Polski pacjent – Położnik nie może się wahać
Zaledwie kilka minut zadecydowało, że podczas porodu zdrowe dziecko stało się „rośliną”.
W 2013 roku pani X zaszła w ciążę, mając zaledwie 18 lat. Młode matki zazwyczaj rodzą zdrowe dzieci. Wydawało się, że tak będzie i w tym przypadku. Płód rozwijał się prawidłowo, kobieta, pozostająca pod opieką poradni K czuła się dobrze. Ginekolog-położnik wyliczył, że rozwiązanie powinno nastąpić 28 marca 2014 roku.
Pierwsze objawy skurczów macicy pojawiły się jednak dopiero 3 kwietnia.
Z zachowanymi wodami płodowymi w stanie ogólnym dobrym jeszcze tego samego dnia X zgłosiła się do szpitala ( w chwili przyjęcia skurcze macicy występowały co 5 minut). Po stwierdzeniu prawidłowych wymiarów miednicy ciężarnej przeprowadzono wstępne badania, kwalifikując kobietę do porodu siłami natury.
Od godziny 19 pacjentka była obserwowana na sali porodowej, gdzie wykresy okresowo podłączanej aparatury KTG (monitorującej akcję serca płodu w powiązaniu z akcją skurczową macicy) były prawidłowe.
Ponieważ główka płodu zbyt wolno opuszczała się do kanału rodnego, o 23.50 przebito pęcherz płodowy. Po stwierdzeniu osłabienia czynności skurczowej, przy rozwarciu wynoszącym 8 cm, o 1.40 kobiecie dożylnie podano oksytocynę (środek przyśpieszający akcję skurczową macicy). Gdy o godzinie 2 w nocy, przy pełnym rozwarciu i główce opuszczonej już do próżni miednicy rodzącej, nasiliła się czynność skurczowa macicy, ale nieoczekiwanie wystąpiło zwolnienie tętna dziecka do 60 – 70 na minutę.
Lekarz ginekolog-położnik zdecydował o odłączeniu kroplówki z oksytocyną, a o 2.06 polecił rodzącej podjęcie kilkukrotnych prób parcia, co doprowadziło do obniżenia się główki płodu do wchodu miednicy. O godzinie 2.18 pani X urodziła. Dziecko nie oddychało. Przystąpiono do reanimacji, użyto worka ambu (stosowany do wsparcia oddechowego). Stwierdzono bradykardię (spowolnienie akcji serca), podano glukozę, wezwano anestezjologa.
W pierwszej minucie życia stan noworodka oceniono na 1 punkt w dziesięciostopniowej skali Apgar, w trzeciej – na 3 punkty, w piątej jego stan się nie zmienił, a w dziesiątej minucie wzrósł do 4 punktów.
Dwadzieścia minut po porodzie noworodek został zaintubowany.
O godzinie 3.20 małemu pacjentowi przywrócono własny oddech, a godzinę później przewieziono go na oddział intensywnej opieki medycznej z rozpoznaniem: stan po ciężkiej zamartwicy – stan ciężki.
Katalog „drobnych” uchybień
Dziś dziecko ma już skończone 5 lat. Nie siedzi, nie widzi, nie wiadomo, czy słyszy, jest opóźnione intelektualnie. Do końca życia będzie wymagało 24-godzinnej opieki.
Przygotowując się do procesu przeciwko szpitalowi, rodzice zwrócili się do Zakładu Usług Medycznych i Opinii Cywilnych w Tarnowie o ocenę przebiegu porodu.
(...) Przy przyjęciu do szpitala u rodzącej nie wykonano kontrolnego USG (...). Przydatność badania ultrasonograficznego dla diagnostyki wewnątrzszpitalnej u ciężarnych trafiających do szpitala w celu odbycia porodu jest istotna, bo pozwala na ocenienie: wielkości, ułożenia płodu, objętości wód płodowych, kształtu miednicy, a niekiedy i mechanizmu porodu. Tak więc rutynowe wykonywanie USG może pomóc (...) zwiększyć trafność decyzji dotyczących sposobu ukończenia ciąży – napisano w opinii. – (...) Gdy od godz. 01.45 dnia 04.04.2014 r. zdecydowano o podaży wlewu dożylnego naskurczowego z oksytocyną, czyli o farmakologicznej stymulacji porodu, należało bezwzględnie zlecić od tego czasu stały monitoring KTG, a tego nie uczyniono, bo rozpoczęto zapis KTG od godz. 01.54 (...). Farmakologiczna stymulacja skurczów macicy wymaga dostosowania się do rekomendacji zespołu ekspertów Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego dotyczącej opieki okołoporodowej i prowadzenia porodu (...). Zgodnie z tą rekomendacją przed rozpoczęciem wlewu z oksytocyną należy wykonać zapis kardiotokograficzny i kontynuować go aż do rozwiązania (...). U rodzącej pozostającej w obserwacji ponad 6 godz. (od godz. 19.00 dnia 03.04.2014 r., do podania wlewu oksytocynowego z godz. 01.45 w dniu 04.04.2014 r.) nie wykonano żadnych niezbędnych ustaleń służących do przedporodowego nadzoru nad stanem płodu (...). Zdaniem opiniującego, polecenie lekarza, aby rodząca podjęła kolejne próby parcia celem urodzenia płodu, było działaniem zbędnie wydłużającym jego dyskomfort wewnątrzmaciczny, ponieważ podejmowane wysiłki rodzącej nie dawały oczekiwanego rezultatu i celowym było zastosowanie próżnociągu położniczego (przyssawka zakładana na główkę dziecka, jak najbliżej ciemiączka tylnego w linii szwu strzałkowego – przyp. autora) lub kleszczy położniczych (przyrząd operacyjny służący do objęcia główki płodu i wydobycia jej poprzez pociąganie, co pozwala naśladować naturalny mechanizm porodu – przyp. autora) (...). Zdaniem opiniującego, czas od 02,00 do 02.18 (poród) nie został przez zespół położniczy sali porodowej wykorzystany w optymalny sposób, z czym należy łączyć późniejsze uszkodzenie neurologiczne donoszonego noworodka powstałe w wyniku ciężkiej zamartwicy okołoporodowej.
„Produkcja” inwalidów
Rodzice przygotowują się do złożenia pozwu przeciwko szpitalowi, w którym miał miejsce feralny poród, i wystąpienia z roszczeniem o zadośćuczynienie prawdopodobnie w wysokości 1,5 miliona złotych oraz o rentę w wysokości 2 tys. dla dziecka. Pozew zostanie złożony w najbliższym czasie.
– W ostatnich latach – nie wiadomo, z jakiej przyczyny – w szpitalach odchodzi się od stosowanej wcześniej praktyki polegającej na wykonywaniu niestresowych testów położniczych, czyli dłuższego badania USG. W tym szpitalu lekarze poszli jeszcze dalej, gdyż w ogóle nie wykonali takiego badania – mówi dr Ryszard Frankowicz, specjalista ginekolog-położnik. – Poród jest procesem dynamicznym, dlatego w położnictwie wymagane jest podejmowanie trafnych decyzji w bardzo krótkim czasie. Specjalista położnik nie może się wahać, gdyż za to choćby niewielkie zawahanie, które w tym wypadku wynosiło zaledwie kilka minut, dziecko i jego matka zapłacili wysoką cenę. Gdy główka płodu znalazła się bardzo nisko, liczyła się każda minuta. Trzeba było zrobić wszystko, żeby skrócić okres porodu. W tej konkretnej sytuacji lekarz położnik powinien przeprowadzić zabieg za pomocą próżnociągu lub kleszczy, zwłaszcza że gdy wykonuje go profesjonalista, jest obarczony naprawdę minimalnym ryzykiem. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że sprawne posługiwanie się tymi narzędziami szczególnie wśród młodych lekarzy jest coraz mniejsze i gdyby nie Uniwersytet Medyczny w Poznaniu, pewnie by stopniowo zanikło. Teoretycznie im dłużej położnik wykonuje swój zawód, tym powinien być sprawniejszym, lepszym, bardziej skutecznym specjalistą. Ale często po wielu latach pracy dochodzi do zawodowego wypalenia i wówczas lekarz boi się każdego nowego, zwłaszcza bardziej skomplikowanego, przypadku. Nie wiem, czy to zawahanie przy porodzie pani X miało takie przyczyny, ale to jest bez znaczenia i w żaden sposób nie może być usprawiedliwieniem. Jeżeli lekarz jest wypalony zawodowo, to nie powinien być zabiegowcem, tylko skupić się na diagnostyce. W ostatnich dniach w Sejmie protestowali rodzice ze swoimi niepełnosprawnymi dziećmi. Wiele z nich to ofiary niestarannych, nieostrożnych położników, które podczas porodu doznały mózgowego porażenia dziecięcego. Polskie szpitale z powodu nieprzestrzegania i lekceważenia procedur przez lata przyczyniły się do spowodowania niedopuszczalnej liczby przypadków MPD. Pamiętajmy też, że nieodwracalne okaleczenie dziecka jest również okaleczeniem całej rodziny. Najwyższy czas skończyć z tą „produkcją” inwalidów.
Współpraca dr Ryszard Frankowicz. Telefon kontaktowy: 602 13-31-24 (od 10 do 12).