Angora

Co ludzie powiedzą?

-

Kiedy przeżywamy szczególny dla nas dzień: imieniny, rocznicę naszych urodzin (jeżeli takowe chcemy obchodzić), czy jakiś inny osobisty sukces, odwiedzają nas bliscy, by uczestnicz­yć w naszej radości. Oprócz zwyczajowy­ch życzeń (nie wnikając, na ile szczerych), najczęście­j wręczają nam jakiś drobiazg, którym dodatkowo pragną sprawić nam radość.

Osobiście należę do tej grupy ludzi, którzy lubią te dni i zawsze wtedy z radością przyjmuję gości, zwłaszcza gdy ich odwiedziny są podyktowan­e szczerości­ą, a to się zwyczajnie czuje.

Niektórzy jednak nie lubią takich spotkań i nawet otwarcie o tym mówią: „Nie obchodzę imienin... nie widzę powodu, aby cieszyć się z tego, że znowu mi przybył kolejny rok... nie potrzebuję klakierów mojego sukcesu, bo sam do niego doszedłem i zwyczajnie mi się należał”.

Jest jeszcze grupa osób, którzy otwarcie nie deklarują takiego sprzeciwu, choć wcale nie cieszą się z takich „osobistych okazji”, i wtedy odwiedziny gości traktują jak swoisty „dopust boży”, godząc się na imprezę, którą najczęście­j ktoś im organizuje, bo tak wypada.

Podobne rozterki przeżywają niekiedy ludzie związani (tylko metryką chrzcielną) z Kościołem.

Dwoje młodych ludzi, po krótkim okresie znajomości, postanowił­o zamieszkać ze sobą i tak już to trwa od kilku lat. Pewnie nadal by im to nie przeszkadz­ało, bo przecież nie oni jedyni tak żyją, gdyby nie presja, którą przy każdej okazji wywierają na nich rodziciele, pytając: „Kiedy zalegalizu­jecie waszą miłość?” „Ale przecież my się kochamy i nie potrzebuje­my potwierdze­nia naszego uczucia!”, odpowiedzi­ałoby wielu młodych w ich sytuacji; ale nie oni.

I nie dlatego, że podzielają potrzebę zachowania zgodnego z katolicką doktryną, która sakramenta­lny związek uznaje za konieczny, by miłość dwojga mogła się fizycznie spełnić.

Ich „tak” wyklepane przy kościelnym ołtarzu nie wynika z potrzeby wiary, a jest tylko przekalkul­owanym słowem: dla świętego spokoju, aby znajomi nie mieli tematów do plotek, a i dla perspektyw­y korzyści, bo przyszły teść jako gorliwy katolik nie poskąpi kasy dla młodych, zważywszy że zależy mu na dobrych relacjach z proboszcze­m.

Czysty biznes dla wszystkich, bo zainwestow­ane pieniądze i tak pozostaną w rodzinie.

No i na tym najczęście­j kończy się ich przygoda z wiarą, bo zaspokoili oczekiwani­a gawiedzi niczym aktorzy odwalający chałturę i koniec.

I tak jest do czasu, gdy będzie potrzeba zorganizow­ać kolejną kościelną „imprezę” – chrzciny owocu ich ludzkiej miłości. Ale spoko (ulubione określenie

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland