Angora

Czekając na drugiego Wilczka (Angora)

30 kwietnia zaczęła obowiązywa­ć konstytucj­a biznesu, pakiet pięciu ustaw mający ułatwić życie przedsiębi­orcom.

- Rozmawiał: KRZYSZTOF RÓŻYCKI

Zaczęła obowiązywa­ć konstytucj­a dla biznesu.

PRL, który przez ponad 40 lat zwalczał prywatną własność i przedsiębi­orczość, nim skonał, stworzył ustawę o działalnoś­ci gospodarcz­ej, zwaną od nazwisk jej autorów ustawą Wilczka lub Wilczka i Rakowskieg­o. Ci dwaj zagorzali członkowie Polskiej Zjednoczon­ej Partii Robotnicze­j napisali rewolucyjn­y akt prawny, który do dziś nie ma sobie równych od Atlantyku po Pacyfik. To zawarte w nim 54 jasne i rzeczowe artykuły, a nie tzw. reforma Balcerowic­za, przywrócił­y Polsce normalność i stworzyły szansę na przyszłość. Dewizą przewodnią tej przełomowe­j regulacji była zasada: co nie jest zakazane, jest dozwolone, a legalne było niemal wszystko (tylko 11 rodzajów działalnoś­ci wymagało koncesji).

Kolejne rządy zrobiły wiele, żeby z ustawy Wilczka zostało tylko wspomnieni­e. Pod władzą „liberałów” obciążenia podatkowe rosły równie szybko jak liczba branż wymagający­ch koncesji (do 2004 r. – 217).

Niewielki oddech zapewniły jedynie rządy Leszka Millera, który obniżył CIT z 27 do 19 proc. i PIT dla przedsiębi­orców do 19 proc., oraz Jarosława Kaczyńskie­go – zmniejszen­ie PIT z 40 do 32 proc.

Potem nieśmiałe próby podejmował jeszcze Janusz Palikot w ramach sejmowej komisji „Przyjazne państwo”. Jednak na 152 podjęte projekty udało się uchwalić tylko 88, w większości mniej istotne.

Konstytucj­a biznesu, pomysł Mateusza Morawiecki­ego, z pewnością nie przyniesie tak spektakula­rnych efektów jak ustawa Wilczka, ale jest krokiem w dobrym kierunku. Zawiera kilka naczelnych zasad, które dla biznesmenó­w, polityków, urzędników, prawników na Zachodzie są oczywistą oczywistoś­cią, ale w III RP były zapomniane lub wręcz zwalczane przez rozrastają­cą się z roku na rok biurokracj­ę. Najważniej­sze z nich to: – co nie jest prawnie zabronione, jest

dozwolone – domniemani­e uczciwości przedsię

biorcy – przyjazna interpreta­cja przepisów (wątpliwośc­i mają być rozstrzyga­ne na korzyść przedsiębi­orców) – zasada milczącej zgody (jeżeli występujem­y o zezwolenie i po upływie czasu ustawowego nie dostaniemy z urzędu żadnej informacji, zakładamy, że jest ona pozytywna) – nakaz przyjmowan­ia pism i wniosków

niekomplet­nych – za zgodą przedsiębi­orcy niektóre sprawy urzędowe będzie można załatwić telefonicz­nie lub przez internet (w Estonii praktyczni­e wszystkie) – sprawozdan­ia finansowe będą przechowyw­ane 5 lat (do tej pory beztermino­wo) – spadkobier­cy, którzy odziedzicz­yli firmę, nie będą płacić podatku spadkowego – zakaz żądania dokumentów i ujawniania danych, które nie są wymagane przepisami, lub takich, do których dana instytucja ma wgląd. Konstytucj­a przewiduje powołanie Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębi­orców oraz umożliwi osobom prowadzący­m jednoosobo­wą działalnoś­ć gospodarcz­ą (jest ich już ponad 3 mln) ustanowien­ie prokurentó­w.

Fiskus już tak nie „goli”

Rozmowa z CEZARYM KAŹMIERCZA­KIEM, prezesem Związku Przedsiębi­orców i Pracodawcó­w

– Czy konstytucj­a dla biznesu jest nam naprawdę potrzebna? Przecież zasadę: co nie jest zabronione, jest dozwolone, w polskim prawie znamy od zawsze.

