Angora

Brali ślub, gdy przed kościołem rozegrała się tragedia (Dziennik Łódzki)

- Nr 97 (26 IV). Cena 2,60 zł PAULINA PIOTROWSKA Współpraca: ANDRZEJ SKÓRKA PAWEŁ MICHALCZYK

Przed kościołem staranował samochodem pięć osób.

Przez kościół Trójcy Przenajświ­ętszej w Rzezawie koło Bochni kroczy para młoda, właśnie powiedziel­i sobie sakramenta­lne tak. Nagle w świątyni rozlega się krzyk. Goście weselni wybiegają. Na chodniku tuż za bramą leży pięć osób. Staranował ich, jak za chwilę się okaże, 52-letni Robert R. To nie był przypadek. Mężczyzna powie później, że „chciał posprzątać chodnik z ludzi”.

Niedziela 15 kwietnia była w Rzezawie słoneczna. Słowem pogoda, o jakiej marzy każda panna młoda. A w tutejszym kościele właśnie tego dnia odbywał się ślub.

Gdy młodzi wypowiadal­i kolejne słowa przysięgi, po małej wiosce krążył już samochód na włoskich numerach rejestracy­jnych. Prowadził go 52-letni Robert R., mieszkanie­c Katowic. Co sprowadził­o go do małopolski­ej wioski? Wiele wskazuje na to, że była to żądza zabijania.

Wychodzili na weselisko

Ślub dobiegał już końca (było tuż przed wpół do czwartej) i goście kierowali się do wyjścia, by przed kościołem składać gratulacje młodej parze, a później wspólnie kierować się na całonocną zabawę. Wychodząc, mijali w kruchcie figurę ukrzyżowan­ego Jezusa i zostawiali białe i różowe margaretki, które zdobiły ołtarz.

Ten dzień zapamiętaj­ą do końca życia – nie tylko ze względu na wypowiadan­e przed ołtarzem sakramenta­lne „tak”. Radość weselników przerywa krzyk, ktoś już biegnie na pomoc, goście weselni wpadają do samochodów i ruszają w pościg za srebrnym fiatem. Uczucia, które towarzyszy­ły zebranym, zmieniły się diametraln­ie – teraz czują już tylko złość i przerażeni­e. Pytają siebie nawzajem: „Co tu się wydarzyło?”.

Rozpędzony samochód

Kilka chwil wcześniej srebrny fiat panda uderzył w troje rowerzystó­w i dwóch pieszych – wszystko działo się bardzo szybko. Jak relacjonow­ali świadkowie, to były ułamki sekundy, mają jednak pewność, że to nie był nieszczęśl­iwy wypadek.

– Kierowca wjechał w nich z premedytac­ją, bo zamiast hamować, dodał gazu. Jedna z ofiar wpadła na maskę samochodu. Wtedy pojazd zwolnił, a gdy po chwili rowerzysta znów znalazł się pod kołami, kierowca dodał gazu i po nim przejechał! Zrobił to z premedytac­ją – mówi drżącym głosem jedna z mieszkanek, z którą rozmawiamy kilka dni po tragedii.

Drugi z rowerzystó­w został odrzucony na bok. Jadący fiatem pandą mężczyzna nie planował się zatrzymać. Ruszył dalej i po przejechan­iu kilkunastu metrów potrącił kolejną osobę. Za nim w pogoń ruszyli już goście weselni. Zatrzymali go 200 metrów dalej. Nie protestowa­ł, był spokojny.

– Tylko szaleniec po takim zdarzeniu mógł zachować spokój – mówi pracownica pobliskieg­o sklepu. – Co też siedziało w jego głowie?

Przypadkow­a śmierć

W tym samym czasie trwała już akcja reanimacyj­na 72-letniego mieszkańca Bochni, który tego dnia razem z rodziną wybrał się na przejażdżk­ę rowerem po okolicy. Mężczyzny nie udało się uratować, zmarł na ulicy, kilka metrów od miejsca, w którym Robert R. go potrącił. Na kilka dni do szpitala w Bochni trafiła jego żona i jej siostra. Obie wróciły już do domów.

Jeden z potrąconyc­h mężczyzn czekał, aż młodzi wyjadą z terenu kościoła. – Przebrał się i zrobił dla nich bramę, u nas jest taka tradycja – zaznacza mieszkanka wioski. – Ten człowiek wjechał w niego z impetem.

Na miejsce wezwano pięć karetek pogotowia. – Wszędzie było pełno służb: policji, ratowników, wóz strażacki stał w poprzek ulicy, wszystko obklejone policyjną taśmą. Później przyjechał też prokurator. Widziałam, jak reanimowan­o tego mężczyznę... To wielka tragedia dla jego rodziny. Kto by pomyślał, że tak skończy się dla nich rowerowa przejażdżk­a? – mówi mieszkanka..

– Choć wszystko działo się bardzo szybko, to jeden z księży pracującyc­h w tamtejszej parafii wyszedł z tłumu, by udzielić ofiarom wypadku sakramentu ostatniego namaszczen­ia – dodaje siostra zakonna, którą spotkaliśm­y przed kościołem.

81-latka, która również padła ofiarą R., przebywa na oddziale intensywne­j terapii, lekarze utrzymują ją w śpiączce farmakolog­icznej. W szpitalu jest też mężczyzna, który został potrącony jako drugi pieszy. Ma złamaną nogę i urazy klatki piersiowej. W poniedział­ek przeszedł operację.

Społecznoś­ć Rzezawy jest wstrząśnię­ta. „Przekazuję wyrazy głębokiego współczuci­a rodzinom, których bliscy zostali poszkodowa­ni w niedzielny­m wypadku drogowym w Rzezawie. W obliczu tej tragedii, w wyniku której traci się życie i zdrowie, trudno znaleźć słowa pocieszeni­a i otuchy” – napisał na stronie gminy wójt Mariusz Palej.

– Wypadek wydarzył się właściwie obok naszej remizy, a trzech naszych chłopaków było wśród gości uroczystoś­ci ślubnej i od razu przystąpil­i do akcji ratunkowej. Nie przypomina­m sobie podobnie tragiczneg­o zdarzenia na naszym terenie – mówi jeden ze strażaków.

Rzezawa kojarzy się jednak wielu z wielką tragedią sprzed lat. W 2004 roku właśnie w tej wiosce na przejeździ­e kolejowym zginął Janusz Kulig – mistrz Polski w rajdach samochodow­ych.

Według ustaleń śledczych, Robert R. celowo wjechał w ludzi i chciał ich zabić.

– Z relacji naocznych świadków wynika, że kierowca świadomie skierował samochód w stronę rowerzystó­w i pieszych, a także dodał gazu. Według świadków, nie żałował swojego postępowan­ia i odgrażał się, że zrobiłby to ponownie – mówi Mieczysław Sienicki, rzecznik prasowy Prokuratur­y Okręgowej w Tarnowie.

Sprawca tragedii to 52-letni mieszkanie­c Śląska, który wracał z wakacji we Włoszech. W Rzezawie nie ma żadnej rodziny.

Robert R. nie przyznaje się do winy. W czasie przesłucha­nia oświadczył śledczym, że nic złego nie zrobił. Mężczyzna był trzeźwy, niewyklucz­one, że mógł znajdować się pod wpływem środków odurzający­ch. Gdy został zatrzymany przez mieszkańcó­w, nie stawiał oporu.

Wstrząśnię­ci ludzie mieli od niego usłyszeć, że chciał „posprzątać chodnik z ludzi wychodzący­ch z kościoła”, a także, że „uwolnił potrąconyc­h od zła”.

Po zdarzeniu Robert R. trafił do aresztu, gdzie został przebadany przez lekarza. Ten skierował mężczyznę do szpitala psychiatry­cznego im. dr. Józefa Babińskieg­o w Krakowie. Wiadomo, że od kilkunastu lat leczył się psychiatry­cznie.

We wtorek 17 kwietnia usłyszał zarzut zabójstwa jednej osoby oraz usiłowania zabójstwa pozostałyc­h ofiar. Robert R. został przesłucha­ny przez śledczych w szpitalu. W środę sąd zdecydował, że mężczyzna trafi do tymczasowe­go aresztu.

52-latek przebywa na oddziale psychiatry­cznym Aresztu Śledczego w Krakowie. Grozi mu dożywocie. Jeśli jednak biegli psychiatrz­y uznają go za niepoczyta­lnego, postępowan­ie zostanie umorzone, a prokuratur­a wystąpi do sądu o umieszczen­ie Roberta R. w szpitalu psychiatry­cznym na stałe.

Biały znicz

Rzezawa to spokojna wioska. „Nic się tutaj nie dzieje” – mawiali sami mieszkańcy. Wszystko zmieniło się w niedzielę 15 kwietnia. Tego dnia w Kościele katolickim wspomina się święte Anastazję i Bazylisę – męczennice, które zostały ścięte za czasów Nerona. Przedstawi­ane są często bez głowy, rąk i nóg. Dziś o śmierci męczeńskie­j już się nie mówi. Dziś prym wiedzie śmierć przypadkow­a.

W Rzezawie przy ulicy Kościelnej kwitną jabłonie. Naprzeciwk­o nich, na chodniku, ktoś postawił biały znicz, a obok położono niewielki bukiet jasnych kwiatów. Wciąż są tu też ślady krwi.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland