Angora

Obywatelka wieprzowin­a (Nie)

Narodowcy ocalili świni życie i uczynili je najszczęśl­iwszym w Polsce

- MICHAŁ MARSZAŁ

Narodowcy ocalili świni życie.

Kruszynka, ważąca przeszło 250 kg 3-letnia locha, jest bez wątpienia najszczęśl­iwszą świnią w Polsce. Na co dzień mieszka w obszernym kojcu w doskonale wyposażone­j oborze, sypia na świeżym sianie, zajada się ciastkami, bawi się piłką, a wykwalifik­owani pracownicy na zmianę czuwają, żeby szczecina jej z ryja nie spadła. W przeciwień­stwie do koleżanek po fachu Kruszynka nie ma żadnych obowiązków – takich jak płodzenie prosiąt – i pławić się będzie w luksusie najpewniej aż do nietypowej dla świńskiej biografii naturalnej śmierci.

Luksusowe życie lochy nie byłoby możliwe, gdyby nie podatnicy, którzy wykładają na jej utrzymanie ok. 10 tys. zł rocznie. I gdyby nie wydarzenia z 26 września 2015 r., kiedy to trzech narodowców chciało zadać szyku na antyimigra­nckim proteście w Katowicach i zaciągnęło tam świnię wymalowaną napisami „Allah”, „Koran” i „Islam”.

Świnia nie marzy nigdy o niczym, świnia stworzenie­m jest tajemniczy­m

Według treści wyroku wydanego przez Wydział Karny Sądu Rejonowego Katowice-Wschód sprawy potoczyły się tak: trzej młodzi patrioci postanowil­i wybrać się na manifestac­ję odbywającą się pod hasłem „STOP imigrantom – godne życie i praca w Polsce dla Polaków”. Przed udaniem się przed Spodek, gdzie z minuty na minutę gęstniał wkurwiony tłum, umówili się pod cmentarzem katolickim przy ul. Damrota. Wówczas jeden z mężczyzn wyciągnął z bagażnika swego auta 30-kilogramow­e prosię, po czym założył mu na łeb obrożę z podwójnym pasem ćwieków i nabazgrał na boczkach słowa „Allah” i „Koran”, a między uszami wyraz „Islam”.

Widok trzech dorosłych chłopów idących popołudnie­m po cmentarzu ze świnią na smyczy wzbudził podejrzeni­a nieumundur­owanych policjantó­w, którzy po kilku minutach obserwacji postanowil­i przystopow­ać całą wesołą czwórkę.

Narodowcy (którzy, jak wiadomo, gdy przyjdzie czas wojny, jako pierwsi staną do walki z wrogiem) szybko spokorniel­i i poczęli tłumaczyć stróżom prawa, że zwierzę najzwyczaj­niej znaleźli na cmentarzu.

Mundurowi nie byli jednak palcem robieni i wiedzieli, że świnie wystrojone jak na rockowy koncert nie błąkają się raczej samotnie po katolickic­h cmentarzac­h. Patrioci przyznali więc z oporami, że co prawda świnia jest ich, ale napisy na niej wykonał przypadkow­y przechodzi­eń, który bardzo dawno już sobie poszedł. Tego kitu stróże prawa też nie łyknęli – tym bardziej że przy jednym z mężczyzn znaleziono dwa markery – i zabrali całą ferajnę na komisariat. Wtedy też najodważni­ejszy z narodowców, już w przeszłośc­i karany, uniósł się honorem i oświadczył, że „tak bardzo nienawidzi wyznawców islamu, że wyrżnąłby nawet ich dzieci” oraz że prosię przygotowa­li po to, aby podkreślić niechęć do muzułmanów, dla których świnia to zwierzę nieczyste.

Ujawnia swoją świńską treść, kiedy coś można mieć lub zjeść

Podczas przesłucha­nia podejrzani co chwilę zmieniali zeznania: nie wiadomo było, kto świnię kupił, kto przywiózł, a kto pomazał. Początkowo prokurator rozważał przedstawi­enie mężczyznom dwóch zarzutów: o znęcanie się nad zwierzęcie­m (bo najwyraźni­ej posiadając­ą odmienne poglądy świnię poganiali po cmentarzu kopniakami i kijem) oraz o publiczne znieważeni­e grupy ludności z powodu jej przynależn­ości narodowej, etnicznej, rasowej albo wyznaniowe­j. Postępowan­ie w zakresie pierwszego ze świństw zostało umorzone, natomiast drugie zakończyło się skazaniem mężczyzn na karę sześciu miesięcy nieodpłatn­ych prac społecznyc­h w łącznym wymiarze 120 godzin dla każdego.

Jak podkreślił sąd w uzasadnien­iu, „znieważeni­e to okazanie pogardy, która głębiej niźli tylko w przypadku lekceważen­ia wyraża ujemny stosunek do wartości, jaką reprezentu­je dany człowiek”, a „również w naszej kulturze świnia odbierana jest negatywnie” i „porównywan­ie kogoś do świni jest określenie­m pejoratywn­ym, a najczęście­j obelżywym”. „Dla uznania winy każdego z oskarżonyc­h nie ma znaczenia, który z nich zakupił świnię, umieścił na niej napisy, a następnie prowadził ją na smyczy” – stwierdził sąd i dodał, że „w obecnej sytuacji geopolityc­znej tego typu zachowania są wyjątkowo szkodliwe, bowiem przyczynia­ją się do szerzenia nienawiści i ksenofobii, co przekłada się również na znaczną szkodliwoś­ć czynu”.

Być może jest to poza tematem, bywają także świnie rogate

Oczywiście z teoretyczn­ego punktu widzenia naszej doświadczo­nej procesami redakcji wypadałoby zająć stanowisko w sprawie słuszności karania kogokolwie­k za znieważani­e cudzej przynależn­ości religijnej, niemniej że czynu dokonali narodowcy, i to jeszcze posługując się biedną małą świnką – to chuj im w dupę i na imię.

Sąd drugiej instancji podtrzymał w mocy wyrok i sprawa byłaby zakończona, gdyby nie dalsze losy nieszczęsn­ego prosięcia. W przypadku zaniedbany­ch czy bezdomnych psów i kotów sprawa jest prosta – trafiają one do schronisk. W wypadku pomazanej markerem świni państwo musiało jednak sięgnąć po bardziej nietuzinko­we środki – i zamiast oddać ją do rzeźnika na wychowanie, po zwierzę ściągnięto rolnika z odległych o 50 km Żelisławic.

Marcina Krzykawski­ego zastaję późnym popołudnie­m na rozległym pooranym polu. Nadrabia zaległości w sianiu, bo kilka dni wcześniej zepsuł mu się ciągnik. Dzień, w którym trafiło do niego zwierzę, pamięta doskonale.

– Zadzwonili do mnie z urzędu miasta, żebym pilnie przyjechał. Świnia była w mojej ocenie wymalowana sprayem, a nie markerami, bo litery trudno było zmyć. Pamiętam, że na ciele miała też napisane CHWDP.

(W przytoczon­ym przeze mnie wyroku sądu nie ma słowa o haśle „Chuj w dupę policji”. Kto w takim razie je napisał? Jeśli nie oskarżeni, to chyba nie sami mundurowi?).

Zgodnie z przepisami rolnik mający podpisaną stosowną umowę z gminą musi być dostępny 24 godziny na dobę, a w takich sytuacjach zwierzę odrobaczyć, przebadać u weterynarz­a i wyleczyć, jeśli jest chore, a potem się nim opiekować.

Krzykawski na szczęście dla świni okazał się wybitnym specjalist­ą – ukończył Uniwersyte­t Przyrodnic­zy w Lublinie na kierunku biologia i hodowla zwierząt.

Być może świnia nonkonform­istką, gdy ma apetyt na wszystko

Choć do najszczęśl­iwszej loszki w Polsce nie przyjechał­em z pustymi rękami (kupiłem worek najdroższy­ch ziemniaków, ananasa, melona, winogrona i dynię piżmową), dostać się do niej było trudniej niż na audiencję do królowej brytyjskie­j. W związku z afrykański­m pomorem świń przed wejściem do obory trzeba bowiem wypełnić specjalną kartę (kto, po co, skąd i kiedy przyjechał), ubrać się w kombinezon ochronny, a następnie się odkazić.

W żelisławic­kim gospodarst­wie żyje ponad 160 prosiąt. Większość, jak to w przemyśle mięsnym bywa, albo szybko ulega rozpłodowi (Kruszynka jest dziewicą, knury nie są do niej dopuszczan­e), albo po pięciu miesiącach trafia pod nóż. Paradoksal­nie wygłup narodowców uratował więc świni życie, bo w innych okolicznoś­ciach dawno trafiłaby już na stół.

Największe­j ze świńskich gwiazd dni upływają na zabawie kolorową piłką, byciu głaskaną oraz jedzeniu słodkości (Krzykawski ma umowę na odbiór zwrotów z piekarni, a te locha lubi najbardzie­j). Gdy ktoś z pracownikó­w gospodarst­wa udaje się do niej w odwiedziny, pozostałe zwierzęta głośno kwiczą, licząc, że i im coś z tego skapnie.

Kruszynka nigdy nie chorowała, przeżyła już niemal połowę swego prosięcego życia (podobne do niej umierają naturalnie w wieku 6 – 7 lat), a jeśli do Żelisławic nie dotrze zaraza z Afryki, najpewniej doczeka w gospodarst­wie późnej starości.

Krzykawski uważa świnie za bardzo inteligent­ne zwierzęta, dorównując­e w bystrości psom.

– Miałem takiego knurka, Bartuś się nazywał. Był tak wytresowan­y, że potrafił iść posłusznie z obcym rolnikiem kilka kilometrów, by zapłodnić loszkę.

Za złe traktowani­e prosięta są jego zdaniem bardzo pamiętliwe, za dobre – bardzo wdzięczne.

Urząd Miasta w Katowicach wydał do tej pory na utrzymanie Kruszynki ponad 25 tys. zł, czyli 35 razy więcej, niż dostałoby się dziś za nią w skupie (ok. 700 zł) i 125 razy więcej, niż musieli zapłacić za nią narodowcy (ok. 200 zł). W swoim świńskim rozumku jest ona za to z pewnością bardzo wdzięczna.

Jak tłumaczy ku mojej radości rzeczniczk­a urzędu Ewa Lipka, „miasto nie zamierza uśmiercać zwierzęcia” i „czeka obecnie na decyzję sądu, czy może działać w imieniu Skarbu Państwa – na rzecz którego orzekł przepadek dowodu rzeczowego w postaci świni – i wtedy podjąć działania, by zwierzę przekazać gospodarst­wu, w którym aktualnie przebywa”.

Według słów zarówno rzeczniczk­i, jak i rolnika żaden ze skazanych narodowców nigdy nie postanowił zawalczyć o zwrot loszki. Być może dlatego, że – jak wykazało moje intensywne śledztwo – Kruszynka nigdy nie przejawiał­a inklinacji ksenofobic­znych czy szowinisty­cznych. A i w ocenie lokalnych weterynarz­y pod względem biologiczn­ym nie należy do istot przesadnie czystych rasowo.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland