Do Azot i nazod
OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO
Rejs Kusznierewicza dookoła świata, promujący 100-lecie naszej niepodległości, zakończył się bez opłynięcia świata, co wyszło dużo taniej. W sumie i tak planowano, że na finał żeglarz znalazłby się w tym samym miejscu, co był na początku, więc wyszło na to samo, ale znacznie szybciej.
Rejs dookoła świata bez samego rejsu może być symbolem obecnych rządów, które wyruszały zdobywać świat, ale już są znowu w tym samym miejscu, bez wyruszania.
Nie tylko nigdzie nie wypłynięto, ale czym prędzej próbują wyjść suchą nogą na ląd, który tak nieopatrznie opuścili. Coraz wyraźniej widać, że ustępstwa, jakich PiS musiał dokonać wobec Brukseli w sprawie sądów, idą tak daleko, że w ogóle nie było po co tej awantury zaczynać. Cała buńczuczna akcja PiS-u ośmieszania i podrywania zaufania do wymiaru sprawiedliwości, nie tylko niczego praktycznego nie przyniesie, ale tylko trwale zapewniła im nienawiść ciągle wpływowego środowiska. Upokorzeni, ale bynajmniej wcale nie zmiażdżeni sędziowie, już szykują na PiS łańcuchy.
Na całym pisowskim froncie następuje bezładny odwrót.
Sprawa Misiewicza – a więc tak naprawdę Macierewicza – wraca w Sieciach w nowej, znacznie poważniejszej odsłonie. Śledzenie zarówno wyczynów, jak i upadku tego człowieka nie było wcale końcem przykrości, mimo że zawsze przypominał gombrowiczowskiego, tumanowatego Parobka, który obrażał Polskę samym tym, że się nim zajmowała.
Teraz okazuje się, że to nie tylko nierozgarnięty osiłek, ale i aferzysta. Coraz bardziej desperacko prorządowy tygodnik Sieci dostał na niego jakieś kwity z ABW. Pozwolą Państwo, że nie będę próbował zrozumieć, na czym dokładnie polegały owe przekręty, bo jestem dziwnie pewny, że Państwo też nie chcą tego wiedzieć.
Ujawnianie machinacji zausznika Macierewicza w pisowskim organie jest ciekawe z zupełnie innego względu: świadczy o tym, że oddają już ostatnie przyczółki. To wielkiej kampanii wolnych mediów przeciwko tej antypatycznej nominacji zawdzięczamy to, że Misiewicz przestał nas obrażać dalej swym istnieniem, a teraz okazuje się, że i okradać. Długo broniącemu go PiS-owi, niepysznie zostaje jedynie poniewczasie do akcji dołączyć.
Co do Macierewicza, to – według Newsweeka – nawet prezes partyjnej telewizji Jacek Kurski miał wydać polecenie: „Antek do wora, wór do jeziora”.
Sporządzony przez służby specjalne wykaz oszustw i krętactw w jego resorcie to strzał w środek tarczy, za którą Macierewicz zawsze się chował: szlachetnego i bezinteresownego fanatyka. Teraz okazuje się również fanatykiem defraudacji.
Nic tak nie ilustruje wycofywania się PiS-u na całej linii, jak ślepa szarża Patryka Jakiego, aby zostać prezydentem Warszawy. Doszedł on do wniosku, że aby wygrać w tym mieście, musi być bardziej PO-wski niż sam kandydat PO i został bardziej Trzaskowskim niż jego kontrkandydat Trzaskowski, który nigdy nie był tak liberalny i postępowy, jak Jaki.
Kandydat PiS-u Jaki w ciągu jednego weekendu zdążył już zapowiedzieć, że jest za refundowaniem metody in vitro (co przegłosował na „nie” razem z całą prawicą, ale wtedy był jeszcze z Opola) oraz zadeklarować, że weźmie udział w Paradzie Równości. Jeśli mu jej wcześniej partia nie każe zakazać.
Małżeństwa gejowskiego sam jeszcze zawierać nie chce, ale gdyby miało mu to pomóc w zdobyciu ratusza, robi wrażenie, że będzie gotów. W końcu zamierza związać się z syreną warszawską, która odsłania biust, jak na Paradzie Równości, ale za to od pasa w dół ma tylko ogon. To jest gender.
Kandydat Jaki potwierdza tym to, co mu zarzucają przeciwnicy, tj. słabą orientację co do miasta. Sądząc po tym, czym chce porwać warszawiaków, widzi ich wszystkich jako perwersów i zwolenników wyłącznie alternatywnego stylu życia, co wydaje się przekonaniem mocno przegiętym.
Pokazuje jednak, jakim miastem chciałby rządzić Jaki i unaocznia tęsknoty, jakie jest miasto jego pragnień i marzeń. W tej sytuacji wszyscy geje mogą zrobić tylko jedno: poprzeć Jakiego zamiast Biedronia.
Powstaje naturalnie pytanie: po co PiS miałby rządzić Warszawą, aby realizować w niej nie swój program.
Z takim czepialstwem wystąpił właśnie Tomasz Terlikowski w tygodniku Do Rzeczy. „Dla sukcesu w wyborach samorządowych – napomina Terlikowski – głosi poglądy jednoznacznie obce Kościołowi, na którego nauczanie chętnie się powołuje” i którego określa się „wiernym synem”. Zaś „jedynym powodem, dla którego Jaki wystawia na pośmiewisko swoich kolegów (kompromitując ich stanowisko w tej sprawie – przyp. MO), jest uznanie, że tylko z liberalnymi, niekatolickimi poglądami może zawalczyć o Warszawę”. Autor zadaje dramatyczne pytanie, na które Jaki już praktycznie sobie odpowiedział: „Czy aby wygrać wybory, trzeba przyjmować lewicowy światopogląd?”.
Naturalnie lepiej byłoby zdobyć liberalnych wyborców programem prawicowym i kościelnym. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że cała procesja wtedy skręci i pójdzie w zupełnie inną stronę niż baldachim.
PiS może zdobyć władzę w Warszawie, jeśli tylko zagwarantuje wszystko to, co już jest, a nawet więcej. Jest więc gotowy przebić liberałów w przerabianiu Warszawy na liberalizm tylko po to, aby nie oddać im władzy. Będzie więc wszystko to, co dotąd plus nie wiadomo po co Jaki.
Tylko czy po to trzeba było tak daleko odpływać, żeby zawinąć do tego samego portu? Podróże dookoła świata Kusznierewicza z PiS-em kończą się jak w znanym powiedzeniu na Śląsku o cel podróży: „do Azot i nazod”.
Zmarły niedawno ks. Mieczysław Maliński (bliski przyjaciel św. Jana Pawła II) napisał książkę o osobach blisko związanych z Nauczycielem z Nazaretu, które stały się ważnymi uczestnikami jego historii: „Świadkowie Jezusa”. Wśród bohaterów książki znalazł się między innymi Judasz-Apostoł, któremu historia na zawsze przypisała „łatę” tego, który dla kasy zdradził Mistrza, a później gryziony wyrzutami sumienia się powiesił. Może to tylko literacka fikcja, ale i ciekawa „spekulacja” autora ukazująca Judasza jako człowieka, który był zafascynowany Jezusem i pewnie kochał go nie mniej niż inni uczniowie.
Jego zdrada była częścią tragicznego planu, prowokacji Iskarioty, poprzez którą chciał zmusić Mesjasza, by ten okazał swoją moc, gdy siepacze Heroda mieli się pojawić w oliwnym ogrodzie. Samobójcza śmierć była zaś karą, którą Judasz sam sobie wymierzył.
Jak można pomóc duszy zmarłego? Osoba wierząca może poprzez modlitwę wspierać jej starania o czyśćcowe oczyszczenie. Człowiek, który nie żyje nadzieją na wieczność, zawsze o zmarłym, którego znał za jego życia, może zachować dobre wspomnienie i pamięć. (kryspinkrystek@onet.eu)