Angora

Henryk Martenka, Sławomir Pietras

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka

Rok temu rajcy miasta Jersey, leżącego vis-à-vis Manhattanu, postanowil­i, że przekompon­ują fragment miejskiego centrum. Powstanie tam park. Aliści na środku terenu stoi duży pomnik ufundowany przez społecznoś­ć polską, której w stanie New Jersey niemało, a poświęcony ofiarom zbrodni katyńskiej. Pomnik stoi tu od 1991 roku i jest dziełem nie byle kogo, bo liczącego się także w Ameryce rzeźbiarza Andrzeja Pityńskieg­o. Twórcom projektu nowego centrum pomnik jednak niespecjal­nie pasuje, więc zdecydowan­o się go zdemontowa­ć i tymczasowo schować w magazynie. Potem się coś wymyśli, kombinowal­i rajcy i ich szef, czyli burmistrz Jersey City Steven Fulop, choć nie jest tajemnicą, że założyciel­om parku średnio pasuje postać człowieka przebitego na wskroś bagnetem. Przebąkują, że park to nie miejsce na takie horrory. Może nie wiedzą, jak wyjaśniać jego sens? A może boją się Ruskich?

Tworzenie planów zagospodar­owania przestrzen­nego nie tylko w Polsce potrafi się ślimaczyć. To proces, który musi trwać, zanim plan stanie się gotowy do zagospodar­owania. W mieście Jersey ten czas nadszedł i teraz, po ich święcie lipcowym, pomnik ma zniknąć. Ale naraz okazało się, że ekipa burmistrza Fulopa w ogóle nie uwzględnił­a woli suwerena. To znaczy zdania tych, których suweren wyznaczył na przywódców. Polskich przywódców. Szok! Nikt w Jersey nie zastanowił się, co o tym pomyślą w Warszawie. Ba! Nikomu w Jersey nie przyszło do głowy, by w ten sposób pomyśleć...

Zabawna historia z ponurym pomnikiem budzi kolejne pytania. Zakładamy, że w samorządzi­e miasta i władzach stanowych nie ma Polaków. Co nie dziwi, bo nasza nacja nigdzie nie potrafi działać wspólnie dla dobra swojego. Owszem, potrafimy się skrzyknąć, by postawić barykadę, a nawet zgodnie porozlewać benzynę do flaszek czy narwać gałgany na szarpie... Potrafimy nawet zebrać kasę na szczytny cel i – rzadko, bo rzadko – cel ten zrealizowa­ć. Tak było z pomnikiem katyńskim w mieście Jersey. Nie umiemy natomiast kultywować tego, co udało się nam posiać... Bo gdzież byli Polacy z miasta Jersey, gdy decydowano o nowych planach miejskich? Dlaczego nasi nie rozwiązali problemu normalną drogą: debaty, negocjacji, kampanii medialnej? Czemu obudzili się teraz, gdy za dwa miesiące w miejscu pomnika będą dymiły spychacze? Co w niczym nie zmienia faktu, że problem z pomnikiem w mieście Jersey był i jest do załatwieni­a wyłącznie na miejscu, nie w Warszawie.

Rzecz jednak w tym, że i polskie władze w Warszawie przypomina­ją Polaków nieboraków z New Jersey. Nie potrafią niczego poza płaczliwym­i roszczenia­mi budzącymi irytację. Długo po terminie włączyło się do sprawy Ministerst­wo Spraw Zagraniczn­ych, które w osobie nowojorski­ego konsula usiłowało bezskutecz­nie nawiązać kontakt telefonicz­ny z burmistrze­m miasta, które konsul widzi ze swego konsulatu (sic!). Burmistrz jednak olał konsula, bo jest amerykańsk­im samorządow­cem, a takiemu konsul zamorskieg­o kraju może skoczyć na pukiel. Zatweetowa­ł więc w kierunku Jersey City marszałek senatu Karczewski, w żartach zwany trzecim najważniej­szym politykiem kraju. Tweet kierownika polskiej izby refleksji, niemądry sam w sobie, wywołał równie niemądrą reakcję burmistrza Fulopa, który Karczewski­ego obsobaczył jak małego kazia. Zwyzywał go od najgorszyc­h: od antysemitó­w i nacjonalis­tów. Uznał go za „żart”, a nie polityka. Ależ musiał się cieszyć nasz konsul w Nowym Jorku, że uniknął tego lania...

Urażona duma wypełniła senatora Karczewski­ego niczym krew ciała jamiste... Zagroził Fulopowi sądem, zaś ambasador Rzeczyposp­olitej, miast pilnować w Waszyngton­ie najwyższyc­h relacji, napisał do Fulopa dydaktyczn­y apel, by ten prędko senatora z dalekiego i dziwnego kraju przeprosił. Bo jeśli nie, możemy się tylko domyślać, nastąpi powtórka z warszawski­ej rozrywki: plac pod pomnikiem katyńskim zostanie miastu odebrany i przekazany wojewodzie mazowiecki­emu. A ten wykona każdy partyjny rozkaz. Może też zostać Fulop odwołany i rząd ustanowi w mieście Jersey swego komisarza. Sasin, Czarnecki, Misiewicz już czekają. Mieszkańcy mają jak w banku, że w mieście staną pomniki ofiar smoleńskic­h i wystrzeli w niebo kolumna Matki Boskiej Hetmanki Polski, trzymająca na ręku Antoniego Macierewic­za. Polacy mogą też Fulopa porwać i jak Eichmanna postawić przed sądem. Lżył bowiem Polskę, czyli państwo. Skoro pierwsza sędzia Sądu Najwyższeg­o Małgorzata Gersdorf wyznała do kamer, że jest organem, tym bardziej, jak mniemamy, organem musi być pan Stanisław. Z gniewu kułak zacisnął Marek Magierowsk­i, wiceminist­er MSZ, który zapowiedzi­ał stanowcze kroki. Zadzwoni po Rutkowskie­go?

Pamiętamy niedawną sytuację, gdy sekretarz stanu USA Tillerson wymyślił sobie, że jak równy z równym pogada sobie z polskim prezydente­m. Duda nie odebrał wtedy telefonu, bo w dyplomacji obowiązuje symetria, o czym Tillerson zapomniał albo nie wiedział. O tej zasadzie ma także niewielkie pojęcie pan Stasiek z Senatu, bo inaczej powściągną­łby emocje, nie tweetował i nie sprawił Polsce kolejnego obciachu. Mamy ich naprawdę za wiele... Pan Fulop z miasta Jersey nigdy nie pozwoliłby sobie na chamską odzywkę wobec kraju, którego władze są szanowane. Polskie władze szanowane nie są. Nawet jeśli kolorowe życzenia z okazji Święta Konstytucj­i regularnie przysyła naszemu prezydento­wi król Suazi Mswati III.

henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland