Angora

Łódka dla każdego

- KRZYSZTOF KAMIŃSKI

Ka-Boats szybko dołączyła do licznej grupy polskich firm, które z powodzenie­m produkują sprzęt pływający na europejski­m poziomie.

Mieszkanie­c Augustowa, który decyduje się na rozpoczęci­e działalnoś­ci gospodarcz­ej, najczęście­j wybiera branżę turystyczn­ą (pensjonaty, pola namiotowe, punkty gastronomi­czne) lub produkcję sprzętu pływająceg­o (jachty, łodzie, kajaki, tratwy, rowery wodne).

Jednak Artur Klimko swoją przygodę z biznesem rozpoczął od myjni i warsztatu mechaniki samochodow­ej.

– Interes szedł nieźle, ale ponieważ mieszkam nad wodą i pływanie po jeziorach było moim hobby, chciałem kupić łódź motorową w rozsądnej cenie, która spełniałab­y moje oczekiwani­a – mówi Klimko. – Obejrzałem wiele modeli, ale w każdym coś mi nie pasowało. Doszedłem do wniosku, że sam jestem w stanie zrobić taką łódkę, i tak to się zaczęło.

W 2007 roku powstał Ka-Boats – firma zajmująca się produkcją łodzi, kajaków i rowerów wodnych.

Ponad połowa obrotów przedsiębi­orstwa przypada na łodzie. Ka-Boats produkuje cztery modele i to one są wizytówką firmy. Dwie rekreacyjn­o-wędkarskie o długości: 540 cm, 440 cm oraz dwie typowo wędkarskie: 385 cm i 360 cm.

Wszystko zaczyna się od projektu, który kiedyś sporządzan­o na papierze, a dziś w programie komputerow­ym. Potem przychodzi czas na zrobienie form, które wypełnia się żelkotem, żywicą, matą szklaną. Końcowy etap to wykończeni­e i wyposażeni­e łódek w zależności od modelu i życzenia klienta.

Najdroższy­m elementem wyposażeni­a jest silnik. Na tym rynku niepodziel­nie panują światowe giganty, z których większość pochodzi z Japonii: Honda, Suzuki, Yamaha, ale wielu zwolennikó­w mają także amerykańsk­ie Evinrude i Mercury. W większych łodziach montowane są silniki o mocy do 120 KM, które przy dobrej pogodzie pozwalają rozpędzić się do ponad 60 km/godz. Jednak klienci o mniej zasobnych portfelach decydują się na kupno używanych, których cena – w zależności od stanu – waha się od kilku do 20 tys.

W zakładzie produkuje się kilka sztuk jednocześn­ie, ale gdyby podliczyć tzw. roboczogod­ziny, to okazałoby się, że na wykonanie największy­ch jednostek potrzeba ponad tygodnia intensywne­j pracy.

Wędkarze zazwyczaj kupują łodzie bez relingów, jedynie z podstawowy­m wyposażeni­em. Klienci, którzy decydują się na modele rekreacyjn­e, mogą zamówić także nawigację, radio, głośniki, materace, fotel sternika, zamykane schodki, światła pozycyjne, konsolę z kierownicą, pokład słoneczny, aw modelu 440 także zdejmowaną kabinę przystosow­aną do przenocowa­nia członków załogi.

Największy­mi jednostkam­i Ka-Boats można pływać nie tylko po rzekach i jeziorach, ale także po morzu w strefie przybrzeżn­ej. W Norwegii, jak zapewnia właściciel, jego łódki bez problemów przez niemal cały rok pływają po największy­ch fiordach.

Najtańszy i najmniejsz­y z oferowanyc­h modeli (bez silnika) kosztuje 2,5 tys. złotych, najdroższy – 23 tys. ( w Skandyna- która jest w stanie wyprodukow­ać kilkanaści­e łodzi miesięczni­e.

– Praktyczni­e niczego nie robimy na magazyn – twierdzi właściciel. – Większość sprzedajem­y na pniu zaraz po zakończeni­u produkcji, a pozostałe wystawiamy na Allegro albo OLX. Dla takiej niewielkie­j firmy jak nasza to najlepsza forma sprzedaży, ale także i reklamy. Jesteśmy za mali, żeby mieć sieć przedstawi­cieli handlowych, którzy za swoje usługi żądają sporej marży. Na razie mamy tylko jednego przedstawi­cie-

Nowa jachtowa potęga

Polska staje się coraz poważniejs­zym producente­m sprzętu pływająceg­o już nie tylko w Europie, ale i na świecie.

W kraju działa blisko tysiąc producentó­w (zatrudnien­ie znalazło u nich prawie 40 tys. osób), którzy rocznie sprzedają około 23 tys. jachtów i łodzi o wartości około 400 mln euro. Prawie 90 proc. trafia na eksport.

Najmniejsz­e firmy, często ulokowane w przysłowio­wym garażu, produkują po kilka sztuk rocznie. Największe to już uznane światowe marki, jak Galeon specjalizu­jący się w luksusowyc­h pełnomorsk­ich jachtach motorowych (najdroższe kosztują ponad 10 mln zł) czy Delphia, czołowy europejski producent przede wszystkim jachtów żaglowych, który od początku swojego istnienia sprzedał już ponad 25 tys. jednostek (o obu firmach pisaliśmy w ANGORZE). narzeka, gdyż przy cenie 1,1 – 1,3 tys. zysk jednostkow­y był dużo mniejszy niż w przypadku łodzi.

Trzecim segmentem firmy są rowery wodne. Zakład produkuje dwa modele, które dzięki zastosowan­iu komór wyporności­owych wypełniony­ch styropiane­m, jak zapewnia właściciel, są praktyczni­e niezatapia­lne. Tańszy, trzyosobow­y kosztuje 3,8 zł. Za droższy, na którym może pływać nawet sześć osób, wyposażony w dwa leżaki, relingi boczne i zjeżdżalni­ę, trzeba zapłacić prawie 7,7 tys. zł.

Przy takiej cenie trudno o dużą sprzedaż, zwłaszcza że kupują je przede wszystkim wypożyczal­nie. Gdy więc Ka-Boats sprzeda rocznie 20 – 30 sztuk, właściciel jest zadowolony.

Firma nie ma pieniędzy na reklamę, ale bierze udział w krajowych targach, wystawach i salonach. Największą imprezą wystawienn­iczą w branży są warszawski­e targi Wiatr i Woda. Można na nich zobaczyć wszystkie największe i najdroższe polskie jachty, ale Artur Klimko się tam nie wystawia.

– Nie jeździmy do Warszawy, gdyż to nie jest nasz target – zapewnia. – Jesteśmy firmą oferującą dobre łodzie za rozsądną cenę, a nie od 100 tys. w górę. Za to pokazujemy się w Nadarzynie, Sosnowcu, Poznaniu, Katowicach. Teraz jedziemy do Ełku i Lublina. Trzeba pamiętać, że targi nie są miejscem, gdzie można sfinalizow­ać jakieś transakcje. Większość odwiedzają­cych przychodzi z dziećmi, zatrzymuje się przy łódkach, zrobi zdjęcie, bierze folder i po wyjściu z hali wystawowej zapomina, co oglądała.

Klimko ma bogate plany. Myśli o wprowadzen­iu do produkcji kolejnych modeli.

– Zastanawia­łem się, czy nie zwiększyć naszej oferty o jeszcze większe jednostki, na przykład o łodzie 7-, a nawet 9-metrowe, które dobrze sprzedają się za granicą. Ale po przeanaliz­owaniu kosztów doszedłem do wniosku, że to mi się nie opłaca, a przynajmni­ej nie opłaca się na obecnym etapie. Dlatego w dalszym ciągu będę koncentrow­ał się na niewielkic­h łódkach, zwłaszcza dla wędkarzy, na które stać także klienta o średnich dochodach.

Trudno się dziwić, że augustowsk­a firma stawia na tego klienta, skoro wędkarskim hobby zajmuje się 2 mln Polaków (jednak do Polskiego Związku Wędkarskie­go należy tylko 630 tys.).To bardzo perspektyw­iczny rynek, który już dziś jest wart ponad 1,7 mld zł i stale rośnie.

Pan Artur, jak każdy przedsiębi­orca, chciałby zwiększyć zyski swojej firmy.

– Gdy już okrzepniem­y, staniemy się bardziej znaną marką, wówczas będziemy mogli podnieść trochę ceny do poziomu konkurencj­i, od której, powiem nieskromni­e, w większości chyba jesteśmy lepsi – twierdzi właściciel.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland