Potężne armie
Kto ma największą?
Mogą się nimi szczycić Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny, Indie i Francja. Państwa te, dzięki dofinansowanym, skutecznym i budzącym respekt armiom, są określane jako dzisiejsze mocarstwa, niekwestionowani decydenci XXI wieku w skali globalnej. Jednocześnie nie jest tajemnicą, że USA, Rosja i Chiny to naczelni dostawcy broni dla dżihadystów. Polskę sklasyfikowano w trzeciej dziesiątce – nie jest źle, bo według rankingu jesteśmy obecnie szóstą potęgą militarną Europy po Francji, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Włoszech oraz Hiszpanii. W rankingu oceniano sytuację zbrojną 136 krajów świata, w tym Irlandii, Czarnogóry i Liberii (po raz pierwszy).
W pierwszym roku swojej kadencji prezydent Donald Trump położył szczególny nacisk na siły zbrojne. Mając wyobrażenie o potencjale Rosji, prawił komplementy Putinowi („zawsze wiedziałem, że on jest bardzo inteligentny”) i zwaśnił się z Kim Dzong Unem. Kibicował stworzeniu wirtualnej Korei Północnej (poprzez Synthetic Training Environment), żeby wojsko mogło ćwiczyć symulacje militarne. Stany Zjednoczone nie są jednak jedynym krajem, który próbuje zwiększyć swój potencjał wojskowy. Na świecie w latach 2012 – 2016 dostarczono więcej broni niż w jakimkolwiek innym pięcioleciu od 1990 roku. Ranking Sił Zbrojnych
opracowany przez Global Firepower został sporządzony przy uwzględnieniu 55 czynników.
Wyłącznie analiza tych bardzo rozpiętych tematycznie danych zapewnia rankingowi wiarygodność. Są to m.in. faktyczna dostępność wojska (rozumiana jako szybka reakcja na zagrożenia kryzysowe lub wojenne), różnorodność i nowoczesność broni będącej na wyposażeniu żołnierzy poszczególnych krajów; liczba samolotów, okrętów, czołgów, wyrzutni rakiet, dział samobieżnych i holowanych, automatyzacja systemów oraz liczebność poborowych. Na pozycję w rankingu wpływa też położenie geograficzne, stan gospodarki, możliwości logistyczne, budżet przeznaczony na wojskowość, stopień uzawodowienia armii i zasoby naturalne. Państwa śródlądowe nie tracą punktów za brak dostępu do morza, natomiast kraje dysponujące marynarką wojenną – tak, w przypadku kiedy ich okręty wojenne są tego samego typu. Państwa członkowskie NATO dostają niewielką premię punktową, ponieważ – przynajmniej w teorii – w razie wojny koalicja dzieliłaby z nimi swoje zasoby. NATO to przecież sojusz militarny, gwarant pokoju w Europie.
Żeby stwierdzić na papierze, że określony naród ma gwarantujący bezpieczeństwo i liderowanie potencjał zbrojny, potrzebna jest liczna i potężna siła bojowa na ziemi, morzu i w powietrzu, wspierana przez sprawną gospodarkę na możliwym do obrony terytorium (wraz z wydajną infrastrukturą). Największą siłę militarną na świecie stanowi armia amerykańska, która liczy ponad 2 miliony żołnierzy, przedstawi- cieli populacji przekraczającej 326 mln osób. Dysponuje ona 13 362 maszynami w powietrzu, a są to samoloty: myśliwskie, szturmowe, transportowe, szkolno-treningowe, helikoptery i śmigłowce szturmowe. Na morzu na rozkaz czeka 415 okrętów, w tym 20 lotniskowców, 66 łodzi podwodnych i 65 niszczycieli. Aby skierować ludzi i sprzęt bojowy z punktu A do punktu B, amerykański generał może posłużyć się 14 strategicznymi portami i ponad 13 tysiącami lotnisk, drogami publicznymi albo liniami kolejowymi. Budżet na wojsko to 647 mld dolarów. Te liczby to rekordy pod wieloma względami.
