Mikrofon ANGORY
Stan wyjątkowy
„Mamy do czynienia z taką sytuacją, która chyba nie miała miejsca po 1989 r., gdzie w imieniu podłego zakazu obywatele Polski nie mogą zobaczyć, jak wygląda już nie tylko teren wokół budynków sejmowych, ale także nie mogą wejść do gmachu Sejmu” – powiedział mediom poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Jakub Stefaniak. Rzecznik prasowy ludowców poinformował o petycji, z którą jego partia zwróciła się do marszałka sejmu, by zniósł zakaz wydawania jednorazowych kart wstępu do parlamentu.
„Także część dziennikarzy nie może wejść do Sejmu i Senatu. To jest chora sytuacja. Zazwyczaj 3 maja Sejm był otwarty dla zwiedzających, teraz jest zamknięty dla obywateli” – powiedział Stefaniak. Ludowcy zwracają przy tym uwagę na ograniczenie konstytucyjnej możliwości współuczestniczenia w sprawowaniu władzy.
„Zawieszenie wydawania jednorazowych kart wstępu do Sejmu utrudni obywatelom udział w pracach zespołów i komisji sejmowych, będzie miało negatywny wpływ na wizerunek polskiego parlamentaryzmu, a także da poczucie budowania przez władze sztucznej bariery wobec Polaków. Wzywamy pana do podjęcia jak najszybszych działań mających na celu zniesienie sankcji” – napisano w petycji do marszałka sejmu.
Pod specjalnym nadzorem
Podczas tej samej konferencji prasowej inny poseł PSL Mirosław Maliszewski przypomniał, że przed Sejmem co jakiś czas ustawiane są barierki i według niego jest to symbol obecnej władzy.
„Przecież dzisiaj w Polsce nie dzieje się nic nadzwyczajnego, by było zagrożone życie czy zdrowie osób przebywających i pracujących w Sejmie. Po co więc stawiać barierki! To jest właśnie obraz dzisiejszej władzy i jej stosunku nie tylko do opozycji, co często obserwujemy na sali sejmowej, kiedy nie można nawet zadać pytania czy złożyć wniosku formalnego, ale to też obraz tego, co dzisiejsza władza robi w kontekście obietnic wyborczych. Mówili, że będą słuchać ludzi, a dzisiaj boją się tego głosu – zdiagnozował Maliszewski sytuację panującą przed Sejmem.
Referendum konstytucyjne
Coraz bliżej rozstrzygnięć dotyczących ewentualnej zmiany bądź uchwalenia nowej Konstytucji RP. W jednej z katolickich rozgłośni radiowych zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP Paweł Mucha powiedział, że brak zgody Senatu na przeprowadzenie referendum byłby zaskakujący i taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny. Chodzi o to, że Prezydent może zarządzić referendum jedynie za zgodą Senatu. A przedstawiciele Wyższej Izby są na razie sceptyczni co do tego pomysłu, zwłaszcza proponowanej daty 10 – 11 listopada tego roku.
„To jest referendum, które ma przesądzić o kierunkach zmiany polskiej konstytucji, to jest najlepsza polska tradycja, żeby w takim właśnie dniu podjąć świadomą decyzję, co do tego, jak Polska ma być ukształtowana, jak ma być ukształtowany jej ustrój, jakie prawa i obowiązki trzeba dookreślić w konstytucji. To powinno być wzmocnienie suwerenności narodu i roli referendów. Chcemy też dyskutować o sprawach związanych z prymatem polskiej konstytucji nad prawem europejskim” – powiedział minister Mucha.
Wydaje się, że przedstawiciel Prezydenta RP, świadomie bądź nie, wywiera presję na Senat. Rzeczywiście trudno sobie wyobrazić, by Izba Wyższa nie poparła Andrzeja Dudy. No, chyba że inaczej zdecyduje poseł PiS Jarosław Kaczyński. Dowiemy się w lecie.
Kampania wyborcza
W Warszawie rozgorzała walka o stanowisko prezydenta stolicy. Wprawdzie nie zostały jeszcze rozpisane wybory samorządowe, ale kandydaci dwóch największych partii już spotykają się z wyborcami. Zwróciła na to uwagę Państwowa Komisja Wyborcza, uznając działania obu kandydatów za niedopuszczalne, ale, jak powiedział szef PKW, komisja nie jest w stanie skutecznie tego zabronić. Chodzi o prawo, które pozwala na prowadzenie kampanii wyborczej dopiero po rozpisaniu wyborów.
Zarówno Rafał Trzaskowski – kandydat Platformy Obywatelskiej, jak i Patryk Jaki – kandydat Prawa i Sprawiedliwości skrytykowali stanowisko PKW.
„Nawet przed kampanią wyborczą jeździłem po Polsce, również po Warszawie, i spotykałem się z ludźmi. Nie widzę żadnego powodu, dla którego – w związku z tym, że zbliża się kampania wyborcza – politycy mieliby przestać być aktywni (...). Istotniejsze jest, czy angażuje się środki publiczne” – powiedział Jaki.
„Konsultowałem to z prawnikami i oczywiście jedno jest pewne – zakazana jest agitacja. Nikt na moich spotkaniach nie mówi, by głosować na konkretną osobę, nikt nie rozdaje ulotek, ale trudno jest zakazać posłowi rozmowy z warszawiakami” – wyjaśnił Trzaskowski.
Trudno nie zgodzić się z argumentami obu kandydatów. Zwłaszcza że politycy zawsze twierdzą, iż kolejna kampania wyborcza rozpoczyna się od razu po wyborach. W sumie każdy dzień polityka jest walką o przekonanie do siebie jak największej rzeszy wyborców.