Jak żyć, prezesie Kaczyński?
Dorosłe osoby niepełnosprawne mają 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego i 745 zł renty socjalnej
Miesięcznie mają do dyspozycji zasiłek pielęgnacyjny w wysokości 153 zł, niewaloryzowany od 12 lat, i 740 zł renty socjalnej. Ich opiekunowie otrzymują 1477 zł świadczenia pielęgnacyjnego. Dorośli niepełnosprawni, którzy zachorowali w dzieciństwie, więc nie zdążyli wypracować renty z ZUS, są jedną z najbardziej poszkodowanych grup w społeczeństwie. Nie dostają już 500 plus, bo są za starzy. Gdy umrą ich rodzice, oni trafią do domów pomocy społecznej, bo nie będą mogli samodzielnie się wyżywić, opłacić mieszkania i opieki.
Odbierają nam radość
– Jak zabraknie mamy, to skończy się i moje życie. Zacznie się wegetacja i czekanie na śmierć – mówi 28-letni Mariusz, który wprawdzie skończył studia prawnicze, ale na pracę nie ma szans, bo porusza się na wózku i oddycha za pomocą aparatury. – Walczę o przyszłość mojego syna z porażeniem mózgowym – opowiada Anna Wardzińska, matka innego niepełnosprawnego. – Nie będzie w stanie wyżyć za rentę socjalną (...). Walczy się o dzieci nienarodzone, a nie myśli się o tych, które już są na świecie. 22-letni Adrian Glinka, również ofiara mózgowego porażenia dziecięcego, nim skończył 18 lat, jeździł do szpitali na rehabilitację trzy razy w roku. Od czasu, gdy przekroczył próg dorosłości, tylko raz dostał się na zabiegi. – Jakkolwiek chcielibyśmy przeżyć, to się nie da. Naprawdę stanę na ulicy i będę żebrał. Nasze państwo chce nas pogrążyć. Każdy chce żyć godnie (...), a ten rząd jakby odbiera wszystko, tę radość. Jest przecież takie ładne słońce. Moglibyśmy wyjść sobie na dwór, ale nie możemy, bo jakbyśmy wyszli, tobyśmy dali zezwolenie na bałagan i poniżanie – tłumaczy chłopak. Mama Adriana chciałaby, aby protestujących odwiedził prezes Jarosław Kaczyński. Chce zobaczyć tę jego wrażliwość, o której wspominała minister Elżbieta Rafalska. Adrian też chciałby go ujrzeć, ale nie sądzi, że poda prezesowi rękę.
– Przyprowadziły nas tu obietnice wyborcze PiS – mówi liderka protestu Iwona Hartwich. Wspomina, jak to było w 2014 roku, gdy Prawo i Sprawiedliwość walczyło o głosy: – Pan Jarosław Kaczyński całował nam dłonie i obiecał pomoc. Beata Kempa przyniosła nam wtedy miękkie koce, z panem Mularczykiem jedliśmy jogurt (...). Pani Rafalska stała przy moim ramieniu i mówiła tak: „Pani Iwono, kwota 153 złote? To jest żenujące. Jak my dojdziemy do władzy, to natychmiast to zmieniamy”. Teraz te matki piszą do Kaczyńskiego list: Zwracamy się do Pana jako jedynej osoby decyzyjnej w państwie i domagamy się spotkania oraz podjęcia natychmiastowej decyzji. Prezes PiS nie reaguje. Z uczestnikami protestu próbują rozmawiać jego ludzie. Premier Mateusz Morawiecki przyrzeka, że da pieniądze niepełnosprawnym, gdy tylko zabierze je najbogatszym Polakom. Elżbieta Rafalska doprowadza matki do łez. Marszałek Senatu w ogóle nie zamierza stanąć ze zdesperowanymi rodzicami oko w oko: – Mamy wszyscy iść do protestujących? Był prezydent, premier, pani minister, wiceminister, kto ma jeszcze iść? Jak możemy wszyscy tam chodzić?! Szef klubu parlamentarnego Ryszard Terlecki oburza się na bezdusznych rodziców, którzy przyprowadzili na protest swoje kalekie dzieci: – Dziwię się, że można tak bardzo nie mieć serca, żeby niepełnosprawnych tyle trzymać w Sejmie. Protestujące kobiety potępia też posłanka Bernadeta Krynicka: – Ja się wstydzę za te matki, które wzięły tam swoje dzieci, bo ja nigdy nie pozwoliłabym sobie na to z szacunku do mojego dziecka, żeby robić taki cyrk. Natomiast poseł Pięta uważa, że protest to wyłącznie sprawa polityczna, więc znajduje świetne rozwiązanie: – Straż Marszałkowska powinna ostrożnie wynieść protestujących i przekazać policji. Na nieszczęście dla polityków PiS większość Polaków opowiada się za niepełnosprawnymi, urządzając w wielu miastach wiece poparcia. „Jesteśmy z wami!”; „Wspieramy strajk okupacyjny” – piszą na transparentach. O ile pamiętam, hasłem wyborczym PiS było: „Słuchać Polaków, służyć Polsce”. Ano widać, jak słuchają, komu służą – komentują w internecie.
Proszę pana, to wstyd!
Protestujący żądają spełnienia trzech postulatów. Pierwszy dotyczy wprowadzenia dodatku rehabilitacyjnego bez kryterium dochodowego w wysokości 500 zł miesięcznie dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji, które ukończyły 18 lat. Drugi – zrównania wysokości renty socjalnej z najniższą zusowską rentą wypłacaną całkowicie niezdolnym do pracy, a później podwyższania tej kwoty do poziomu minimum socjalnego. Trzeci – umożliwienia niepełnosprawnym nauczania indywidualnego w szkołach, które zostało skasowane za rządów Prawa i Sprawiedliwości. W gorącym okresie przed wyborami samorządowymi PiS uruchomił wszystkie siły, które mogłyby konflikt załagodzić, z autorytetem prezydenckim na czele. Andrzej Duda odwiedził protestujących 20 kwietnia. Zadeklarował pomoc i zasugerował chytrze, że skoro on czuwa, to oni mogą opuścić siedzibę parlamentu. – Ja tą sprawą się już zajmuję. Jeśli ktoś z państwa chciałby wrócić do domu na weekend, to może wrócić spokojnie, bo ja się tą sprawą będę zajmował cały czas, dopóki nie będzie załatwiona. Odpowiedź matek chyba go nie ucieszyła:
– Nauczone wcześniejszymi doświadczeniami wolimy jednak poczekać, zobaczyć pewne rzeczy na piśmie. Kobiety zmusiły też prezydenta, by wysłuchał własnego krótkiego przemówienia, jakie wygłosił podczas kampanii wyborczej. Podsunęły mu komórkę z nagraniem. Andrzej Duda tłumaczył wtedy, że rodzinom niepełnosprawnych należy się wsparcie i oburzał się na obojętność swojego rywala, Bronisława Komorowskiego. – Proszę państwa, to wstyd! – grzmiał ówczesny kandydat na najwyższy urząd. Teraz, zmuszony do przypomnienia sobie swoich płomiennych słów, siedział przed matkami zawstydzony i tylko kiwał głową. – Nie dotrzymał Pan słowa. Nie jest Pan więc człowiekiem honoru. Nadal Polska nie jest państwem prawa, a jedynie bezprawia, w którym słyszalny jest wyłącznie głos tych, którzy stosują argument siły (okupacja Sejmu), a nie siłę argumentu (wyroki Trybunału Konstytucyjnego) – napisało
w liście do Andrzeja Dudy Stowarzyszenie Opiekunów Osób Niepełnosprawnych „Stop Wykluczeniom”, odnosząc się do wyroku Trybunału w kwestii dyskryminacji opiekunów dorosłych niepełnosprawnych osób. Wyrok ten do dziś nie został wykonany przez rząd PiS.
Rząd umawia się ze sobą
Po tygodniu okupowania sejmowych korytarzy protestującym udało się spełnić tylko jedno żądanie. 26 kwietnia Beata Szydło ogłosiła na Twitterze: Rada Ministrów przyjęła na wniosek minister Elżbiety Rafalskiej projekt ustawy o podwyższeniu renty socjalnej dla osób niepełnosprawnych do wysokości renty minimalnej. Świadczenie wzrośnie do 1029,80 zł, czyli o 39 proc. – Takiego skoku nie było od dawna – pochwaliła się szefowa resortu rodziny, pracy i polityki społecznej. Władza liczyła, że tym posunięciem zapewni sobie spokój, protestujący podpiszą ugodę, zwiną manatki i opuszczą Sejm. Ale się przeliczyła. Kiedy rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska zaprezentowała propozycję porozumienia, ustaloną ponoć ze środowiskiem osób niepełnosprawnych, okazało się, że koczujący w Sejmie nic o tym nie wiedzą. Podpisy pod dokumentem złożyli przedstawiciele innych organizacji. Jak donosi portal NaTemat, sygnatariuszami dokumentu była między innymi asystentka społeczna Kornela Morawieckiego, ojca premiera, oraz członkowie Rady Konsultacyjnej doradzającej pełnomocnikowi rządu ds. osób niepełnosprawnych. Zaraz później zaczęli oni odcinać się od porozumienia, twierdząc, że zostali politycznie wykorzystani przez rząd. Według portalu Oko.press wyglądało to tak: Na 24 kwietnia zwołano posiedzenie Rady Konsultacyjnej. Tematem debaty miały być nie postulaty protestujących, tylko jakieś systemowe rozwiązania dotyczące niepełnosprawnych. Zwyczajna rzecz, takie dyskusje należą do obowiązków Rady Konsultacyjnej. Uczestnicy spotkania zauważyli jednak coś dziwnego – wokół nich było mnóstwo kamer. Jak relacjonuje jeden z rozmówców portalu, w czasie dysputy zaszło osobliwe zdarzenie. Przyniesiono dodatkowe krzesła i naraz „wchodzi grupa osób z niepełnosprawnością. Byli ze Środowiskowego Domu Samopomocy” Następnie minister Rafalska wyjmuje tekst porozumienia i namawia do podpisania go. Kamery kręcą, Rada czuje się jak w pułapce. Jedni składają podpis, inni próbują oponować, że nie można tak bez udziału protestujących. Po ujawnieniu manipulacji członkowie Rady napisali list do szefowej Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej: Resort rodziny wykorzystał Radę do medialnego przedstawienia. Gdy protestujący w Sejmie opiekunowie dorosłych niepełnosprawnych odrzucili przywiezione przez rzeczniczkę rządu propozycje niewielkiej podwyżki świadczeń dla części osób niepełnosprawnych, minister Rafalska skłoniła obradującą właśnie Radę do podpisania tego „porozumienia”, by pokazać, że protestujący są izolowani i nie reprezentują środowiska. Rodziny niepełnosprawnych nie dały się nabrać i postanowiły nadal okupować sejmowy korytarz. – Nie można nazywać tego ugodą. To jest ugoda rządu z rządem, a nie z nami. Wieczorem 27 kwietnia rządowe media doniosły, że jest kolejna propozycja porozumienia. Jednak zamiast pieniędzy niepełnosprawnym zaoferowano ekwiwalenty – dostęp do lekarzy bez kolejki, nieograniczoną limitem ilość zabiegów rehabilitacyjnych oraz artykułów, takich jak np. pieluchomajtki. – Projekt, który dziś przynieśliśmy, gwarantuje ok. 520 zł oszczędności w budżecie domowym gospodarstw z osobą niepełnosprawną – ogłosiła rzeczniczka Joanna Kopcińska. Protestujących nie przekonała: – Pani minister przychodzi z ustawą, która pięknie brzmi, ale jestem ciekawa, czy jak pójdę w czerwcu z synem do lekarza okulisty, to zostanie przyjęty; To manipulacja, bo zaproponowano nam 500 zł nie jako dodatek pieniężny, tylko rzeczowy (...). My od początku mówiliśmy, że chodzi nam o żywą gotówkę (...). Prawdopodobnie spędzimy majówkę w Sejmie.
Wrobieni w „walkę klas”
W rządzie trwają prace nad pomysłem Mateusza Morawieckiego dotyczącym tzw. daniny solidarnościowej. Według premiera miałaby ona być płacona przez najbogatszych Polaków (stanowią 0,5 proc. społeczeństwa) na rzecz dorosłych niepełnosprawnych. Te pieniądze umożliwiłyby zrealizowanie postulatów protestujących. Wyniki prac mają być przedstawione za dwa tygodnie. „Rzeczpospolita” wylicza, że na spełnienie żądań rodzin niepełnosprawnych budżet będzie potrzebował od 0,6 mld nawet do 5 mld rocznie. Jeśli danina miałaby dotknąć pół procent obywateli, byłyby to osoby zarabiające miesięcznie powyżej 25 tys. zł brutto. Jest ich w kraju około 46 tysięcy. Zatem każda z tych osób musiałaby płacić dodatkowo od 13 do 113 tys. zł rocznie, czyli od 1,1 do 9,4 tys. w miesiącu. To pokaźne kwoty, ale największym kłopotem nie jest ich wysokość, mówi ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak. Chodzi o to, jak zostanie wprowadzona nowa danina. Bo żeby była zbierana sprawnie, trzeba ustalić trzecią stawkę podatkową. – Problem w tym, że dodatkowy próg podatkowy – czy też jakakolwiek inna konstrukcja, jaką wymyślą sobie politycy – nie uderzy dokładnie tam, gdzie mogłoby się nam wydawać. Czy to będzie 35-procentowa stawka, czy 40-, albo nawet 50-procentowa, raczej nie dotknie ona dużych przedsiębiorców. Oni mają wiele możliwości uniknięcia zamachu na swoje dochody. Wystarczy popatrzeć na europejskie doświadczenia. Gdy we Francji obciążenia fiskalne dla najbogatszych osiągnęły 75 proc., tylko w jednym roku wyjechało z kraju 12 tysięcy milionerów. Krezusi sobie poradzą, a pomysł Morawieckiego uderzy w tych, którzy nie mają możliwości ucieczki w inne formy opodatkowania, bo żyją z pracy najemnej. Tacy dobrze wynagradzani specjaliści to już raczej klasa średnia. Zresztą oni też mogą się salwować ucieczką za granicę lub w samozatrudnienie. – Propozycja Morawieckiego jest samobójstwem na własne życzenie – twierdzi posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus. – To minister Morawiecki mówił w wielu wywiadach, że PiS nie będzie podnosił podatków. Tymczasem teraz sam obwieszcza podwyżki, a na dodatek wsadza w ten konflikt kolejną grupę – ludzi dobrze zarabiających. – PiS wielokrotnie (...) przez ostatnie 2,5 roku szczuje jednych na drugich, dzieli grupy społeczne (...). Próbuje podzielić środowisko sędziowskie, adwokackie, lekarskie, nauczycieli, kobiet. A teraz – bogaci przeciw biednym. Pomysł premiera krytykuje poseł Kukiz’15 Marek Jakubiak, biznesmen i właściciel browaru Ciechan. – Dzielenie społeczeństwa na bogatszych i biedniejszych to pomysły rodem z rewolucji bolszewickiej (...). PiS dla utrzymania wysokich sondaży zrobi wszystko, żeby wyborców nie denerwować. PR-owcy podpowiedzieli, że najlepiej zaatakować bogatych, to dostaną poklask u największej części polskiego społeczeństwa, czyli u tych, których uważamy za niedostatecznie bogatych. Nie widzę tu ekonomicznego sposobu na solidarność państwa, widzę natomiast czysty populizm. Sami protestujący nie chcą dać się wmanewrować w inspirowaną przez Prawo i Sprawiedliwość „walkę klas”. Pomysł Morawieckiego uważają za chybiony. Przeciwnicy „daniny solidarnościowej” zyskali sławnego sprzymierzeńca, siostrę Małgorzatę Chmielewską, przełożoną wspólnoty pomagającej biednym i przybraną matkę niepełnosprawnego dorosłego dziecka. – Rozumiem, że pan premier jest Janosikiem, ale spora część osób lepiej zarabiających wspiera już takie czy inne działania organizacji i stowarzyszeń (...). Poza tym jest to środowisko ludzi, którzy mieli szczęście i lepiej się urodzili, ale też ciężko pracują na swoje pieniądze. W myśl tego rozwiązania zmusza się ich do przekazywania daniny na ten, a nie inny cel (...). Może zamiast tego zrezygnujemy z gadżetów, jakie mamy w życiu społecznym, może o parę miesięcy opóźnijmy budowę autostrady, może trochę mniej będziemy oświetlali ulice, może trochę mniej imprez, które opłacane są z budżetu państwa?
Działania Prawa i Sprawiedliwości w kwestii niepełnosprawnych nie znajdują poklasku u większości społeczeństwa. Gdy zapytano Polaków, czy rząd właściwie zareagował na protest w Sejmie, 51 proc. ankietowanych odpowiedziało „zdecydowanie nie” i „raczej nie”. 87 proc. badanych uznało, że niepełnosprawnym należy przyznać 500 zł dodatku rehabilitacyjnego.