Cieniem Ameryki w rankingu jest Rosja. Armia rosyjska z 3,5 mln żołnierzy liczebnie przewyższa tę amerykańską, a przy tym populacja jest mniejsza (142 mln). Wynika z tego, że na mniej obywateli przypada więcej wojskowych, więc statystyczny Rosjanin nie ma się czego bać. Armia ma 3914 samolotów wojskowych, 20 tysięcy czołgów, 27 tys. pojazdów bojowych i 352 jednostki pływające w służbie państwa. Najwięcej korwet (78) i statków podwodnych (62). Nakłady państwa na wydatki wojskowe zamykają się w kwocie 47 mld dolarów. Pierwszą dziesiątkę budzących respekt armii zamykają Wielka Brytania, Korea Południowa, Japonia, Turcja i Niemcy z 208 tysiącami wojaków i budżetem w granicach 45 mld dolarów.
Na czele drugiej dziesiątki stoją Włochy, a za nimi Egipt, Iran, Brazylia, Indonezja, Izrael, Pakistan, Korea Północna, Hiszpania i Wietnam. Między pierwszym a ostatnim krajem w tej dziesiątce jest przepaść. I tak armia włoska liczy 267 500 żołnierzy, a budżet przeznaczony na wojskowość musi się zmieścić w kwocie 37,7 mld dolarów. Z kolei Wietnam to blisko 5,5 mln (!) sołdatów, dla których z budżetu można wpompować najwyżej 3,4 mln dolarów. Wietnam nie ma ani jednego lotniskowca. Natomiast czempionem trzeciej dziesiątki jest Australia, gdzie do wojska zaciągnęło się 79 900 osób, które mogą korzystać z 469 samolotów, 47 okrętów oraz mają zagwarantowany budżet w wysokości 26,3 mld dolarów.
Tuż za Australią w rankingu zakotwiczyła Polska, spadając z 19. pozycji w ubiegłym roku na 22. obecnie. Spośród 38 476 269 Polaków służbę wojskową pełnią 184 tysiące. Polskie wojsko ma do dyspozycji 466 samolotów (głównie transportowych), 83 okręty, a na swoje wydatki z budżetu państwa dostaje kwotę 9,3 mld dolarów. Priorytetami polskiej armii są obrona kraju i niesienie pomocy sojusznikom. W 2032 roku Polska będzie w pełni przygotowana do ich realizacji, zarówno pod względem przedmiotowym (sprzęt), jak i osobowym (wyszkoleni żołnierze). Teraz ma mocną pozycję militarną w Europie, wybiegła przed Grecję, Ukrainę, Czechy, Szwecję, a także Szwajcarię i Norwegię, Danię, Węgry, Finlandię i Bułgarię oraz Austrię, dysponującą 170 tysiącami żołnierzy i żadnym okrętem. Dla porównania, armię Finlandii tworzy 262 tys. panów, utrzymywanych z budżetu wynoszącego 3,66 mld dolarów i uprawnionych do używania 66 samolotów ćwiczeniowych, 160 czołgów i 270 okrętów.
Dla wroga bardzo przystępnymi celami do zaatakowania są Republika Środkowoafrykańska, Salwador, Somalia, Sierra Leone, Surinam, Liberia i Bhutan, czyli kraje, którym najniżej oszacowano wskaźnik potencjału zbrojnego. Populacja Republiki Środkowoafrykańskiej to 5,62 mln mieszkańców. W szeregach zawodowego wojska pracuje 5 825 mężczyzn, którzy mogą korzystać z czterech samolotów i tylu samo czołgów. W kraju taniej bandery, Liberii, trzeba liczyć głównie na ludzi. Armię tworzy 1500 żołnierzy, którzy bezskutecznie marzą o samolocie lub okręcie, i nigdy nie widzieli czołgu z bliska. Wydatki na wojsko są znikome, ok. 10 mln dolarów.
Gorzej jest tylko w położonym we wschodnich Himalajach Królestwie Smoka, czyli Bhutanie. To kraj-miasto, liczący zaledwie 758 tys. rezydentów. Do armii jest wcielonych 7 500, nie ma żadnej rezerwy. Wyposażenie? Zawsze zależy od możliwości finansowych państwa. Dwa samoloty, dwa helikoptery, kilka pojazdów bojowych. Zero czołgów i okrętów. Kasa na wojsko oscyluje wokół sumy, jaką amerykańscy biznesmeni są w stanie wydać na własne przyjemności lub zainwestować w dzieła sztuki, np. obraz Degasa (10 mln dolarów). (ANS)