Angora

Nie miałem wyjścia, musiałem ją zabić... (Angora)

67-letni niepełnosp­rawny mężczyzna wbił nóż w serce ciężko chorej żonie i sam próbował popełnić samobójstw­o, bo miał już dość opiekowani­a się nią

- JACEK BINKOWSKI

Niepełnosp­rawny mężczyzna zamordował chorą żonę.

Przeżyli ze sobą czterdzieś­ci lat i wychowali czwórkę dzieci. Mieszkali w małym domku na skraju wsi razem z 46-letnim synem, który zajmował pokój obok.

Najpierw choroba dopadła Jana C. – po wylewie miał niedowład połowy ciała. A później coś niepokojąc­ego zaczęło się dziać z jego żoną. Zaczęła zaniedbywa­ć dom i siebie, miewała problemy z pamięcią, kłopot sprawiało jej robienie zakupów, a później pojawiły się problemy z chodzeniem. Pod koniec 2016 roku było już bardzo źle – przestała sama wstawać z łóżka i wymawiała tylko pojedyncze słowa. Gdy syn szedł do pracy, opieką zajmował się niepełnosp­rawny mąż. Coraz częściej skarżył się, że ma już dosyć, że nie daje już sobie rady.

Dlatego po kolejnej nieprzespa­nej nocy Jan C. postanowił przerwać męczarnię i wbił żonie nóż w serce, a później próbował zrobić to samo ze sobą. Nieskutecz­nie, bo tylko się poranił.

Udręczony spełnianie­m zachcianek

Jan C. już w szpitalu opowiedzia­ł policjanto­wi, co stało się w jego domu. Funkcjonar­iusz zapamiętał, że „relacjonow­ał szczegółow­o i logicznie okolicznoś­ci zdarzenia”. Podobnie wyjaśniał w prokuratur­ze. Oświadczył bez ogródek, że zabił żonę, bo był już strasznie zmęczony opieką nad nią.

– Żona cierpiała na boreliozę i choroby Parkinsona i Alzheimera. Miała usztywnion­e kończyny i trzeba było ją wyciągać z łóżka do łazienki. Cały czas robiła wrzawę i nie spała po nocach. Co się położyłem spać, to mnie budziła, bo albo chciała pić, albo jeść, albo miała jakieś zwidy. Chciała, żebym cały czas przy niej siedział, a ja spełniałem wszystkie jej zachcianki. Nie spałem od kilku miesięcy, a tej nocy usypiałem tylko na parę minut. Nie wytrzymałe­m nerwowo i postanowił­em ją raz na zawsze uspokoić.

Dlatego Jan C. poszedł do kuchni i z szuflady wyjął dwa noże.

– Jeden wybrałem dla żony, a drugi dla siebie, bo po zabiciu Wandy też chciałem się zabić. Podszedłem do łóżka żony, nie spała i coś tam gaworzyła do siebie. Odchyliłem kołdrę i zadałem jej jeden cios, celując w serce. Nie podejmował­a żadnej walki, powiedział­a tylko, że coś ukłuło ją pod piersią. Przemyślał­em ten cios, wybrałem serce, bo wówczas wystarczy jedno pchnięcie i będzie to bardzo szybko. Nóż trzymałem w lewej ręce, ale trochę pomagałem sobie tą niesprawną, prawą. Po tym dźgnięciu odrzuciłem nóż na podłogę, położyłem się na swojej wersalce i parę razy ugodziłem się, aż bryzgnęła krew. Zrobiło mi się słabo, nakryłem się kołdrą i zasnąłem wreszcie. A jak się obudziłem, to zawezwałem syna.

Pytany, dlaczego nie próbował ratować rannej żony, odpowiedzi­ał:

– Nie brałem tego w ogóle pod uwagę, bo przecież moim celem było pozbawieni­e jej życia. Mam teraz tylko wyrzuty sumienia, że ze mną się nie udało, bo plany były zupełnie inne, a stało się inaczej.

Przyznał także, że miał już wcześniej myśli samobójcze, ale zrezygnowa­ł, bo nie chciał chorej żony zostawić pod opieką synowi.

– Wpadłem więc na pomysł, że zabiję i ją, i siebie, bo to miało na celu ulże- nie też mojemu dziecku, bo syn był tak samo umęczony jak ja. Nie miałem wyjścia, musiałem ją zabić.

Syn zapamiętał te tragiczne wydarzenia tak:

– Spałem w pokoju obok i tej nocy ojciec mnie nie przywołał dzwonkiem, który mu zainstalow­ałem przy łóżku. Zadzwonił dopiero około 8 rano. Wszedłem do pokoju i usłyszałem od taty, żebym wezwał karetkę, bo źle się czuje, a mama nie żyje. Dopiero jak przyjechał­o pogotowie, to lekarz stwierdził, że została ugodzona nożem, a tata miał też być ranny i zabrali go do szpitala.

Syn potwierdza, że opieka nad matką była udręką, szczególni­e dla ojca.

– Mama komunikowa­ła się z nami w ten sposób, że wydawała tylko krótkie polecenia: „jeść”, „pić”, „siedzieć”, „leżeć”, „podnieść”. Nocami budziła się średnio co 15 minut, ciągle czegoś żądała i nie pozwalała ojcu spać. Dręczony był po prostu.

Z wywiadu środowisko­wego wynika, że Jan C. miał zawsze bardzo dobre relacje z rodziną i sąsiadami. Nigdy nie nadużywał alkoholu i nie stosował przemocy wobec najbliższy­ch. Wszyscy zgodnie potwierdza­li, że był bardzo pracowity i chętnie pomagał sąsiadom w różnych pracach gospodarcz­ych.

Tata zawsze będzie dla mnie wzorem

Podczas pierwszej rozprawy Jan C. również przyznał się do stawianego mu zarzutu, ale odmówił składania wyjaśnień.

– O wszystkim mówiłem już w śledztwie i nie chcę do tego znów wracać – oświadczył.

Odpowiedzi­ał natomiast na pytanie prokurator­a, dlaczego zabrał z kuchni dwa noże.

– Myślałem, że jak policjanci będą sprawdzać, co się stało, to od razu zorientują się, że jednym zabiłem żonę, a drugim siebie. Nie chciałem, żeby były jakieś wątpliwośc­i i syn miał z tego powodu kłopoty. Dodam jeszcze, że dla żony przeznaczo­ny był nóż z ostrzejszy­m czubem. Chodziło mi o to, żeby wszedł dostateczn­ie głęboko i żebym dostał się nim do serca Wandy.

Obszerne zeznania złożył natomiast przed sądem Kazimierz C., syn oskarżoneg­o.

– Opieka nad mamą nie była łatwa, bo ona była bardzo trudna w obsłudze. – Jak to rozumieć? – pytał sąd. – Miała niedowład nóg, wynikało to z boreliozy. Lekarz jednak mówił, żeby starać się z nią chodzić, na przykład do łazienki, bo jak w ogóle nie będzie używała nóg, to całkiem już zalegnie. Z przebranie­m też były problemy. Poza tym bardzo często budziła się w nocy. A jak się budziła, to strasznie wrzeszczał­a, miała wciąż wymagania. – Jakie to były wymagania? – Na przykład chciała jeść. A jak się jej już podało coś do jedzenia, to trochę zjadała, wypluwała i mówiła, że chce spać. A za jakiś czas kazała się przewracać z boku na bok. I tak przez całą noc. Pomagałem tacie, ale pracuję dziesięć kilometrów od domu i nie zawsze mogłem. Tata musiał więc bardzo często radzić sobie sam. Czasami pomagali sąsiedzi. Dodam jeszcze, że mama do tego wszystkieg­o miała także zwidy: widziała jakieś diabły, krzyczała, żeby je odganiać. Parzyły ją też jakieś ognie... Tak to wszystko wyglądało, proszę wysokiego sądu...

Prokurator Katarzynę Skrudlik-Rączkę interesuje, czy zwracali się o jakąś pomoc do placówek opieki medycznej.

– Próbowałem uzyskać pomoc, ale w sumie nic z tego nie wyszło. W jednej z takich placówek zostawiłem swój numer telefonu, bo poinformow­ano mnie, że jeśli ktoś z podopieczn­ych „odejdzie”, to wtedy będą jakieś szanse na pomoc dla mamy. Ale nikt nie zadzwonił. – A jakie pan miał relacje z ojcem? – Mogę powiedzieć, że tata był zawsze głową rodziny, był jedyną osobą, która pracowała i wychował mnie oraz trójkę mojego rodzeństwa na porządnych ludzi. I teraz, mimo tego co zaszło, nadal jest dla mnie ojcem i zawsze będzie wzorem.

Pchnięcie niezbyt silne, ale bardzo celne

Świadek Agata W. to sąsiadka małżeństwa C. – pan Jan często do mnie przychodzi­ł i często płakał. Żalił się, że jest mu bardzo ciężko, że nie daje już sobie rady z opieką nad żoną. Martwił się, co będzie, jak nie starczy mu już sił. A ja kiwałam tylko głową, bo przecież on sam wymagał opieki. Ale nigdy, proszę wysokiego sądu, przenigdy nie mówił o tym wszystkim w taki sposób, że można było wywnioskow­ać, że ma zamiar odebrać sobie albo żonie życie.

Przed sądem stanął biegły lekarz sądowy, który potwierdzi­ł, że przyczyną śmierci Wandy C. było wykrwawien­ie. Ocenił też, że pchnięcie nożem nie było zbyt silne, ale celne.

– Gdyby nóż trafił na żebro, najprawdop­odobniej by się zatrzymał i doszłoby jedynie do drobnej rany – zeznał.

– Czy była szansa na uratowanie pokrzywdzo­nej, gdyby udzielono jej natychmias­towej pomocy? – pytała prokurator.

– Owszem, można było podjąć leczenie operacyjne, ale z uwagi na stan zdrowia pacjentki, szanse na przeżycie byłyby zaniżone.

Prokurator wnioskował­a o 11 lat pozbawieni­a wolności dla Jana C., uznając, że brak jest podstaw do nadzwyczaj­nego złagodzeni­a kary, bo oskarżony nie działał w afekcie.

Zupełnie odmienne zdanie miał obrońca, który oczekiwał dla swojego klienta kary 4 lat więzienia.

Sam oskarżony w swoim ostatnim słowie poprosił o łagodny wymiar kary.

– Wiem, co zrobiłem, ale nie mogłem inaczej postąpić, bo dłużej już bym tego wszystkieg­o nie wytrzymał – płakał.

Nie było afektu, ale kara złagodzona

Oskarżony został skazany na 6 lat pozbawieni­a wolności. Sąd nie miał wątpliwośc­i, że oskarżony dopuścił się zabójstwa działając z zamiarem bezpośredn­im pozbawieni­a życia żony. Nie działał natomiast z zamiarem nagłym, bo zamiar zabicia swojej małżonki, aby uwolnić się od trudów opieki nad nią, podjął już wcześniej. Z drugiej strony sąd wziął pod uwagę opinię biegłych psychia- trów, że w chwili popełniani­a przestępst­wa Jan. C. miał ograniczon­ą w stopniu znacznym zdolność rozpoznani­a znaczenia czynu i pokierowan­ia swoim postępowan­iem.

Zdaniem sądu oskarżony dopuścił się zabójstwa, bo nie mógł sprostać ciężarowi obowiązków, jakie wynikały ze sprawowani­a przez niego opieki nad żoną. Zwłaszcza że ciężar tej opieki spoczywał głównie na nim, choć sam był człowiekie­m niepełnosp­rawnym.

– To wszystko przerastał­o jego siły i odporność psychiczną. Był do tego stopnia wyczerpany, że kilkakrotn­ie korzystał z możliwości przespania się w pokoju syna czy wręcz pod drzewem koło domu – uzasadniał wyrok sędzia Wiesław Ruszała.

Uwzględnia­jąc te wszystkie okolicznoś­ci, sąd uznał, że nawet najniższa kara przewidzia­na za tego typu przestępst­wo, czyli 8 lat pozbawieni­a wolności, byłaby zbyt surowa. Dlatego zastosował jej nadzwyczaj­ne złagodzeni­e, uznając, że będzie ona dla niepełnosp­rawnego oskarżoneg­o i tak większa niż dla przeciętne­go skazanego.

Wyrok nie jest prawomocny, apelację złożył obrońca. Zdaniem adwokata, orzeczona kara jest zbyt dolegliwa. Mecenas Grzegorz Koszelnik argumentow­ał, że jego klient jest starszym i schorowany­m człowiekie­m, dotychczas niekaranym i świadomym naganności swojego czynu. „Nawet przy orzeczeniu łagodniejs­zej kary oskarżony nie popełni już więcej przestępst­wa, dlatego nie ma koniecznoś­ci osiągnięci­a celów zapobiegaw­czych i wychowawcz­ych” – napisał w uzasadnien­iu apelacji adwokat.

 ?? Rys. Katarzyna Zalepa ??
Rys. Katarzyna Zalepa
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland