JEST RAPORT TECHNICZNY!
Najtrudniej wyjaśnić to, czego wyjaśniający nie mają interesu wyjaśniać. Wieloletnia kampania badawcza zwykłej katastrofy lotniczej utknęła w martwym punkcie. Mimo oczywistych dowodów na brak zamachu miliony rodaków wierzą w bzdury i insynuacje.
W sprawę Smoleńska uwikłane są trzy wielkie grupy: PO, PiS i trzecia grupa (bynajmniej nie polityczna) – korpus oficerski polskich sił lotniczych. Te wszystkie grupy są winne katastrofy w tym sensie, że okazały swoją niezdolność kierowania poważnymi sprawami państwa, a potem nie umiały skutecznie zarządzać komunikatami medialnymi wokół katastrofy.
Chronili wojskowe tyłki
Polskie lotnictwo wojskowe, szczególnie średnia i wyższa kadra dowódcza sięgająca samego generała Błasika i, niestety, jego przełożonego z PO ministra Klicha, okazała się niezdolna zarządzać 36. Pułkiem. Nastąpił tam całkowity rozkład zdolności normalnego bezpiecznego funkcjonowania transportowego lotnictwa wojskowego.
Piloci Tu-154 w pocie czoła, ryzykując życie, wykonywali zadania, które przekraczały ich poziom wyszkolenia i nawet momentami nie mieli czasu na porządny wypoczynek. Ten stan rzeczy trwał wiele lat, nowe rewolucyjne rządy postsolidarnościowe niszczyły po kawałku morale armii. Katastrofa samolotu Casa kilka lat wcześniej miała taki sam kontekst jak Smoleńsk. Jaki jest wynik badań tamtej katastrofy? Kto poniósł odpowiedzialność? Ano, nikt. Nikt też nie poniósł żadnej odpowiedzialności za tragiczną dezorganizację 36. Pułku.
Z Raportu Millera nie dowiemy się o chaosie w polskiej armii
Dowództwo Wojsk Lotniczych oraz minister Klich osobiście mogli sobie po katastrofie zdać sprawę, że jeżeli będą chcieli wsadzić do więzienia kadrę dowódczą 36. Pułku, to może stać się ona bardziej rozmowna i opinia publiczna dowie się o błędach w zarządzaniu wojskiem. Skończyło się tak: część osób wysłano na emerytury, pułk zlikwidowano, a chwałę oficerską zachowano. Raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych został opracowany w większości przez wyższych oficerów Wojsk Lotniczych z przydatkiem cywilnych specjalistów państwowych. Ten państwowy raport, zwany Raportem Millera, fałszywie sugeruje, że opracowali go ludzie powiązani z PO.
Fakt ten przydał później wiarygodności rozpolitykowanej do cna komisji smoleńskiej Macierewicza. Karygodny błąd nazewnictwa doprowadził do sztucznego zrównania autorytetu de facto państwowej komisji badania wypadków lotniczych z bzdurną, partyjną komisją Macierewicza, złożoną wyłącznie z polityków PiS i ich zwolenników, przychylnych tezie o zamachu.
Raport Millera
– choć opracowany przez apolitycznych specjalistów i apolitycznych wojskowych – był bardzo na rękę wysoko postawionym notablom z ministerstwa. Prawdziwe w swojej istocie fakty zinterpretowano tak, że były dla nich z korzyścią. Tym bardziej wydaje się to niezauważalne przy całej skali insynuacji ze strony PiS od pierwszego dnia po katastrofie.
Gdy Macierewicz wymyślał nowe teorie spiskowe, a Radio Maryja puszczało je w eter i sygnowało swoim autorytetem, to efekt był murowany. Żadna siła polityczna ani światła część Episkopatu w tamtym czasie nie sprzeciwiała się zaangażowaniu wielkiego i utalentowanego polityka, redemptorysty Rydzyka, w wielką kampanię polityczną. Nawet Tusk nie miał siły przebicia, gdy w sprawę po stronie PiS za sprawą przepychanki o krzyż na Krakowskim Przedmieściu zaangażował się Kościół.
W odróżnieniu od wielu komentatorów przeczytałem zarówno raport komisji Jerzego Millera, jak i raport Tatiany Anodiny. To w tym ostatnim szukać należy klucza do rozwiązania zagadki smoleńskiej, należy również przyznać, że dokument ten jest napisany w sposób możliwie najbardziej bezstronny.
Kilka dni po katastrofie, gdy rozmawiałem ze starymi pilotami LOT, (oraz – co istotne – z dawnymi pilotami Tu-154), od początku było dla nich jasne, co się stało 10 kwietnia. Ich konkluzje zgodnie wskazywały na brak wyszkolenia i winę polskiej strony. „Lotowcy” dobrze znali 36. Pułk, byli na tym samym lotnisku, duża część pilotów LOT to byli piloci z tego Pułku. Uznali, że badanie wraku nikomu nie jest potrzebne, może być ono użyteczne jedynie po to, by skuteczniej obalać kolejne sensacje Macierewicza.
Skąd się wziął „udział rosyjskich kontrolerów”?
Strona 211 Raportu Millera. Rosyjski kierownik lotów mówi: „Warunków do lądowania nie ma”. Pilot Protasiuk odpowiada: „Jeśli to możliwe, spróbu- jemy podejścia, jeśli nie będzie pogody, odejdziemy na drugi krąg”. Kierownik lotów pyta: „Czy po sprawdzającym zejściu starczy paliwa do lotniska zapasowego?”. Zwróćmy uwagę: pilot dostaje tylko pozwolenie na zejście w celu sprawdzenia pogody. Nie ma tu nawet wzmianki o zgodzie na podejście do lądowania. Później, jak wiemy, stało się zupełnie inaczej – mimo braku warunków nie odszedł na drugi krąg, tylko podjął próbę lądowania. Rosjanie mogli więc do ostatniej chwili wierzyć, że co najwyżej obniży samolot do bezpiecznego pułapu.
Dopiero informacja o niebezpiecznie bliskiej ziemi, którą było dudnienie łamanych gałęzi i drzewek, przekonała pilotów do ściągnięcia wolantu w celu nabrania wysokości (jeszcze przed brzozą). Ale było już za późno. Media sprzyjające PiS bardzo chętnie uczepiły się natomiast „wątku rosyjskiej odpowiedzialności”.
Strona 213 raportu Millera. Gdy drugi pilot pyta kontrolnie pilota polskiego jaka-40, siedzącego już w Smoleńsku: „Jaka pogoda?”, ten mówi: „Widzialność 400, podstawa 50, grubo niżej”. Wiadomość dotarła jednak do kapitana Protasiuka okrojona do frazy „Podstawa 50”. A po ludzku? Oznaczać to może, że Protasiuk po ryzykownym przebijaniu mgły miał pewność, że na ostatnich 50 metrach jednak ziemię zobaczy.
Strona 213. Kierownik lotów mówi: „POSADKA DOPOŁNITIELNO”: polskie tłumaczenie brzmi: KONTYNUUJ PODEJŚCIE, choć dosłownie znaczy to: LĄDOWANIE UZUPEŁNIAJĄCO. A po ludzku? NIE MASZ ZGODY NA LĄDOWANIE, UZUPEŁNIJ JĄ lub NIE LĄDUJ, JEŻELI NIE DOSTANIESZ ZGODY. Czyli „ewentualnie, po spełnieniu reszty koniecznych warunków”. Jeżeli więc będziecie mieli do czynienia z informacją, że Rosjanie zezwolili na dalsze podchodzenie – nie wierzcie.
Strona 215. Gdy samolot jest już tragicznie nisko, kierownik lotów przekazuje polecenie „HORYZONT”. Tłumacz zostawia ten zwrot. A mało kto wie, że znaczy to mniej więcej tyle, co „przejdź do lotu poziomego”.
Plus cały wielki wywód o Błasiku w kabinie.
Komisje
– i rosyjska, i polska – stwierdziły, że był w kokpicie, lecz według polskiej komisji nie brał czynnego udziału w trakcie lądowania. Nie ulega wątpliwości, że w jego bezpośredniej obecności łamano procedury bezpieczeństwa, on sam czytał wysokości, wymuszał określone działania, a zatem wiedział, co się dzieje: narażane jest życie pasażerów.
Jedynym długotrwałym efektem smoleńskiej awantury jest, obok zbudowania podziałów w kraju, znaczące pogorszenie stosunków sąsiedzkich na Wschodzie.
Wiem swoje
Jestem byłym pilotem zawodowym i też 35 lat temu, nie chwaląc się, spowodowałem katastrofę radzieckiego samolotu AN-2, dochodzenie w tej sprawie toczyło się przed PKBWL. Jestem też inżynierem mechanikiem, obecnie zajmuję się przebudową własnych samolotów. W czasie mojej kariery agrolotniczej zginęło wielu moich przełożonych i przyjaciół, byłem na wielu takich pogrzebach. I muszę przyznać, że o ile zawsze później rozmaite komisje dywagowały, „jak można było tego uniknąć” – nie spotkałem się z polityczną hucpą na tak wielką skalę, jak przy 10.04.