O godność i pieniądze (Angora)
Gdy posłowie wyjechali na majówkę, w budynku na Wiejskiej pozostali protestujący. Niepełnosprawni i ich rodziny boją się opuścić Sejm z obawy, że po raz drugi nie zostaną tam wpuszczeni
Niepełnosprawni pozostali w Sejmie na majówkę.
Mieli trzy postulaty, rząd zrealizował tylko jeden z nich. Od 1 czerwca renty socjalne będą zrównane z rentami minimalnymi z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, czyli zostaną podwyższone z 865 do 1029 zł. Drugi postulat strajkujących to dodatek rehabilitacyjny wypłacany w kwocie 500 zł miesięcznie.
Co do spełnienia tego żądania zdania są podzielone. Rząd twierdzi, że jego propozycja ugody zakładająca świadczenia w postaci wizyt u lekarzy bez kolejki, zniesienia limitów zabiegów rehabilitacyjnych czy limitów na wyroby medyczne czyni zadość roszczeniom protestujących, oni zaś uważają, że to hucpa. – To jest tak, jakbym ja zaproponowała na przykład posłowi Kaczyńskiemu, żeby zamiast wypłaty otrzymywał pięć kilogramów karmy dla kota. I do tego jeszcze dołożę panu posłowi z pięć paczek podpasek – mówi liderka protestu Iwona Hartwich w rozmowie z TVN24. Dlaczego rząd zamiast gotówki daje rodzinom niepełnosprawnych pomoc rzeczową? Na to pytanie odpowiada szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk: – Taka forma zapewni, że nie będzie różnego rodzaju nadużyć, przez które osoby właśnie takie jak rodzice, którzy protestują w Sejmie, i inne osoby niepełnosprawne, byłyby poszkodowane. Bo władza wie lepiej, czego komu trzeba, chroni niepełnosprawnych przed niegospodarnością ich własnych rodziców, a budżet państwa przed pazernymi obywatelami.
Wykorzystani przez demony
Spacyfikowanie niepełnosprawnych obietnicami gruszek na wierzbie nie powiodło się, politycy PiS podjęli więc próbę skompromitowania strajku. – Panie mówiły, że chcą żywej gotówki, by iść do kina, do teatru, na basen. Wygląda na to, że nie chodzi o rehabilitację – drwi Marek Suski. Prawicowe media ogłosiły, że to protest polityczny. Niepełnosprawnych w Sejmie wykorzystują demony opozycji – pisze na swoim portalu internetowym Telewizja Republika. Abp Henryk Hoser w wywiadzie dla RMF FM porównuje protest do strajku rezydentów medycznych i uważa, że korytarz sejmowy to niestosowne miejsce dla takich działań, a matki niepełnosprawnych zostały zmanipulowane przez opozycyjne partie. Inny duchowy autorytet – prezes Katolickiego Stowarzyszenia Niepełnosprawnych Archidiecezji Warszawskiej – ks. Stanisław Jurczuk w rozmowie z PAP ogłasza: – Kiedy organizuje się taki protest, nie powinno się angażować w to żadnej opcji politycznej. A jeśli są w to zaangażowani politycy z partii, która walczy o prawo do zabijania niepełnosprawnych dzieci w łonie matki, a teraz nagle staje w obronie niepełnosprawnych, to taki protest budzi moją nieufność. Jaka polityka? – dziwią się strajkujący.
– Nie ma tutaj nikogo, kto ma jakieś aspiracje polityczne, kto kiedykolwiek był w polityce. Tu są tylko zwykli rodzice dzieci niepełnosprawnych i te niepełnosprawne osoby. Bo one są bardzo ważne, bo to ich protest – odpowiada Iwona Hartwich. Niestety, nie wszyscy posłowie PiS doceniają wagę problemu. Dorotę Arciszewską-Mielewczyk, zmierzającą na jubileusz arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia, zaczepili dziennikarze TVN24. Członkini klubu parlamentarnego PiS nie chciała rozmawiać o proteście. – Mamy tu znacznie przyjemniejszą imprezę – odparła.
Co może pierwsza dama?
Fiasko ugody zaproponowanej strajkującym przez minister Rafalską rozczarowało prezydenta Andrzeja Dudę, który wcześniej próbował grać rolę mediatora. – Powiem szczerze, że sposób, w jaki [rządowa propozycja] została odrzucona, był dla mnie zdumiewający (...). Muszę powiedzieć, że nie rozumiem tej sytuacji. Andrzej Duda był zdumiony, ale jeszcze bardziej zdezorientowani byli protestujący, którzy sądzili, że mają w nim sojusznika. – Nie rozumiemy tego, że prezydent zmienia front (...). Bo wiedział, że chodzi o realne pieniądze na życie. [Osoby niepełnosprawne] żyją poniżej minimum socjalnego, które wynosi 1370 zł na osobę w zdrowej rodzinie. A te osoby muszą żyć, leczyć się, rehabilitować i uspołeczniać za niespełna 900 zł miesięcznie – mówi Iwona Hartwich. – Myślę, że albo rząd go wprowadza w błąd, albo jest to taka gra z nami – dodaje jej syn Kuba. Prezydent zawiódł, strajkujący zwrócili się więc do pierwszej damy odznaczonej w tym roku Medalem św. Brata Alberta za działalność na rzecz niepełnosprawnych. Najpierw uczestnicy strajku napisali list: Osoby niepełnosprawne protestujące w Sejmie: Wiktoria, Magdalena, Kinga, Kuba i Adrian oraz ich rodzice zapraszają na spotkanie, w czasie którego chcieliby opowiedzieć o zmaganiach w codziennym życiu, którym muszą stawiać czoło. Wszyscy liczymy na pani przybycie i wsparcie naszych postulatów. Zapewnili też, że rozmowa odbędzie się bez udziału kamer. Zaproszenie przekazali za pośrednictwem księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. 3 maja wieczorem Agata Duda pojawiła się w Sejmie w asyście Wojciecha Kolarskiego, podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta. Spotkanie trwało około 45 minut. Media zgodnie z obietnicą nie zostały wpuszczone, więc można polegać wyłącznie na dość skąpych relacjach uczestników. Lakoniczny komentarz małżonki prezydenta mówił o bardzo sympatycznej atmosferze. Poza tym Agata Duda nie odpowiedziała na żadne pytanie dziennikarzy i pośpiesznie opuściła budynek parlamentu. Podsekretarz stanu wygłosił oficjalny komunikat, że potrzeby dnia codziennego osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów są przedmiotem troski pierwszej damy oraz że wysłuchała protestujących z uwagą i wyraziła zrozumienie dla ich sytuacji i oczekiwań. Mimo tych powściągliwych komentarzy protestujący rodzice mają nadzieję, że wizyta Agaty Dudy coś zmieni. – Zrozumiała, o kogo chodzi, o jaką grupę osób, że naprawdę potrzebujemy pomocy. Ale co właściwie może zrobić pierwsza dama? – Agata Kornhauser-Duda może wszystko – twierdzi posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska. – Mam nadzieję, że przekona męża, by przedstawił stosowną ustawę w Sejmie. Mam wrażenie, że prezydent nie do końca rozumie, dlaczego rodzice protestują. Skoro jest taka koniunktura, skoro słyszą, że są pieniądze na wszystko, to trudno im zrozumieć, dlaczego dla nich nie ma.
Karykatura prawa
5 maja, w Europejskim Dniu Walki z Dyskryminacją Osób Niepełnosprawnych i Światowym Dniu Godności Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną, minister Elżbieta Rafalska zaapelowała o zakończenie protestu, twierdząc, że teraz strajkujący mogą opuścić Sejm z podniesioną głową,
bo w ciągu dwóch lat rządów PiS – w roku 2016 i 2017 – wydatki na opiekunów i osoby niepełnosprawne wzrosły niemalże do 3 mld zł, a urosną jeszcze bardziej wraz ze zwiększeniem kwoty renty socjalnej. Protestujący twierdzą, że to kłamstwo. Jeden z niepełnosprawnych mówi, że Dzień Walki z Dyskryminacją powinien być przemianowany na Dzień Zezwolenia na Eutanazję. Nie zaprzestaną strajku, a rząd zamierza przeforsować „porozumienie”, które sam przygotował, a którego nikt ze strajkujących nie podpisał. 2 maja klub PiS skierował do Sejmu projekt ustawy przewidujący zapewnienie osobom o znacznym stopniu niepełnosprawności specjalnych uprawnień do opieki zdrowotnej, rehabilitacji, leków i wyrobów medycznych. To właśnie jest ta pomoc rzeczowa mająca zastąpić pięćsetzłotowy dodatek rehabilitacyjny. Minister Rafalska twierdzi, że pakiet jest wart co najmniej 520 zł. Projekt, mimo że przygotowany przez rząd, został wniesiony jako poselski, co umożliwia ominięcie konsultacji społecznych. Nowe prawo ma wejść w życie 1 lipca. Ono nam nic nie da, twierdzą rodzice niepełnosprawnych. – Jeżeli chodzi o skierowanie do specjalistów, to nie ma żadnego problemu, aby lekarz prowadzący wypisał takie skierowanie. Jeśli chodzi o dostępność w aptekach, to dziś aptek naprawdę jest bardzo dużo. Nie musimy stać w kolejkach, żeby wykupić leki na receptę – mówi TVN24 Marzena Stankiewicz, jedna ze strajkujących matek. Dostęp do lekarza poza kolejką? – Myślę, że to jest taki koncert życzeń. Chciałabym, żeby tak było, że te zmiany będą funkcjonowały nie tylko na papierze, ale w rzeczywistości i codzienności osób niepełnosprawnych, ale jest to nierealne. Ja nawet dzisiaj, żeby iść do okulisty, kiedy syn ma zapalenie oka, muszę korzystać z wizyty prywatnej. W „Gazecie Bałtyckiej” matka 31-letniego niepełnosprawnego Bronka pisze, że propozycja rządu jest formą dyskryminacji. Pani minister Rafalska wie, że część zaopatrzenia ortopedycznego już jest refundowana. Inne urządzenia, np. wózki elektryczne (bardzo drogi sprzęt), są tylko dofinansowywane. Tak więc osoba niepełnosprawna musi samodzielnie wyłożyć około 10 tys. zł, żeby taki wózek zakupić, i nie będzie mogła tego zrobić częściej niż co 5 lat (jak to jest dotychczas), bo nie będzie miała na to pieniędzy (...). Jeszcze bardziej skomplikowana sytuacja jest związana z rehabilitacją. Osoby niepełnosprawne od urodzenia wymagają rehabilitacji neurologicznej. Bardzo niewielu rehabilitantów w ośrodkach podlegających NFZ posiada właściwe kwalifikacje. W związku z tym to same osoby niepełnosprawne utworzą do tych ośrodków kolejki, które nie pozwolą im rehabilitować się częściej niż raz w roku.