Janusz Korwin-Mikke, Antoni Szpak
Ważne szychy w Unii to ludzie głęboko nieszczęśliwi. Oni wiedzą, jaka jest prawdziwa sytuacja – a na co dzień muszą kłamać, kłamać i kłamać, zapewniać, że Unia to potęga i wzór dla całego świata. Kiedy ja w unijnym Parlamencie wytykałem te kłamstwa i kończyłem przemówienia słowami Katona: „...a poza tym sądzę, że UE powinna być zniszczona” – to zapewne w głębi ducha zazdrościli mi, że stać mnie na mówienie prawdy. I że stać mnie, by opuścić tę chorą instytucję i zająć się Polską, gdzie też przecież jest bardzo źle.
Najpotężniejszy człowiek Unii, p. Jan-Klaudiusz Juncker, jest (jak zdecydowana większość federastów) komunistą i nawet wychwalał ostatnio piekłoszczyka Karola Marxa z okazji 200-lecia jego urodzin. Będąc szefem Komisji Europejskiej, najlepiej zna stan Unii – w związku z tym wedle powszechnej opinii nieustannie pije, by zagłuszyć wyrzuty sumienia, że tak okłamuje ludzi. Był on premierem Luksemburga – a jest skrajnym federastą – bo wierzy, że Wielkie Księstwo Luksemburg znaczy coś tylko jako członek Unii. Podobnie komuniści łotewscy wierzyli, że Łotwa może coś znaczyć tylko jako członek Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich...
I oto p. Juncker chyba na chwilę wytrzeźwiał (a może odwrotnie?) i udzielił wywiadu holenderskiej gazecie „Trouw”, czyli „Wierność” (tow. Juncker jest komunistą oddelegowanym przez Partię, by udawał ChaDeka!) i powiedział coś nieprawdopodobnego – cytuję: „pozycja Europy na globalnej scenie jest coraz mniejsza. My, Europejczycy, myślimy o sobie jak o szefach świata. Zapominamy, że jesteśmy tylko małą i słabą częścią uniwersum. Tracimy siłę ekonomiczną. Tracimy pozycję również demograficznie. Musimy słuchać reszty świata”.
Towarzysz Juncker przez skromność nie dodał, że Europa rządziła światem, gdy składała się z prawicowych monarchij. A traci pozycję z tych samych powodów, dla których pozycję straciła Rosja po okupacji jej przez Związek Sowiecki: budowa socjalizmu wykończy każdy, choćby najbogatszy i najpotężniejszy kraj. I nawet nie chodzi o to, że gdy socjaliści obejmą władzę na Saharze, to po 40 latach wystąpi tam „przejściowy brak piasku”. Chodzi o to, że socjaliści ludźmi się opiekują – i po jakimś czasie z ludźmi robi się to samo, co z synkiem, o którego mamunia troszczy się do pięćdziesiątego roku życia: ludzie przestają być samodzielni i agresywni; stają się po prostu maminsynkami, którym byle nachodźca może bezkarnie jeździć po nosie, zgwałcić kochankę – a on co najwyżej leci ze skargą do mamusi... Lub na policję.
Czyli tow. Juncker powiedział o Unii to, co ja Państwu stale piszę. Ale powiedział też coś, za co mnie nazywa się w Polsce „ruskim agentem”. Powiedział: „Musimy się nauczyć mówić do Rosjan jako równorzędnych partnerów. Rosja jest ważnym – światowym – graczem. Nie ma agendy bezpieczeństwa w Europie bez Rosji. Nie podoba mi się obecna retoryka, rodem z Zimnej Wojny”.
A poza tym nazwał JE Włodzimierza W. Putina „swoim przyjacielem”. Tego strasznego Putina, który feministki wysyła (na dwa miesiące...) do łagrów, który tępi (tfu!) „gejów”, prawicowca, który ma w Rosji podatki dwa razy niższe niż UE i wyśmiewa się z „Gejropy”...
Świat się (niektórym...) do dołu nogami przewraca. Tzn.: ponownie staje na nogach...