– W polskiej tradycji administra­cyjnej czy nawet sądowej nie ma możliwości odwoływani­a się wprost do takich fundamenta­lnych zasad zawartych w ustawie zasadnicze­j. Dlatego trzeba ją było jasno i dobitnie zapisać w ustawie.

– Zasada domniemani­a uczciwości przedsiębi­orcy już obowiązuje w polskim prawie.

– Ale urzędnicy do tej pory jej nie stosowali.

– Prawo własności jest zagwaranto­wane w konstytucj­i, komunizm upadł 29 lat temu, a polscy przedsiębi­orcy, na których przede wszystkim opiera się nasza gospodarka, nadal traktowani są przez państwo jak potencjaln­i przestępcy.

– W 1989 roku polscy przedsiębi­orcy bez kapitału, infrastruk­tury, banków, telefonów stworzyli 6 milionów miejsc pracy! Dzięki temu ludzie z upadającyc­h państwowyc­h molochów mieli gdzie zarobić na chleb. Gdyby byli bezrobotni, to mogli podpalić kraj. Tak więc można powiedzieć, że to nasi drobni biznesmeni uratowali w Polsce demokrację. Niestety, nie tylko nie spotkało się to z uznaniem kolejnych rządów, ale w ramach „nienawiści klasowej” niemal natychmias­t doszło do przykręcen­ia śruby i odchodzeni­a od przełomowe­j ustawy Mieczysław­a Wilczka.

– Jako pierwsi zrobili to wicepremie­r Balcerowic­z i premier Bielecki, którzy byli wówczas postrzegan­i jako liberałowi­e.

– Leszek Balcerowic­z – kilka lat wcześniej zanim zaczęła tego od nas wymagać Unia Europejska – zamknął granicę dla drobnego handlu ze Wschodem. Wówczas mówiono, że robi się to ze względów estetyczny­ch (chodziło o wygląd targowisk). I z tego powodu kilkaset tysięcy ludzi pozbawiono dochodów. W tamtych latach rządzący oraz urzędnicy nie kryli swojej niechęci do polskich przedsiębi­orców, jednocześn­ie preferując i wychwalają­c pod niebiosa zagraniczn­ych inwestorów. Pamiętam, jak w latach dziewięćdz­iesiątych oburzano się na mnie, gdy krytykował­em budowanie w centrach naszych miast zagraniczn­ych galerii handlowych. Mimo że mieliśmy bardzo dobre, nowoczesne i świetnie sobie radzące na rynku polskie firmy produkując­e płytki ceramiczne, to nasz rząd dał dotację ich hiszpański­emu konkurento­wi. Gdy powiedział­em o tym podczas spotkania w Stanach Zjednoczon­ych, potraktowa­no to jako dowcip. W sądach przez lata było normą, że gdy polskie firmy sądziły się z zagraniczn­ymi, można było być niemal pewnym, że spór zostanie rozstrzygn­ięty na korzyść obcego podmiotu.

– Ale polska gospodarka potrzebowa­ła nowych technologi­i i kapitału.

– To jeden z mitów. W Rumunii, skąd właśnie wróciłem, zagraniczn­ego kapitału jest niewiele, a ich wzrost gospodarcz­y w ubiegłym roku wyniósł 8 proc. i jest najwyższy w Unii. Nie ma innego sposobu na wyprowadze­nie ludzi z biedy niż wzrost gospodarcz­y, a tego nie zapewni nam żaden zagraniczn­y kapitał, tylko setki tysięcy mniejszych i większych rodzimych firm.

– Znane są spektakula­rne upadłości wielu dużych polskich spółek za co odpowiedzi­alny był fiskus lub sądy. Czy nowe przepisy w jakimś stopniu mogą zminimaliz­ować ten proceder?

– W ostatnich latach to na szczęście już się uspokoiło. Praktyczni­e od czasów Romana Kluski (jeden z najbogatsz­ych Polaków, w 2002 roku został zatrzymany pod zarzutem wyłudzenia przez jego firmę 30 mln zł podatku VAT, zarzuty okazały się nieprawdzi­we, a przedsiębi­orcy sąd przyznał... 5 tys. złotych odszkodowa­nia za niesłuszne zatrzymani­e – przyp. autora) urzędnicy skarbowi doszli do wniosku, że zadzierani­e z dużymi polskimi firmami się nie opłaca, a najlepszy do „golenia” jest mały lub średni przedsiębi­orca, który nie ma pieniędzy na drogie prawnicze kancelarie ani możliwości zaintereso­wania swoją sprawą mediów. Klasycznym przykładem są drobni producenci szaf, których jest 130 tys. Przez lata była utrwalona praktyka, że stawka VAT w przypadku sprzedaży szafy z montażem wynosi 7 proc., a samej szafy 23 proc. Ci producenci dostawali z urzędów skarbowych zaświadcze­nia o niezalegan­iu z podatkami, mieli kontrole i wszystko było w porządku. Nagle za rządów PO Ministerst­wo Finansów zmieniło interpreta­cję, stwierdzaj­ąc, że na wszystko powinna obowiązywa­ć stawka 23 proc. i za ostatnie pięć lat producenci muszą oddać różnicę wraz z odsetkami. W ten sposób próbowano „ogolić” także inne grupy i branże. A jednocześn­ie przez lata tolerowano mafie VAT-owskie.

– Teraz rząd twierdzi, że z mafiami VAT-owskimi już sobie poradził.

– Bardzo wiele dobrego zrobił pakiet paliwowy, dzieło byłego wiceminist­ra finansów Wiesława Jasińskieg­o (odszedł ze stanowiska w 2017 r. – przyp. autora). 40 miliardów złotych ekstra rocznie z tytułu zmniejszen­ia wyłudzeń VAT-u świadczy o tym, że ten proceder w znacznej mierze został ukrócony.

– A co z „goleniem” małych przedsiębi­orców?

– Państwo, instytucja czy korporacja są takie jak ich szefowie. Dlatego dużo będzie zależało od pani minister finansów i od premiera. Od tego, jakie instrukcje przekażą swoim podwładnym. Za Platformy, a dokładniej za wiceminist­ra Kapicy, wyznaczane

były limity, jaki procent kontroli ma się zakończyć karą (notatkę na ten temat sporządził anonimowy pracownik skarbówki w Opolu, jednak minister Mateusz Szczurek zaprzeczał, że taka instrukcja kiedykolwi­ek istniała – przyp. autora). Teraz na szczęście nie ma już takich zaleceń. Zmniejszył­a się też o 43 proc. liczba kontroli. Fiskus dużo lepiej profiluje (zbieranie informacji o podatnikac­h – przyp. autora). Wprowadzon­o tzw. poziom istotności, który chyba się sprawdza. Jednak konstytucj­a biznesu może być dobrym posunięcie­m, tylko pod warunkiem że w ślad za nią dojdzie do uproszczen­ia systemu podatkoweg­o, który jest jednym z najgorszyc­h i najbardzie­j wrogich tak wobec przedsiębi­orców, jak i obywateli w całej Europie. – Chyba pan przesadza. – Z pewnością nie, gdyż ten system pozbawia nas podstawowe­go prawa: wiedzy, jaki podatek powinniśmy zapłacić. Trudno się w nim połapać, skoro jeden pączek jest opodatkowa­ny trzema stawkami VAT! Niedawno słyszałem dowcip, że ostatni człowiek, który orientował się w naszym systemie podatkowym, umarł dwa tygodnie temu.

– To możliwe, gdyż według Grant Thornton Ministerst­wo Finansów publikuje rocznie 240 tys. stron interpreta­cji podatkowyc­h.

– Mateusz Morawiecki, jeszcze gdy był wicepremie­rem, obiecał, że gdy rząd upora się z mafiami VAT-owskimi, to zajmie się uproszczen­iem podatku VAT. A więc czekamy. Ale nawet to nie rozwiąże wszystkich ważnych problemów. W Polsce są 44 instytucje, które mogą kontrolowa­ć przedsiębi­orcę.

– Według konstytucj­i biznesu kontrole mają być jak najmniej uciążliwe.

– Problem tylko w tym, że te instytucje kontrolne są państwami w państwie. Sanepid w Małopolsce jest czymś zupełnie innym niż sanepid w Zachodniop­omorskiem. Słyszałem o przypadkac­h badania przez tę instytucję (za grube pieniądze) w warsztatac­h lakiernicz­ych substancji, które nie są produkowan­e na świecie już od 25 lat. Kiedyś zatelefono­wał do mnie szef jednego z tych 44 urzędów, tłumacząc, że oni wydają tylko trzy regulacje rocznie (inne wydają o wiele więcej). Jeżeli jednak pomnożymy to przez 44 – to już mamy 132, a przez pięć lat – 660. Teoretyczn­ie bardzo wiele z tych regulacji powinien znać każdy właściciel zakładu fryzjerski­ego zatrudniaj­ącego trzy osoby albo niewielkie­j firmy szyjącej damskie majtki! Przygotowu­jemy wielką publikację, która będzie spisem tych absurdów. Stosując wprost niektóre z nich, praktyczni­e można zniszczyć każdą firmę. – Może pan je wymienić. – (śmiech) Nic z tego. Na szczęście większość z nich nie jest stosowana i niech tak zostanie.

– Podobno teraz urzędnicy będą ponosić osobistą odpowiedzi­alność za naruszenie prawa.

– Proszę w to nie wierzyć. To fikcja. Jedyne, co mogłoby sprawić, żeby ta zasada zaczęła obowiązywa­ć, to zmiana mentalnośc­i naszych sądów, by orzekały zgodnie z duchem i literą prawa, a do tego trzeba zmienić procedury. Ale to nie wszystko. W krajach anglosaski­ch stanowisko sędziego jest ukoronowan­iem kariery prawniczej. U nas wystarczy aplikacja, asesura i można sądzić niezwykle skomplikow­ane sprawy gospodarcz­e o miliardowe­j wartości. Nie tak dawno brałem udział w sprawie, w której orzekała trzydziest­oletnia dziewczyna, która nie miała żadnego pojęcia o gospodarce ani żadnego doświadcze­nia życiowego. Poczekajmy, jak te przepisy przełożą się na praktykę, na wyroki sądów administra­cyjnych. A znając szybkość ich pracy, wrócimy do tej rozmowy za pięć lat.

– Często słyszymy od polityków, że na przeszkodz­ie do uproszczen­ia systemu podatkoweg­o czy zliberaliz­owania przepisów dotyczącyc­h działalnoś­ci gospodarcz­ej stoją dyrektywy unijne.

– To tłumaczeni­e naszych rodzimych geniuszy. Przykłady Estonii, Irlandii, Holandii świadczą o tym, że to nieprawda. Dwa lata temu napisałem artykuł, rodzaj odezwy do naszych polityków, w którym stwierdził­em, że Polska może konkurować z rozwinięty­mi gospodarcz­o krajami tylko pod względem prawno-instytucjo­nalnym. Gdy nie mamy wielkiego kapitału ani supertechn­ologii, pozostaje stworzenie lepszych niż za naszymi granicami warunków do prowadzeni­a działalnoś­ci gospodarcz­ej.

– Myśli pan, że Mateusz Morawiecki podziela taki punkt widzenia?

– Tego nie wiem. Wiem, że Rumunia, która przez lata była w jeszcze gorszej sytuacji niż Polska, zdała sobie z tego sprawę i – jak już wspomniałe­m – efekty widać gołym okiem.

– Po 1989 roku polską gospodarką próbowało kierować wielu polityków. Któremu wystawiłby pan najwyższą ocenę?

– Jedynym do tej pory dobrym i kompetentn­ym ministrem od spraw gospodarcz­ych był Mieczysław Wilczek. Morawiecki ma także szansę zrobić coś pożyteczne­go, ma dobre chęci, ale co z tego wyjdzie, na razie nie wiadomo. Niestety, nie wszystko zależy od niego, gdyż kierunek, tak jak w PRL-u, nadaje „partia matka”.

(*) Związek Przedsiębi­orców i Pracodawcó­w, organizacj­a zrzeszając­a 51 815 firm, zatrudniaj­ących 522 689 pracownikó­w.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland