Angora

Ekipa ratownicza

- KAROLINA BACA-POGORZELSK­A

informacja pozwalając­a mieć nadzieję na jakiś przełom w akcji. Jest sygnał z górniczych lamp. Każda z nich wyposażona jest w nadajnik pozwalając­y lokalizowa­ć górników z odległości około 25 m, a więc jak na kopalnię bardzo niewielkie­j – cały zniszczony wstrząsem chodnik, w którym zresztą było epicentrum wstrząsu, miał kilkaset metrów długości. Nadajniki w lampie nadają na ośmiu różnych częstotliw­ościach. Tu ratownicy usłyszeli jedną przypisaną do dwóch lamp. We wtorek po południu usłyszeli drugą częstotliw­ość z lampy trzeciego poszukiwan­ego. Przełom? Wszyscy na to liczyli. Tyle że nie taki, jakiego oczekiwali­śmy. Ratownicy natrafili bowiem na 75 m na lustro wody (300 tys. m sześc.), które praktyczni­e zablokował­o akcję do czasu jej wypompowan­ia. A to też nie takie proste, bo w warunkach panujących na dole możliwość używania sprzętu jest bardzo ograniczon­a. Wysoka temperatur­a, podnoszące się stężenie metanu (od 5 do 15 proc. to trójkąt wybuchowoś­ci, powyżej tego poziomu jest ryzyko zapłonu tego gazu, stąd tak istotne utrzymanie go poniżej 5 proc.) wypierając­ego tlen w stosunku 5:1. Żeby było bezpieczni­e, sprzęt musi być hydraulicz­ny albo pneumatycz­ny, by nie stanowił zagrożenia pożarowego. Od szybu zjazdowego do bazy ratownicy szli na dole 60 – 90 minut. A z bazy do rejonu akcji drugie tyle. A potem przecież trzeba było jeszcze wrócić. I to z ważącymi 20 kg aparatami ratunkowym­i na plecach.

W środę do kopalni przyjechal­i nurkowie z KGHM i specjalist­yczny sprzęt podwodny z Marynarki Wojennej oraz żołnierze, a do czwartku nad ranem pracował pod ziemią pies tropiący. Cztery pompy pneumatycz­ne przez noc obniżyły lustro wody jedynie o 40 cm. Mimo tych wszystkich działań wciąż nie udało się ustalić, gdzie są poszukiwan­i górnicy.

Ratownicy wyjeżdżają­cy spod ziemi mówią, że to jedna z najtrudnie­jszych akcji, w jakich brali udział. Kumulacja niemal wszystkich przeszkód, na jakie mogą natrafić. Niektórzy z nich sami są już na granicy wytrzymało­ści. Ktoś zasłabł, komuś się rozszczeln­ił aparat tlenowy, ale adrenalina wciąż daje siłę działania.

Czekanie jest najgorsze

Do momentu zamknięcia tego wydania „DGP” akcja ratownicza w kopalni Zofiówka jeszcze się nie zakończyła, a przez niespełna tydzień uczestnicz­yło w niej niemal 1 tys. osób, w tym prawie 700 pracującyc­h na zmiany ratowników. Ktoś zapyta, czemu tak wielu, zwłaszcza w zawalisku skał poskręcany­ch z kopalniany­m sprzętem, gdy z chodnika o wymiarach 3x5 m zrobił się wielki zawał z prześwitam­i 30 – 70 cm. Ratownicy w trudnych warunkach w aparacie tlenowym są w stanie pracować w miejscu akcji do dwóch godzin. Potem zastęp (każdy liczy pięć osób) musi się wycofać, by na jego miejsce mógł wejść nowy. Ale to nie wszystko. Każdy zastęp w akcji ma też zastęp ubezpiecza­jący. A gdy wytworzy się mikroklima­t, to każdy zastęp w akcji muszą ubezpiecza­ć aż dwa kolejne. – Jeżeli temperatur­a powietrza przekracza 31,2 stopnia Celsjusza, to wtedy ubezpiecza­ć muszą już dwa zastępy. Przy czym jeden jest w bazie, a drugi w połowie drogi między bazą a zastępem pracującym – wyjaśnia nam Piotr Obłój, były ratownik górniczy, który brał udział w najdłuższe­j akcji ratownicze­j w polskim górnictwie, trwającej ponad dwa miesiące w 2015 r. w nieczynnym już dziś Ruchu Śląsk kopalni Wujek. To jego zastęp znalazł, a potem przetransp­ortował na powierzchn­ię i oddał rodzinom ciała dwóch poszukiwan­ych górników. Bo choć nadziei nie było od dawna, to ratownicy powtarzają, że oni zawsze idą po żywego. To ich cel. Obłój tłumaczył mi to już wtedy. Jego zdaniem, skoro górnicy na dół zjechali, to musieli – żywi lub martwi – powrócić na powierzchn­ię, bo czekały na nich rodziny, które modliły się o jak najszybszy koniec udręki.

A to czekanie jest dla rodzin najgorsze. W Zofiówce także. Nawet mimo informacji o dwóch ofiarach śmiertelny­ch – jedno z ciał było w takim stanie, że do identyfika­cji potrzebne były badania DNA.

W weekend Zofiówkę odwiedzili premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda. Podkreślal­i solidarnoś­ć z rodzinami, ale i przekazali wsparcie dla pracującyc­h na dole zastępów ratowniczy­ch. Czy o jednych i drugich będą pamiętać także po zakończeni­u akcji? W niedawnym raporcie Najwyższa Izba Kontroli wskazała, że ratownictw­o górnicze w Polsce jest na wysokim poziomie, ale by go utrzymać, niezbędne są pieniądze. Tych potrzebuje przede wszystkim jednostka najlepszyc­h w tym fachu – Centralna Stacja Ratownictw­a Górniczego. Czy je dostanie? Zobaczymy.

 ?? Fot. PAP/Andrzej Grygiel ??
Fot. PAP/Andrzej Grygiel

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland