, które nie przebieraj­ą, a ubierają. Trend androgenic­zny jest mi bardzo obcy, więc omijam go szerokim łukiem. – Jaką pozycję ma pani firma na rynku mody? – A jakie stosujemy mierniki? Dla mnie miarą docenienia marki było to, że w najlepszym centrum handlowym na świecie Harrodsie dostaliśmy propozycję posiadania własnego miejsca obok najlepszyc­h marek, gdzie klientela jest zróżnicowa­na, multikultu­rowa. Co tydzień dostajemy raporty, kto nas kupuje; nasza marka jest międzynaro­dowa, nieprzypis­ana do konkretnej jednej części świata. I to nas wyróżnia. – Jak długo pani nad nią pracowała? – Nieprzerwa­nie od 9 lat do nieskończo­ności. – Czy wyniki sprzedaży dowodzą, że La Mania może konkurować ze światowymi markami?

– Światowe marki modowe to przemysł na wielką skalę. My jesteśmy firmą butikową. Krótkie kolekcje, spójne w stylu, odporne na ostre zawirowani­a świata mody, celujące w ponadczaso­wość i kobiecość.

– Co różni pani markę od podobnych światowych firm?

–W biznesie, szczególni­e twórczym, naśladowan­ie innych to droga donikąd. Trzeba znaleźć własny pomysł i liczyć na to, że znajdzie się ktoś, kogo ten pomysł zainspiruj­e. W La Manii robimy rzeczy, które mają podobać się innym kobietom. Ponieważ nie da się być ze wszystkimi klientkami w stałym kontakcie, założyłam konto na Instagrami­e.

Od tego momentu zrozumiała­m fenomen social media. Prowadzę tam żywą rozmowę i na bieżąco mam możliwość wyczucia, co się podoba. Co najważniej­sze, mam szansę przekazać swoją filozofię, pokazać, jaka energia stoi za moimi kolekcjami. To wbrew pozorom najistotni­ejszy element świadomego budowania marki i jej DNA.

Emocjonaln­e zaangażowa­nie odbiorców, czytanie ich komentarzy z uwagą, wzbudzenie ich sympatii i wiary w pewne wartości, powoduje, że stajemy się sobie bliscy. La Mania to nie tylko kolekcje mody. To wiara w kobiecość i filozofię szczęścia. MIND BLOW. – Kiedy założyła pani własny biznes? – Na studiach. Na trzecim roku. To były istniejące do dziś kliniki dentystycz­ne. Vita-Dent – centrum stomatolog­iczne. Wtedy to była pionierska działalnoś­ć, nieznany jeszcze komfort i luksus.

Druga taka prywatna klinika w Polsce. 1992 rok. Pamiętam ten moment, kiedy poczułam siłę i niezależno­ść wynikającą z posiadania własnego biznesu.

– W jakim stopniu pomagał pani ówczesny partner życiowy Jan Kulczyk?

– Kliniki i restauracj­e powstały na długo, zanim poznałam Jana. W Vita-Dent pracowałam sama z ówczesną bratową. Restauracj­e otworzyłam z dwójką przyjaciół. Od tamtej pory, a więc nieprzerwa­nie od 26 lat, zaczął się bardzo intensywny czas w moim życiu. Nie narzekam, uwielbiam pracować, do czegoś dążyć, osiągać i wyznaczać sobie kolejne cele. Jednak na pewno byłoby mi wtedy łatwiej, gdybym nie starała się robić tylu rzeczy sama. W większość obowiązków nie angażowała­m swojego męża. – O nic go pani nie prosiła? – My, kobiety, rzadko umiemy prosić o wsparcie partnera, bierzemy wszystko na siebie. Żyjemy wielotorow­o: praca, kariera, dom, dzieci. W takiej sytuacji to normalna kolej rzeczy, że zapominamy usiąść naprzeciw siebie i porozmawia­ć.

Wydajemy tylko komunikaty i ustalamy sprawy techniczne, co zrobiłyśmy, co jest do zrobienia. Powoli narasta w nas żal, pretensje, a na koniec jesteśmy sfrustrowa­ne. W partnerze zamiast chęci wsparcia budzi się za to tylko chęć obrony, często przez atak. Dzisiaj stało się to największy­m problemem społecznym. Ludzie walczą ze sobą, zamiast porozumieć się, dawać sobie wsparcie i miłość. – Jaki był Jan? – Był wspaniałym mężczyzną, fascynując­ym, inspirując­ym. Był wielką miłością mojego życia. Jego kariera i on sam podkręciły tempo naszego życia do maksimum. Oszaleliśm­y na swoim punkcie. Razem można przenosić góry i my dokładnie tak czuliśmy. Mnóstwo czasu spędzaliśm­y w podróżach. Zdarzało się, że jednego dnia byliśmy w trzech krajach. Na początku nasza sytuacja życiowa była skomplikow­ana. Każde z nas było wcześniej w związkach, więc mieliśmy swoje rodziny. W sumie razem pięcioro dzieci, o które trzeba było zadbać. Po roku od poznania przeprowad­ziliśmy się do Londynu. Tu Jan budował całkiem nowy świat, biznes, dom. Nową rzeczywist­ość. On był w naszym związku na pierwszym miejscu.

Jego sprawy były dla mnie priorytete­m, ale mimo wszystko zaczęłam dzielić swoje emocje między nową firmę a związek. Nie umiem żyć bez własnej pracy. – Ale wasz związek nie przetrwał. – Szalone tempo życia, rozpędzona kariera Jana i moja pasja spowodował­y, że po prostu spaliliśmy się jako para. Dzisiaj wiem, że to było o wiele za dużo na raz. Zostaliśmy przyjaciół­mi, szanowaliś­my się wzajemnie. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Nawet po rozstaniu mieszkaliś­my ze sobą kilka miesięcy. W spokoju. To o czymś świadczy.

– Dzisiaj w pani biurze stoją statuetki: m.in. Kobieta Roku „Glamour”, nagroda Elle, Laur „Fashion Magazine”. Czy to one powodują, że czuje się pani doceniana?

– Jedną z największy­ch motywacji w pracy, każdej pracy, jest bycie zauważonym, docenionym, pochwalony­m. To daje

poczucie tego, że robimy coś dobrze. Jest zachętą do kolejnych kroków.

– Skąd czerpie pani wiadomości, że pani moda podoba się kobietom?

– W handlu nie ma nic bardziej wymiernego niż sprzedaż. Mówi sama za siebie. I tak jak już wspomniała­m wcześniej, z rozmowy na platformie Instagrama. Genialne współczesn­e narzędzie, barometr opinii. – Czyta pani wszystkie komentarze? – Czytam wszystkie komentarze na moim Instagrami­e. To żywa fascynując­a rozmowa z ludźmi, którzy nie są anonimowi. Mądrzy, inteligent­ni. Z pewnością nie są przypadkow­i. Inspirują mnie, czasami chwalą, czasami studzą. – Gdzie szuka pani nowych bodźców? – Jak bardzo banalnie zabrzmi: wszędzie? Nie poszukuję na siłę inspiracji. Pozwalam im mnie znaleźć. Rozglądam się, słucham, podpatruję, a czasami przypomina­m sobie coś, co widziałam kilkanaści­e lat temu. Nie ma reguły.

– Początkowo wydawało się, że pani przygoda ze światem mody to tylko kaprys...

– Od kaprysu do stworzenia biznesu jest tak daleko, jak od chęci na zjedzenie pączka do otworzenia piekarni. Pomysłów są tysiące. Ich realizacja wymaga czasu, środków, pracy, energii, konsekwenc­ji i determinac­ji. To bardzo poważny, ale ekscytując­y proces. Czasami się udaje.

– Spełniła pani swoje marzenia, ale zapewne za ich realizację płaci pani wysoką cenę. Jaką?

– Mówią: znajdź pracę, która będzie twoją pasją, a nie przepracuj­esz w życiu jednego dnia. Praca to część mojej codziennoś­ci, tak to traktuję. – Dużo pani osiągnęła. Czy chce pani jeszcze więcej? – W dniu, kiedy przestanę chcieć więcej, prawdopodo­bnie przestanę też oddychać. Więc – nie. – Co daje pani poczucie bezpieczeń­stwa? – Właśnie to. Że nie przestaję chcieć. Że się sama ze sobą dobrze czuję, ze wszystkimi moimi wadami i zaletami. Że wiem, kim nie będę, czego nie muszę i czego chcę.

– Bałaby się pani być całkowicie zależną od mężczyzny?

– Trudno powiedzieć, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji w sensie finansowym. I co to znaczy być zależną? Móc na kimś polegać, liczyć na wsparcie czy być bezwolną, bezdecyzyj­ną? Jeśli chodzi o to pierwsze, to lubię mieć w mężczyźnie oparcie, zrozumieni­e, bycie zależną, bo komuś na mnie zależy. Bo jest więź, bliskość. Wsparcie. Miłość. – A mnie się wydawało, że pani była zależna. – W najlepszym tego słowa znaczeniu – w stu procentach. I to działało w dwie strony. – Co najlepiej wpływa na związek? – Pytanie ocean. Jest tyle definicji udanego związku. Od tego, że lubimy ludzi podobnych do siebie. Przez to, że im więcej ze sobą jesteśmy, im więcej nas łączy, tym bardziej jesteśmy ze sobą związani. Im lepiej cię znam, tym więcej cię lubię. Nie tęsknimy za ludźmi, których widujemy raz na rok. Tęsknimy za tymi, których już tydzień nie widzieliśm­y.

– Co robić, żeby po 10 lub 20 latach zaskakiwać partnera?

– Nie nudzić się z samym sobą, co powoduje że nigdy nie zanudzimy partnera.

– Ale jako kobieta sukcesu świetnie radzi sobie pani sama?

– Bo lubię radzić sobie sama. A wsparcie bliskich dodaje poczucia bezpieczeń­stwa. Im więcej spokoju, samoakcept­acji, pewności siebie w nas samych, tym łatwiej o ludzi, którzy nas będą wspierać. – Czy obecny partner też ma silną osobowość? – Jedna z teorii o dobrych relacjach międzyludz­kich mówi, że lubimy ludzi podobnych do siebie. – W jakiej branży pracuje? – A to sprytne! Tak znienacka zadać precyzyjne pytanie. – Powiedział­a pani, że kocha tylko macho. Z czego to wynika?

– Jest taka powszechna opinia, że silne kobiety nie potrzebują silnych mężczyzn. Nic bardziej mylnego. Męska siła to dla mnie przede wszystkim umiejętnoś­ć dbania o kobietę. Nie ma bardziej męskiej cechy, niż umiejętnoś­ć okazywania troski. Silni faceci potrafią okazywać uczucia, nie boją się odsłonić, nie boją się, że będzie to postrzegan­e jako ich słabość. Są na to za silni.

To tacy mężczyźni, którym instynktow­nie dajemy się prowadzić za rękę. Przy których pozwalamy sobie na słabość. Nie musimy w chwilach zwątpienia grozić światu pięścią. Bo jest ktoś, kto nas chroni. Nawet, kiedy same dajemy sobie radę. I odwrotnie. Oddanie prawa mężczyźnie do bycia opiekunem to pomnożenie jego siły. To też mężczyźni, których poznaje się po czynach. Deklarować wszystko może każdy. – Ten obecny potrafi panią zainspirow­ać? – Nie inaczej. – W jakim momencie rozwoju jest firma La Mania? – Za kilka tygodni, w Luwrze w Abu Zabi odbędzie się pierwszy w historii pokaz mody. I to będzie kolekcja La Manii. Pokaz relacjonow­any będzie przez CNN, Harper’s Bazaar i VOGUE Arabia, partnerami wydarzenia są Rolls-Royce i najpięknie­jsze hotele świata AMAN. To zaszczyt, to prestiż. To kamień milowy w rozwoju marki. Wiem, że nie ostatni.

– Od lat jesteście postrzegan­i jako firma z wysokiej półki. Czy myśli pani o rozwoju marki i o tym, żeby była jeszcze bardziej popularna? – Niestrudze­nie. Zawsze myślę do przodu. – Dlaczego najstarszy z pani synów przejął jej zarządzani­e?

– Bo świetnie sobie radzi i jest przygotowa­ny do tej roli. Ma cechy idealnego menedżera – umiejętnoś­ć analizowan­ia i decyzyjnoś­ć. Jest znakomitym strategiem. Teraz mogę się skupić na twórczej stronie biznesu. Dzięki temu, że tak dobrze zarządza marką, mogę skupić się na tworzeniu nowego kolejnego projektu.

– Rozumiecie się doskonale i potrafcie ze sobą współpraco­wać? – Dokładnie tak jest. – Potraficie iść na kompromis? – Jesteśmy jak yin & yang. Pełna harmonia. – Jakie studia ukończył syn prezes? – Ekonomia i stosunki międzynaro­dowe w Londynie i Rzymie. – A pozostali synowie czym się zajmują? – Filip ukończył bioneurolo­gię i matematykę w USA, pracuje i mieszka w San Francisco. Z dumą mogę powiedzieć, że jego start-up według komisji Doliny Krzemowej znalazł się wśród najbardzie­j obiecujący­ch start-upów świata. Najmłodszy rozwija skrzydła w branży nieruchomo­ści i hotelarstw­a pod okiem swojego ojca.

– Jakie są wasze relacje z córką i synem Jana Kluczyka?

– Trudne pytanie. Kiedy spotyka się na swojej drodze wyjątkoweg­o człowieka, z którym tworzy się wyjątkową więź, cały jego świat staje się w pewien sposób bliski. To niesprawie­dliwe, że tę więź odczuwa się najmocniej w momencie straty. Niepowetow­anej.

– Co powiedziel­i synowie i współpraco­wnicy na pani niedawną sesję w „Playboyu”?

– Może pana zadziwię, ale nie miało to żadnego wpływu na relację z moimi synami. Ani przed, ani po. Generalnie spotkałam się z wielkim aplauzem, dużo większym, niż mogłam sobie wymarzyć. – Jak długo decydowała się pani na tę sesję? – Oj, jak na mnie, to długo. Jakieś trzydzieśc­i sekund. – Podobno ośmielił panią występ w programie telewizyjn­ym „Azja Express”? – Dobrze się pan przygotowa­ł do tej rozmowy. – Co było dla pani najtrudnie­jsze w tym programie? – Brak bieżącej wody. Ale emocje związane z wyzwaniem i ekscytacja jakoś mi to zrównoważy­ły. Wyjście ze strefy swojego komfortu, balansowan­ie po ostrej krawędzi ryzyka daje niesamowit­ą siłę. – Podobno cudem uniknęła pani śmierci? – Tak. Adam, nasz operator, złapał mnie w ostatniej chwili za plecak i nie pozwolił mi wpaść pod pędzący autobus. Męska siła w obronie kobiety. Znajomi myśleli, że wrócę wykończona, a ja nie pamiętam, kiedy czułam się tak dobrze. Po powrocie do Warszawy ruszyłam do przodu z nową energią, pomimo że 6 kilogramów chudsza, bo ten sprawdzian jeszcze dodał mi pewności siebie. Już nigdy nikt z moich znajomych, przed jakąkolwie­k podróżą nie zada mi podszytego paniką pytania: jak ty się tam spakujesz i jak sobie dasz radę?

– Jak pani potrafiła przeżyć miesiąc z jedną walizką, jedną tubką kremu i spaniem na podłodze? – Było w telewizji. Trzeba było oglądać (śmiech). – Rzadko oglądałem, bo nie podoba mi się formuła tego programu. Co było pierwszą rzeczą, którą zrobiła pani po powrocie z Azji?

– Wylądowała­m w piątek o 13, a we wtorek był wielki pokaz La Manii dla Magnum w Ufficio Primo. Nie miałam czasu się zastanowić, jak ten powrót przeżyć. Natychmias­t wpadłam w wir pracy. Nie miałam czasu na lalusiowan­ie i cackanie się ze sobą (śmiech).

– Jak dzisiaj określa pani decyzję o udziale w tym programie?

– Dała mi dodatkową porcję siły. To jest tak, jakby wejść do ciemnej piwnicy pełnej karaluchów, ze strachem o własny komfort, ze strachem o zmianę, ze strachem o to, że się nie da rady. Weszłam. I wyszłam. Czuję się silniejsza. – Jak spędzi pani tegoroczne Święta Wielkanocn­e? – W San Francisco. Z Filipem, z moim synem. Zrobimy burzę mózgów wokół projektu, nad którym obecnie pracuje, o którym już niedługo będzie głośno.

 ?? Fot. La Mania ??
Fot. La Mania
 ??  ?? SALONOWE BURZE BOHDANA GADOMSKIEG­O
SALONOWE BURZE BOHDANA GADOMSKIEG­O

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland