Ksiądz walczy o córkę (Wirtualna Polska)
Z biskupem, jej matką i swoim proboszczem... Ania ma 9 lat, a już jest przyczyną „zgorszenia w całej diecezji”. Jest córką księdza. Wychowują ją na plebanii i w tajemnicy przed resztą świata: matka – gosposia oraz proboszcz – przyszywany tato.
W sprawie Ani najbardziej rzeczowy był biskup Wacław Depo, obecnie metropolita częstochowski. Jak tylko dziecko się urodziło i wybuchły plotki, wezwał księdza Łukasza na rozmowę do kurii w Zamościu. Zrobili kawę i długo gadali o pogodzie. Potem poszli do kaplicy pomodlić się za udane rozstrzygnięcie.
– Łukasz, czy to twoje dziecko? – spytał biskup – Moje – odparł ksiądz. – Chcesz być dalej księdzem czy odchodzisz? – Chcę! – Dobra, ale ci powiem, że będziesz miał trudno – powiedział całkiem spokojnie biskup.
Ania ma 9 lat i dopiero teraz ksiądz Łukasz przekonał się, co biskup Depo miał na myśli. Żeby nie było skandalu, dziewczynka wychowuje się na plebanii u księdza Janusza. Matkę dziewczynki, Martę, zatrudnia jako gosposię. Miało być dyskretnie, ale wieś Zawady jest malutka, ludzie plotkują o ich romansie. Do tego ojciec, czyli ksiądz Łukasz, nie radzi sobie z emocjami i szaleje z zazdrości. Podobno w innej parafii rozkochał w sobie jeszcze dwie inne kobiety. Pod zarzutem szerzenia publicznego zgorszenia biskup diecezji zamojskiej zawiesił Łukasza w wykonywaniu obowiązków. Nie ma rodziny, nie ma pracy w parafii. Samotnie rozpacza w domu.
– Życie mi się zaplątało na wielki supeł. Nie wiem, za który sznurek pociągnąć. Jakikolwiek chwycę, coraz mocniej zaciska się supeł i pogrążam się w kłopotach – wyznaje 34-letni duchowny. – Sporo nagrzeszyłem, ale chcę być księdzem, chcę być ojcem. W diecezji potraktowano mnie gorzej niż kościelnego pedofila – skarży się.
Córkę trzymają ukrytą na plebanii
Ksiądz Łukasz mieszka kilkaset metrów od plebanii w Zawadach. To tam jego córka jest rzekomo trzymana przez proboszcza Janusza i matkę Martę. Jak chce zobaczyć dziecko, wkłada dres, czapkę z daszkiem i leci niby pobiegać. Zagląda przez płot, czy jest Ania. Jest? To awantura od razu gotowa.
Marta, matka dziewczynki i była kochanka księdza, relacjonuje scenę: – Przyszedł cały jakiś taki spocony, nakręcony. Zniszczyć nas chciał, wywołać skandal. Nieogolony, brudny, klęczał przy schodach i bełkotał. Ja mu mówię: „Teraz wróciłeś dziecko zobaczyć? Po tylu miesiącach! Wracaj do swojej kochanicy, co z nią masz drugie dziecko, albo do tej studentki z Zamościa”. Tak mu powiedziałam! – opowiada matka.
Wylicza awantury z udziałem Łukasza: z rękami się rzucił i dusił ją na plebanii. Roztrzaskał telefon, gdy chciała dzwonić po policję. Śledzi, naprzykrza się i wysyła SMS-y. Miał porysować samochód, a na biurku proboszcza Janusza wyryć obraźliwy tekst. – Jest niemal pewne, że robi to z zazdrości i złych emocji – podsumowuje Marta.
Dlatego zawsze jak ktoś obcy staje przed kościołem w Zawadach, to Marta się denerwuje. A nuż jakiś psycholog rodzinny czy adwokat węszy wokół sprawy. Gdy przyjechaliśmy, wybiegła przed kościół w swetrze i klapkach. – Dziennikarze? – dziwi się Marta. – To świnia. Media na nas poszczuł. Ja już chcę spokojnie żyć! Teraz jak ksiądz Jasio nas przygarnął, to niczego mi nie brakuje. Sprzątam, piorę, gotuję, kwiaty układam do mszy. Zarabiam i mam na utrzymanie Ani – opowiada. Tłumaczy, że z tym przetrzymywaniem dziecka na plebanii to przesada. 3 – 4 dni w tygodniu dziewczynka chodzi do szkoły. Kiedy zbliża się niedziela albo jest więcej obowiązków w kościele, muszą wracać do Zawad. Wówczas Ania korzysta z indywidualnego toku nauczania i przychodzą do niej nauczyciele. Koleżanek może ma niewiele, ale jakoś długo udawało się utrzymać w tajemnicy, że ojcem jest ksiądz.
Jak urodziła się Ania?
Osobno – ksiądz Łukasz i Marta – opowiadają, że Ania urodziła się z miłości. – No co, poznałam go jako kawalera. Znaliśmy się, bo oboje pochodzimy z Zawad – mówi Marta. – Potrafi czarować i rozmawiać. Zwodził mnie, omotał, aż był seks, no i dziecko – tłumaczy. Poza tym, że „kawaler” był wikarym w odległej o 70 km parafii, reszta była zwyczajna i nie ma co opowiadać.
Ksiądz Łukasz: – Po zderzeniu ideałów wpojonych w seminarium duchownym z prozą życia w parafii przeżywałem kryzys powołania. Rozejrzałem się w środowisku Kościoła i do mnie dotarło, gdzie wylądowałem. Liczyła się tylko władza i pieniądze. Szukałem pocieszenia – mówi zawstydzony.
Kiedy urodziła się Ania, ustalono, że Łukasz potwierdzi ojcostwo w urzędzie stanu cywilnego, a dalej wychowaniem zajmie się Marta. Sama i dyskretnie, bo bycie dzieckiem księdza, to piętno na całe życie. W Zamościu pracy jednak nie było. Proboszcz Janusz zaproponował zajęcie, pensję i dach nad głową w parafii w Zawadach.
Poza tym, że w domowej szatni obok sutanny leży tornister, Ania, Marta i proboszcz Janusz przypominają zwyczajną rodzinę. Ksiądz siedzi w fotelu. Gosposia Marta krzyczy do niego z salonu: „ Jasiulku, robię ci kawę”. Telewizor ustawiony na bajki, mała Ania koloruje obrazek z księżniczkami. – Szczęść Boże! – wita się nieśmiało na widok nieznajomych.
Grzeszna tajemnica
Ksiądz Łukasz nie może tego znieść. – Ciemno już było, jak pewnego razu przywiozłem matkę na cmentarz. Czekam w samochodzie i widzę, jak proboszcz Janusz moje dziecko wyprowadza za rękę na spacer. Po ciemku, jakby to była grzeszna tajemnica – chowa twarz w dłoniach.
Sam chce być ojcem. Tylko oficjalnie być nim nie może. Parę lat temu pracował w parafii pod Lublinem. Po mszy wskakiwał do audi i jechał do Zawad. Chciał się widzieć z Anią i matką. – Zdurniałeś? W sutannie do dziecka!? Jeszcze plotki będą! – miał usłyszeć.
Coraz częściej widzenia z Anią kończyły się awanturą. Zawady leżą na wschodnim skraju Polski. Trzy kilometry dalej jest już granica. Nawet tak daleko ludzie donieśli, że Łukasz ma nową kochankę.
Widziano go z nią i z dzieckiem na spacerze w Zamościu. Łukasz klnie się, że to nieprawda. Ma znajomą, ale tylko uczy ją jeździć samochodem. Na nic zaprzeczenia. Teraz Marta nie chce go już znać, a tym bardziej dopuścić do dziecka.
W 2015 roku ksiądz Łukasz złożył do sądu rodzinnego wniosek o ustalenie prawa do widywania się z córką. Problem w tym, że wtedy status Ani przestał być dyskretną tajemnicą kościoła i plebanii w Zawadach. Sąd orzekł, że ksiądz Łukasz jako ojciec ma prawo widywać Anię raz w tygodniu. Na terenie neutralnym, czyli nie w parafii. Kolejny urzędnik zainteresował się dzieckiem, gdy Marta złożyła wniosek o dodatek z programu Rodzina 500 plus. Oświadczył, że państwo nie może płacić, gdy nie wiadomo, co się dzieje z ojcem. Polecił jej wystąpić do sądu z wnioskiem o alimenty. Dostała. 700 zł miesięcznie.
Wtedy od plotek huczało już w całym powiecie. Ktoś miał znajomego w sądzie, ktoś inny rodzinę w opiece społecznej. Jak w głuchym telefonie jedni podawali drugim. Ksiądz spod Lublina ma kochankę. I jeszcze dziecko. Nawet alimenty, których nie płaci. A ta matka mieszka u drugiego księdza i żyją jak chłop z babą.
Proboszcz Janusz obraca telefon komórkowy w palcach i wylicza, ile razy ksiądz Łukasz mógł naprawić sytuację. Trzykrotnie przenoszono go do innych parafii, gdzie mógł rozpocząć nowe życie, z dala od pokus cielesnych. Były to parafie bogate, gdzie wikary ma jak pączek w maśle.
– Napisał do nas ksiądz Lech, były pułkownik. Został w swojej parafii sam i szukał kogokolwiek z młodych do współpracy. Powiedziałem, że mamy tu gagatka, tylko trzeba z nim twardo postępować – opowiada. I zaraz dodaje, że najadł się wstydu. Ksiądz Łukasz ogłosił odejście z Zawad, spakował się, kupił GPS-a do samochodu i pojechał. Po tygodniu samochód stał już pod jego rodzinnym domem w Zawadach. – Łukasz uciekł po cichu, nie odprawiwszy nawet ostatniej mszy. Tłumaczył się, że nie miał tego dnia czasu, bo musiał odwieźć kolegę na stację. Rzekomo prawdziwy powód to młoda kochanka z Zamościa, która go odwiedziła.
Ksiądz Łukasz opowiada, że było inaczej. Pułkownik Lech obarczył go zadaniem zbierania pieniędzy od wiernych jak najwięcej. Szykowało się bierzmowanie i Łukasz miał zdobyć 4 tys. zł na nieoficjalne wynagrodzenie dla biskupa. – Wieczorem proboszcz wypijał 3 – 4 piwa. Włączał telewizor i kładł mi rękę na udzie. Mówił, że jak będę uległy, to mi pomoże zajść wysoko – opowiada Łukasz. O molestowaniu powiadomił w liście przełożonych. Nikt nie chciał słuchać.
Nie jesteś godny sutanny
Biskup diecezji zamojskiej Marian Rojek postanowił zakończyć serię skandali, a regularne odwiedziny u dziecka w parafii nazwał sianiem zgorszenia. „Nie jesteś godny nosić sutanny” – powiedział Łukaszowi i orzekł karę suspensy. Oznacza to zawieszenie duchownego w wykonywaniu obowiązków. Do kiedy? Na pewno ten biskup mu kary nie zdejmie. Po ogłoszeniu biskupiego wyroku Łukasz zerwał z siebie sutannę, rzucił ją na ziemię, podeptał i wyszedł.
To dlatego pytany o sprawę „byłego księdza Łukasza” rzecznik prasowy diecezji zamojsko-lubaczowskiej odpowiada: – Nie ma żadnej sprawy księdza Łukasza. Jest jakiś pan Łukasz i żadnego komentarza z naszej strony nie będzie!
Łukasz uważa, że diecezja pełna jest duchownych z gorszymi grzechami na sumieniu. Na przykład ksiądz Zbigniew siedzi w więzieniu za molestowanie dziewczynek podczas katechezy. Inny duchowny nagrywał nagie dziewczynki. Kamerę zainstalował sobie na czubku buta, który wstawiał do toalety i przebieralni w sklepach. Miał w komputerze 250 filmów. – A ja tylko mam dziecko. Może to przeczy prawu kościelnemu, ale karze się mnie tak surowo jak pedofila – mówi.
Ostatnia afera w Zawadach wydarzyła się tydzień temu. Jak twierdzi policja, Łukasz zakradł się do plebanii i ukradł pieniądze zebrane na budowę ogrodzenia. Komendant i proboszcz tłumaczą, że chodziło chyba o te niezapłacone alimenty. Jako bezrobotny ksiądz Łukasz nie ma z czego płacić. Niedawno komornik zajął mu samochód.
– To byłoby zbyt proste – mówią miejscowi. Łukasz chciał ukarać proboszcza Janusza. Zabrać mu tyle pieniędzy, by nie wystarczyło mu na pensję gosposi i jej wydatki. Ot, złośliwość.
Po tym zdarzeniu Łukasz ponownie spakował rzeczy. – Znalazłem pracę w gospodarstwie rolnym pod Warszawą. Zarobię na adwokata i odzyskam Anię. Nie poddam się nigdy – deklaruje. *Imiona bohaterów i nazwa miejscowości zostały zmienione