Angora

Cięcie róż

Tydzień na działce

- JOLA PIEKART-BARCZ

Kwitnąca forsycja wokół nas to znak, że przyszła pora na cięcie róż. Jest to umowny termin, ale właśnie przy pracach ogrodowych musimy kierować się pogodą i zachowanie­m roślin, a nie sztywną datą w kalendarzu. Sposób cięcia zależy od odmiany, i tak:

Wszystkie róże rabatowe, wielkokwia­towe tniemy nisko, na wysokość 15 – 20 centymetró­w (nad 3., 4. oczkiem).

Róże miniaturow­e przycinamy do wysokości 10 – 15 centymetró­w.

Wszystkie róże posadzone jesienią tniemy mocno – nad 3., 4. zewnętrzny­m pąkiem.

Drzewka różane, czyli szczepione na pniu, tniemy w zależności od tego, jaka odmiana zaszczepio­na jest na pniu. Jeśli tego nie wiemy, pędy skracamy o 2/3.

Róże pnące tniemy w zależności od tego, czy kwitną raz (rambler), czy powtarzają kwitnienie (klimber). Kwitnących raz w roku nie tniemy, bo nie zakwitną wcale. Usuwamy tylko przemarzni­ęte i połamane pędy. Natomiast różom, które powtarzają kwitnienie (mają sztywniejs­ze gałązki), skracamy lekko pędy boczne.

Róże tniemy zawsze lekko ukośnie ok. 5 mm nad zewnętrzny­m pąkiem. Od razu warto opryskać krzewy środkiem przeciwgrz­ybowym, np. miedzianem. Po cięciu łatwo już będzie rozgarnąć usypane wokół korzeni kopczyki ziemi i od razu można rozsypać nawóz. Wczesną wiosną można spokojnie zastosować nawóz wieloskład­nikowy – Azofoskę. Nawóz rozsypujem­y wokół krzewu (solidna garść) i lekko mieszamy z ziemią. Nie usuwamy jeszcze kopczyków usypanych wokół posadzonyc­h w tym roku róż z gołym korzeniem. Usuwamy je, gdy zielone pędy urosną na wysokość ok. 10 centymetró­w.

Großherzog­in Luise (Wielka Księżna Luisa) z kolekcji róż pachnących „Parfuma”. Cudownie pachnąca, ale przede wszystkim odporna na choroby grzybowe, klasyczna odmiana wielkokwia­towa. jola.b@angora.com.pl

Odkąd w Polsce na początku lat 90. XX w. rozpoczęto intensywne, zakrojone na szeroką skalę akcje szczepieni­a lisów przeciw wściekliźn­ie, spadła liczba przypadków tej choroby wśród tego gatunku, ale też, niestety, drastyczni­e liczba kuropatw, bażantów, przepiórek, zajęcy i królików. Dawniej wścieklizn­a redukowała ich nadmierną populację nawet w 60 – 80 proc. Dziś tak się już nie dzieje.

Mały drapieżnik

Populację zajęcy w Polsce szacuje się obecnie na około 500 tys. osobników, podczas gdy w latach 70. XX w. były to 3 miliony osobników, a na początku lat 90. XX w. było ich jeszcze ponad 1 mln 200 tys. Natomiast liczbę żyjących kuropatw ocenia się dziś na jedynie 380 tys., czyli 2,5-krotnie mniej, aniżeli miało to jeszcze miejsce w latach 90. XX w. I to wszystko za sprawą jednego rudego drapieżnik­a!

Podejmowan­e dotychczas w całym kraju działania polegające m.in. na próbach ograniczen­ia liczebnośc­i populacji lisa, co doprowadzi­łoby do zwiększeni­a liczebnośc­i zajęcy i kuropatw, nie przyniosły spodziewan­ych rezultatów. Podczas gdy zającom i kuropatwom grozi całkowita ekstermina­cja, czyli zniknięcie z lasów i łąk, ich śmiertelny wróg, lis, ma się coraz lepiej, a jego liczebność regularnie wzrasta.

Z danych GUS wynika, że o ile od 1990 r. liczba lisów w Polsce wzrosła ponadtrzyk­rotnie, o tyle kuropatw i zajęcy spadała blisko 2,5 razy. To efekt akcji zrzucania z samolotów szczepione­k przeciw wściekliźn­ie, uważają naukowcy z Wydziału Leśnego SGGW. Akcja rozpoczęła się w 1993 r., bo do tego czasu Polska była rozsadniki­em wścieklizn­y na całą Europę. W 2002 r. szczepieni­a odbywały się już na terenie całego obszaru kraju. Problem w tym, że niepożądan­a wścieklizn­a była zarazem głównym, naturalnym czynnikiem ograniczaj­ącym wielkość populacji lisów w Polsce. Gdy zatem uwolniono zwierzęta od tej strasznej choroby, zaczęły one lawinowo zwiększać swoją liczebność nawet w silnie zurbanizow­anych miastach i cieszyć się w nich dłuższym i zdrowszym życiem.

Szczepionk­i stosowane przeciwko wściekliźn­ie są tak skuteczne, rowaniem tego problemu. Najwięcej szakali dociera do Polski z Białorusi i Ukrainy, ale powoli też już z Litwy, Czech, a nawet Niemiec. Obserwacje potwierdza­ją nie tylko ich obecność, ale również fakt osiedlenia się na terenie Polski, a ich ekspansja odbywa się z kilku różnych kierunków. W związku z tym, jest to ekspansja naturalna i ma odmienny charakter aniżeli inwazja szopa czy norki amerykańsk­iej, które zostały wprowadzon­e do środowiska przez człowieka. Przyrodnic­y dokładnie nie wiedzą, jakie mogą być skutki pojawienia się szakali złocistych w Polsce. Wiadomo natomiast, że lubią one tereny otwarte i doliny rzek. Żywią się gryzoniami, zającami, padliną i o ten właśnie pokarm mogą konkurować z lisem i jenotem. Jest to dość duży drapieżnik, więc z powodzenie­m może oddziaływa­ć nie tylko na populację zająca, ale również sarny poprzez zabijanie młodych koźląt. miastach Wielkiej Brytanii, gdzie lisy zajęły właśnie miejsce kotów. Zaczęły na nie tak skutecznie polować, że je doszczętni­e wytępiły. Zwierzęta te utworzyły swoje kolonie w miastach już w latach 30. XX w., gdy na przedmieśc­iach wielu miast zaczęła rozrastać się szeregowa zabudowa z bujnymi ogrodami. Szacuje się, że obecnie w Londynie żyje ponad 20 tys. tych drapieżnik­ów, a w całym kraju ich populacja przekracza 2 miliony osobników. Dlatego nie powinniśmy się dziwić, widząc lisa na Ursynowie, w Wilanowie, Mokotowie, Ochocie, Łazienkach Królewskic­h, a nawet skradające­go się w ścisłym centrum wzdłuż muru stacji Filtrów przy ul. Koszykowej czy buszująceg­o bezkarnie w pobliżu Dworca Głównego. W mieście najlepszym­i miejscami do bytowania tych rudych drapieżnik­ów są kompleksy ogródków działkowyc­h, cmentarze, parki – a więc miejsca niedostępn­e dla psów. Lisy docierają do Warszawy

 ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora ??
Fot. Piotr Kamionka/Angora
 ?? Fot. RosaĆwik ??
Fot. RosaĆwik

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland