Obywatelka wieprzowina (Nie)
Narodowcy ocalili świni życie i uczynili je najszczęśliwszym w Polsce
Narodowcy ocalili świni życie.
Kruszynka, ważąca przeszło 250 kg 3-letnia locha, jest bez wątpienia najszczęśliwszą świnią w Polsce. Na co dzień mieszka w obszernym kojcu w doskonale wyposażonej oborze, sypia na świeżym sianie, zajada się ciastkami, bawi się piłką, a wykwalifikowani pracownicy na zmianę czuwają, żeby szczecina jej z ryja nie spadła. W przeciwieństwie do koleżanek po fachu Kruszynka nie ma żadnych obowiązków – takich jak płodzenie prosiąt – i pławić się będzie w luksusie najpewniej aż do nietypowej dla świńskiej biografii naturalnej śmierci.
Luksusowe życie lochy nie byłoby możliwe, gdyby nie podatnicy, którzy wykładają na jej utrzymanie ok. 10 tys. zł rocznie. I gdyby nie wydarzenia z 26 września 2015 r., kiedy to trzech narodowców chciało zadać szyku na antyimigranckim proteście w Katowicach i zaciągnęło tam świnię wymalowaną napisami „Allah”, „Koran” i „Islam”.
Świnia nie marzy nigdy o niczym, świnia stworzeniem jest tajemniczym
Według treści wyroku wydanego przez Wydział Karny Sądu Rejonowego Katowice-Wschód sprawy potoczyły się tak: trzej młodzi patrioci postanowili wybrać się na manifestację odbywającą się pod hasłem „STOP imigrantom – godne życie i praca w Polsce dla Polaków”. Przed udaniem się przed Spodek, gdzie z minuty na minutę gęstniał wkurwiony tłum, umówili się pod cmentarzem katolickim przy ul. Damrota. Wówczas jeden z mężczyzn wyciągnął z bagażnika swego auta 30-kilogramowe prosię, po czym założył mu na łeb obrożę z podwójnym pasem ćwieków i nabazgrał na boczkach słowa „Allah” i „Koran”, a między uszami wyraz „Islam”.
Widok trzech dorosłych chłopów idących popołudniem po cmentarzu ze świnią na smyczy wzbudził podejrzenia nieumundurowanych policjantów, którzy po kilku minutach obserwacji postanowili przystopować całą wesołą czwórkę.
Narodowcy (którzy, jak wiadomo, gdy przyjdzie czas wojny, jako pierwsi staną do walki z wrogiem) szybko spokornieli i poczęli tłumaczyć stróżom prawa, że zwierzę najzwyczajniej znaleźli na cmentarzu.
Mundurowi nie byli jednak palcem robieni i wiedzieli, że świnie wystrojone jak na rockowy koncert nie błąkają się raczej samotnie po katolickich cmentarzach. Patrioci przyznali więc z oporami, że co prawda świnia jest ich, ale napisy na niej wykonał przypadkowy przechodzień, który bardzo dawno już sobie poszedł. Tego kitu stróże prawa też nie łyknęli – tym bardziej że przy jednym z mężczyzn znaleziono dwa markery – i zabrali całą ferajnę na komisariat. Wtedy też najodważniejszy z narodowców, już w przeszłości karany, uniósł się honorem i oświadczył, że „tak bardzo nienawidzi wyznawców islamu, że wyrżnąłby nawet ich dzieci” oraz że prosię przygotowali po to, aby podkreślić niechęć do muzułmanów, dla których świnia to zwierzę nieczyste.
Ujawnia swoją świńską treść, kiedy coś można mieć lub zjeść
Podczas przesłuchania podejrzani co chwilę zmieniali zeznania: nie wiadomo było, kto świnię kupił, kto przywiózł, a kto pomazał. Początkowo prokurator rozważał przedstawienie mężczyznom dwóch zarzutów: o znęcanie się nad zwierzęciem (bo najwyraźniej posiadającą odmienne poglądy świnię poganiali po cmentarzu kopniakami i kijem) oraz o publiczne znieważenie grupy ludności z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej albo wyznaniowej. Postępowanie w zakresie pierwszego ze świństw zostało umorzone, natomiast drugie zakończyło się skazaniem mężczyzn na karę sześciu miesięcy nieodpłatnych prac społecznych w łącznym wymiarze 120 godzin dla każdego.
Jak podkreślił sąd w uzasadnieniu, „znieważenie to okazanie pogardy, która głębiej niźli tylko w przypadku lekceważenia wyraża ujemny stosunek do wartości, jaką reprezentuje dany człowiek”, a „również w naszej kulturze świnia odbierana jest negatywnie” i „porównywanie kogoś do świni jest określeniem pejoratywnym, a najczęściej obelżywym”. „Dla uznania winy każdego z oskarżonych nie ma znaczenia, który z nich zakupił świnię, umieścił na niej napisy, a następnie prowadził ją na smyczy” – stwierdził sąd i dodał, że „w obecnej sytuacji geopolitycznej tego typu zachowania są wyjątkowo szkodliwe, bowiem przyczyniają się do szerzenia nienawiści i ksenofobii, co przekłada się również na znaczną szkodliwość czynu”.
Być może jest to poza tematem, bywają także świnie rogate
Oczywiście z teoretycznego punktu widzenia naszej doświadczonej procesami redakcji wypadałoby zająć stanowisko w sprawie słuszności karania kogokolwiek za znieważanie cudzej przynależności religijnej, niemniej że czynu dokonali narodowcy, i to jeszcze posługując się biedną małą świnką – to chuj im w dupę i na imię.
Sąd drugiej instancji podtrzymał w mocy wyrok i sprawa byłaby zakończona, gdyby nie dalsze losy nieszczęsnego prosięcia. W przypadku zaniedbanych czy bezdomnych psów i kotów sprawa jest prosta – trafiają one do schronisk. W wypadku pomazanej markerem świni państwo musiało jednak sięgnąć po bardziej nietuzinkowe środki – i zamiast oddać ją do rzeźnika na wychowanie, po zwierzę ściągnięto rolnika z odległych o 50 km Żelisławic.
Marcina Krzykawskiego zastaję późnym popołudniem na rozległym pooranym polu. Nadrabia zaległości w sianiu, bo kilka dni wcześniej zepsuł mu się ciągnik. Dzień, w którym trafiło do niego zwierzę, pamięta doskonale.
– Zadzwonili do mnie z urzędu miasta, żebym pilnie przyjechał. Świnia była w mojej ocenie wymalowana sprayem, a nie markerami, bo litery trudno było zmyć. Pamiętam, że na ciele miała też napisane CHWDP.
(W przytoczonym przeze mnie wyroku sądu nie ma słowa o haśle „Chuj w dupę policji”. Kto w takim razie je napisał? Jeśli nie oskarżeni, to chyba nie sami mundurowi?).
Zgodnie z przepisami rolnik mający podpisaną stosowną umowę z gminą musi być dostępny 24 godziny na dobę, a w takich sytuacjach zwierzę odrobaczyć, przebadać u weterynarza i wyleczyć, jeśli jest chore, a potem się nim opiekować.
Krzykawski na szczęście dla świni okazał się wybitnym specjalistą – ukończył Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie na kierunku biologia i hodowla zwierząt.
Być może świnia nonkonformistką, gdy ma apetyt na wszystko
Choć do najszczęśliwszej loszki w Polsce nie przyjechałem z pustymi rękami (kupiłem worek najdroższych ziemniaków, ananasa, melona, winogrona i dynię piżmową), dostać się do niej było trudniej niż na audiencję do królowej brytyjskiej. W związku z afrykańskim pomorem świń przed wejściem do obory trzeba bowiem wypełnić specjalną kartę (kto, po co, skąd i kiedy przyjechał), ubrać się w kombinezon ochronny, a następnie się odkazić.
W żelisławickim gospodarstwie żyje ponad 160 prosiąt. Większość, jak to w przemyśle mięsnym bywa, albo szybko ulega rozpłodowi (Kruszynka jest dziewicą, knury nie są do niej dopuszczane), albo po pięciu miesiącach trafia pod nóż. Paradoksalnie wygłup narodowców uratował więc świni życie, bo w innych okolicznościach dawno trafiłaby już na stół.
Największej ze świńskich gwiazd dni upływają na zabawie kolorową piłką, byciu głaskaną oraz jedzeniu słodkości (Krzykawski ma umowę na odbiór zwrotów z piekarni, a te locha lubi najbardziej). Gdy ktoś z pracowników gospodarstwa udaje się do niej w odwiedziny, pozostałe zwierzęta głośno kwiczą, licząc, że i im coś z tego skapnie.
Kruszynka nigdy nie chorowała, przeżyła już niemal połowę swego prosięcego życia (podobne do niej umierają naturalnie w wieku 6 – 7 lat), a jeśli do Żelisławic nie dotrze zaraza z Afryki, najpewniej doczeka w gospodarstwie późnej starości.
Krzykawski uważa świnie za bardzo inteligentne zwierzęta, dorównujące w bystrości psom.
– Miałem takiego knurka, Bartuś się nazywał. Był tak wytresowany, że potrafił iść posłusznie z obcym rolnikiem kilka kilometrów, by zapłodnić loszkę.
Za złe traktowanie prosięta są jego zdaniem bardzo pamiętliwe, za dobre – bardzo wdzięczne.
Urząd Miasta w Katowicach wydał do tej pory na utrzymanie Kruszynki ponad 25 tys. zł, czyli 35 razy więcej, niż dostałoby się dziś za nią w skupie (ok. 700 zł) i 125 razy więcej, niż musieli zapłacić za nią narodowcy (ok. 200 zł). W swoim świńskim rozumku jest ona za to z pewnością bardzo wdzięczna.
Jak tłumaczy ku mojej radości rzeczniczka urzędu Ewa Lipka, „miasto nie zamierza uśmiercać zwierzęcia” i „czeka obecnie na decyzję sądu, czy może działać w imieniu Skarbu Państwa – na rzecz którego orzekł przepadek dowodu rzeczowego w postaci świni – i wtedy podjąć działania, by zwierzę przekazać gospodarstwu, w którym aktualnie przebywa”.
Według słów zarówno rzeczniczki, jak i rolnika żaden ze skazanych narodowców nigdy nie postanowił zawalczyć o zwrot loszki. Być może dlatego, że – jak wykazało moje intensywne śledztwo – Kruszynka nigdy nie przejawiała inklinacji ksenofobicznych czy szowinistycznych. A i w ocenie lokalnych weterynarzy pod względem biologicznym nie należy do istot przesadnie czystych rasowo.