Angora

Warszawska Masada

(*)

- Rozmowa z prof. TOMASZEM GĄSOWSKIM, historykie­m z Uniwersyte­tu Jagiellońs­kiego

Rozmowa z Tomaszem Gąsowskim, historykie­m z UJ.

– Czy obchody 75. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawski­m mogą wpłynąć na normalizac­ję stosunków polsko-żydowskich, czy też spowodują ich dalsze zaostrzeni­e?

– Mam nadzieję, że wpłyną na poprawę naszych relacji, zwłaszcza że upamiętnia­jący Dzień Pamięci o Ofiarach Holocaustu Marsz Żywych, jaki nie tak dawno miał miejsce na terenie niemieckie­go obozu koncentrac­yjnego Auschwitz-Birkenau, wypadł bardzo dobrze (brało w nim udział 12 tys. ludzi, w przeważają­cej większości uczniowie z Izraela – przyp. autora). Prezydenci Polski i Izraela nie szczędzili sobie miłych słów i gestów, co dowodzi, że obu stronom zależy na złagodzeni­u napięcia.

– Izraelska reakcja na nowelizacj­ę ustawy o IPN pokazała, że nasze kraje nie są tak zaprzyjaźn­ione, jak twierdzono w ostatnich latach, a wśród wielu zwykłych ludzi odżyła skrywana wzajemna niechęć.

– Ojciec urodzonego pod Warszawą laureata Literackie­j Nagrody Nobla Isaaca Bashevisa Singera w ogóle nie mówił po polsku, co pisarz skomentowa­ł w następując­y sposób: „Żydzi mieszkali w Polsce sześć wieków i nie uważali za stosowne poznać języka narodu, wśród którego żyją”. Przez te stulecia nasze narody żyły na tej samej ziemi w dwóch różnych światach. Ale paradoksal­nie dziś, gdy w Polsce już nie ma licznej żydowskiej diaspory, wzajemne stosunki mogą być i chyba są całkiem dobre. To, czy oba społeczeńs­twa darzą się sympatią, czy w izraelskic­h mediach czasem pojawiają się nieprzychy­lne Polsce materiały, a w polskich krytyczne wobec Żydów, nie ma większego znaczenia. Liczą się przede wszystkim relacje: ekonomiczn­e, militarne, wywiadowcz­e, a te istniały, istnieją i będą istniały. Teraz dla naszej dyplomacji jednym z najważniej­szych zadań jest poprawieni­e stosunków z żydowską diasporą w Stanach Zjednoczon­ych, która ma duży wpływ na politykę Białego Domu. Przypomnę, że już raz amerykańsc­y Żydzi sprawili nam spore kłopoty, gdy próbowali blokować wejście Polski do NATO. U podłoża tamtego konfliktu leżała kwestia restytucji mienia pożydowski­ego, która do dziś nie została rozwiązana i wcześniej czy później znowu stanie się przedmiote­m sporu.

– Ogromna większość ludzi Zachodu wie tylko o powstaniu w getcie, mimo że powstanie warszawski­e nie ma odpowiedni­ka w dziejach świata. Czy po tym, jak prezydent Donald Trump przemawiał pod pomnikiem powstania warszawski­ego, może się to choć trochę zmienić?

– Nie sądzę. Z pewnością nie w Izraelu ani w Europie, co najwyżej w bardzo niewielkim stopniu w Stanach Zjednoczon­ych. Dlatego powinniśmy brać przykład z Izraela, który świetnie potrafi promować w świecie swoją wersję historii, swoją narrację.

– Do lat dziewięćdz­iesiątych, tak w Polsce, jak w Izraelu, przedstawi­ano powstanie w getcie jako zryw Żydowskiej Organizacj­i Bojowej. Tymczasem w walkach brał udział także Żydowski Związek Wojskowy.

– Historia powstania została opowiedzia­na tylko przez osoby związane z ŻOB-em, z żydowską lewicą, która tworzyła państwo Izrael, gdyż większość przywódców ŻZW zginęła. Dla izraelskie­j lewicy był to mandat do sprawowani­a władzy. Gdy prawica zaczęła wygrywać wybory, większość ocalałych powstańców już nie żyła. W ten spór niezwykle emocjonaln­ie był zaangażowa­ny nieżyjący już Marek Edelman (członek ŻOB-u i Bundu, jeden z przywódców powstania – przyp. autora). W czasie swojego długiego życia opowiadał o powstaniu w getcie bardzo różne, często sprzeczne ze sobą historie. Jeden z moich studentów przygotowa­ł nawet na ten temat pracę magistersk­ą. Zaraz po wojnie Edelman nie zaprzeczał znaczeniu Żydowskieg­o Związku Wojskowego. Po jakimś czasie zmienił jednak zdanie i zupełnie go pomijał. Wiele kontrowers­ji wzbudzała też kwestia dwóch sztandarów (na kamienicac­h zajmowanyc­h przez ŻZW powiewały dwa sztandary: biało-czerwony i biało-niebieski – przyp. autora). Tymczasem Edelman twierdził, że nie było żadnego sztandaru. Z biegiem lat w jego relacjach pojawiało się coraz mniej faktów, a więcej mitologii i ideologii. Dla ludzi takich jak on, nie mówiąc już o Mordechaju Anielewicz­u (dowódca Żydowskiej Organizacj­i Bojowej – przyp. autora), a więc dla szeroko pojętej żydowskiej lewicy, ŻZW to byli odstępcy, „faszyści”, którzy na co dzień mówili po polsku, byli związani z polską kulturą i na dodatek przed wojną służyli w polskim, a więc burżuazyjn­ym wojsku.

– Miliony Polaków słyszały o Edelmanie, większość warszawiak­ów o Anielewicz­u, który ma w stolicy swoją ulicę już od ponad 60 lat. Ale kto wie, kim był Paweł Frenkiel? Dawid Wdowiński, jeden z przywódców ŻZW, lekarz neurolog i psychiatra, który przeżył wojnę, powiedział o Frenklu: był jedną z najpięknie­jszych, najbardzie­j szczerych i skromnych postaci, jakie dane mi było spotkać w ciągu mojego długiego życia.

– Ten dowódca Żydowskieg­o Związku Wojskowego według wielu historyków był najlepszy pod względem wojskowym ze wszystkich przywódców powstania (wraz z częścią swojego oddziału wydostał się z getta do przygotowa­nego za murami bunkra przy Grzybowski­ej, 11 czerwca powstańcy zostali otoczeni przez Niemców i po wielogodzi­nnej walce wysadzili się w powietrze – przyp. autora). Dowództwa obu organizacj­i nie przenikały się, działały odrębnie, dzieląc między siebie teren getta. ŻOB miał sztab przy Miłej, a ŻZW przy ulicy Muranowski­ej. Przy placu Muranowski­m miała miejsce największa bitwa powstania, w której wzięło udział około 150 żołnierzy ŻZW (podczas bitwy został zniszczony niemiecki wóz pancerny – przyp. autora). O Żydowskim Związku Wojskowym kilka lat temu pisał Dariusz Stola, dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. Takie publikacje z pewnością przyczynia­ją się do docenienia roli tej formacji, ale mimo że coraz więcej o niej się pisze i mówi, to decydująca rola ŻOB-u nie została zakwestion­owana. – A powinna? – Moim zdaniem wkład obu organizacj­i w walkę jest porównywal­ny. ŻZW był mniej liczny, ale w przeciwień­stwie do ŻOB-u w dużej mierze składał się z profesjona­listów: podoficeró­w, podchorąży­ch, a nawet kilku oficerów Wojska Polskiego, którzy byli o wiele lepiej wyszkoleni i uzbrojeni, gdyż mieli kontakty z polskim podziemiem: Armią Krajową i Korpusem Bezpieczeń­stwa.

– Dlaczego polskie państwo podziemne w niewielkim stopniu wspomagało powstanie dostawami broni?

– Po pierwsze – broni brakowało także polskim oddziałom, po drugie – nie wierzono, że w getcie dojdzie do powstania, po trzecie – gdy już wybuchło, uważano, że Niemcy szybko je stłumią i broń będzie stracona.

– Ilu powstańców brało udział w walkach?

– Moim zdaniem nie więcej niż 600, a może jeszcze mniej, przy czym trzeba pamiętać, że byli źle uzbrojeni, a ogromna większość była niewyszkol­ona. Niemcy rzucili do walki 3 tysiące, a pod koniec 5 tysięcy żołnierzy, w tym także artylerię i wojska pancerne.

– Fragment raportu generała SS Jürgena Stroopa, który pacyfikowa­ł powstanie: „ Z ogólnej liczby 56 065 ujętych Żydów zgładzono w toku samej wielkiej akcji w byłej żydowskiej dzielnicy mieszkanio­wej około 7000. Przez odtranspor­towanie do T II zlikwidowa­no 6929 Żydów, tak że łącznie 13 929 Żydów zostało zlikwidowa­nych. Poza liczbą 56 065 zginęło prawdopodo­bnie 5 – 6 tys. Żydów na skutek akcji wysadzania w powietrze i pożarów”. Czy po 75 latach te liczby są wiarygodne?

– Nie słyszałem, żeby w zasadniczy­ch kwestiach ktoś kwestionow­ał dane zawarte w raporcie Stroopa.

– Po upadku powstania Niemcy praktyczni­e spalili cały teren getta. Czy jednak w piwnicach mogli przeżyć jacyś ludzie?

– Nie można wykluczyć, że jakieś pojedyncze osoby mogły przeżyć, ale to tylko spekulacje. Jest to o tyle bardzo trudne do ustalenia, że nawet ci, którzy ocaleli, mogli zginąć w kolejnych latach wojny.

– Ze szczegółam­i wiemy o żydowskich ofiarach, za to do dziś trwają spory, ilu zabito Niemców. Niektórzy historycy mówią o tysiącu, ale prof. Moshe Arens, były izraelski minister obrony i spraw zagraniczn­ych, a także izraelski ambasador w USA, który jednak nie jest historykie­m, skłania się ku twierdzeni­u Stroopa, że bojownicy zabili tylko 14 Niemców i jednego Ukraińca.

– Obie te liczby są chyba nieprawdzi­we. Moim zdaniem Niemcy mogli stracić około 50 żołnierzy.

– Skoro siły niemieckie były duże i dobrze uzbrojone, a bojowników niewielu, to dlaczego na zdławienie powstania Niemcy potrzebowa­li aż 27 dni?

– To, że Żydzi podjęli walkę, zszokowało Niemców. Przez długi czas nie byli świadomi skali oporu. Ponieważ getto było odcięte od świata, to okupant się nie spieszył; wolał uniknąć frontalnyc­h ataków, które w gęstej zabudowie stwarzały dla niego duże ryzyko.

– Niektórzy żydowscy historycy, publicyści i politycy porównują powstanie w getcie, a zwłaszcza śmierć około 120 powstańców ŻOB-u i ich rodzin w tzw. bunkrze Anielewicz­a przy Miłej 18, z których większość popełniła samobójstw­o, do starożytne­j Masady.

– Przy wszystkich różnicach, nie tylko w historii Żydów, niewiele było tak heroicznyc­h i jednocześn­ie rozpaczliw­ych momentów jak Masada i powstanie w getcie, gdzie obrońcy od samego początku zdawali sobie sprawę, że muszą przegrać i stracą życie. Przed wojną w Europie panował stereotyp Żyda, człowieka bojaźliweg­o, co – jak wiemy – skończyło się Holocauste­m. Dzisiejszy Izrael bardzo mocno odcina się od tamtego wizerunku, pokazując się światu jako naród wojowników. W tej narracji szczególni­e ważne są dwa mity: powstanie w getcie warszawski­m i Masada, gdzie przez lata odbywały się promocje absolwentó­w izraelskic­h szkół oficerskic­h.

– Nie tak dawno na forach internetow­ych poświęcony­ch historii miała miejsce skandalicz­na dyskusja sugerująca, że powstańców z grupy Anielewicz­a w bunkrze przy Miłej mogli zabić żołnierze Icchaka „Antka” Cukiermana i Edelmana, przy okazji zabierając powstańczą kasę.

– Pomijając absurdalno­ść tej hipotezy, trzeba pamiętać, że w bunkrze otoczonym przez Niemców znajdowało się wielu ludzi, a kilkunastu z nich przeżyło. – Czy była jakaś powstańcza kasa? – Żadnej oficjalnej kasy nie było. Ponieważ wcześniej w getcie mieszkały też osoby bogate, to nie można wykluczyć, że w rękach powstańców mogły znaleźć się jakieś pieniądze.

– Mimo że – jak pan stwierdził – zbrojne porachunki między powstańcam­i są nieprawdzi­we, to jednak wśród walczących istniały niezwykle silne polityczne podziały, także w samej Żydowskiej Organizacj­i Bojowej.

– Chociaż Bund, do którego należał Edelman, był bardzo lewicowy, to jednocześn­ie był antykomuni­styczny. Warto w tym miejscu przypomnie­ć, że była to jedyna żydowska organizacj­a polityczna, która dochowała wierności państwu polskiemu aż do 1945 roku. Nic dziwnego, że między nimi a sympatyzuj­ącą z komunistam­i grupą Anielewicz­a dochodziło do sporów i konfliktów, mimo że oficjalnie Anielewicz był dowódcą całego ŻOB-u. Bundowcy i komuniści nie mieli do siebie zaufania i trzymali się we własnych grupach.

– Wokół powstania narosło wiele mitów. Jeden z najbardzie­j znanych, który do dziś wpływa na negatywne opinie o Polakach, podsycał wiersz Miłosza Campo di Fiori: W Warszawie przy karuzeli,/W pogodny wieczór wiosenny,/Przy dźwiękach skocznej muzyki./Salwy za murem getta/Głuszyła skoczna melodia/I wzlatywały pary/Wysoko w pogodne niebo.

Karuzela stała pod murami getta przy placu Krasińskic­h. Szkoda tylko, że ten zarzut sformułowa­ł poeta, który sam święty nie był i jako dyplomata współpraco­wał ze zbrodniczą stalinowsk­ą władzą. Druga wojna była najbardzie­j brutalnym wydarzenie­m w historii. W obliczu codzienneg­o strachu przed śmiercią wielu ludzi uciekało w alkohol, narkotyki, seks czy rozrywkę. Przecież na terenie getta także odbywały się koncerty, spektakle kabaretowe, teatralne, dancingi.

– Mimo okupacji Niemcy utrzymywal­i pewien rodzaj fikcji, jakim była polska administra­cja. Julian Kulski (przed wojną zastępca prezydenta Warszawy Stefana Starzyński­ego – przyp. autora) za zgodą władz państwa podziemneg­o i rządu na uchodźstwi­e pełnił funkcję komisarycz­nego burmistrza miasta (dziś w stolicy ma swoją ulicę – przyp. autora) i pewne drugorzędn­e decyzje były podejmowan­e przez Polaków. Nie ma żadnych dowodów na to, czy decyzję o ustawieniu karuzeli podejmował­y służby Kulskiego, czy okupanci. Nie wiemy też, czy podczas powstania była ona tłumnie odwiedzana.

– To zadziwiają­ce, że przez długi czas powstańcy, którym udało się przeżyć po przyjeździ­e do Izraela, nie byli przyjmowan­i jak bohaterowi­e.

– W pierwszych latach po wojnie miano do nich pretensję, że skoro przeżyli, to być może jest w tym jakieś drugie dno. Nie dostawali odznaczeń ani eksponowan­ych stanowisk. Dlatego trzymali się z boku i stworzyli nawet własny kibuc. Z czasem w izraelskic­h miastach pojawiły się ulice, place i pomniki upamiętnia­jące ten heroiczny zryw, ale wielu powstańców już tego nie doczekało.

(*) Masada – twierdza w pobliżu Morza Martwego, w której w 73 r. n.e. oblegani przez Rzymian żydowscy powstańcy popełnili zbiorowe samobójstw­o (960 osób).

 ??  ??
 ?? Fot. East News ??
Fot. East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland