„A Way Out”
Popularne niegdyś „kanapowe granie” ze znajomymi przy jednej konsoli czy komputerze zostało zmarginalizowane przez internet. Tytułów, w które można grać na podzielonym ekranie, wychodzi dzisiaj niewiele, dlatego warto przypatrzeć się każdej produkcji, która taki tryb posiada. A szczególnie takiej, w którą nie da się grać inaczej. „A Way Out” to eksperymentalny tytuł twórców świetnie przyjętego, wzruszającego „Brothers. A Tale of a Two Sons”. Tym razem Szwedzi z Hazelight Studios proponują nieco bardziej realistyczną historię osadzoną w USA w latach 70. I tutaj najważniejsza uwaga – w „A Way Out” nie da się grać samemu. To produkcja dla dwóch i tylko dwóch graczy. Można to robić lokalnie, „na kanapie”, ale również w sieci – w takim przypadku wystarczy jedna kopia gry, co jest rozwiązaniem godnym najwyższej pochwały. Wcielamy się w rolę racjonalnego, rozgarniętego Vincenta oraz gorącokrwistego, nadpobudliwego Leo, którzy poznają się w więzieniu. Okazuje się, że trafili tam przez tę samą osobę, postanawiają więc zorganizować ucieczkę oraz zemścić się na wspólnym wrogu. Mechanika to miks interesujących zagadek kooperacyjnych oraz zadań zręcznościowych. „A Way Out” to bardzo udana nowatorska produkcja. Liczę, że więcej deweloperów pójdzie w ślady szwedzkiego studia.
Hazelight Studios
Maturzystów mamy coraz zdolniejszych. Jak na dzieci XXI wieku przystało, myślą technologicznie. Kto by tam siedział nad książkami od września, skoro wystarczy wsadzić w ucho bezprzewodową słuchawkę, a z drugiego końca ktoś mądry i porządnie wyedukowany podyktuje wszystkie odpowiedzi. Nowoczesne słuchawki są tak małe, że aż niewidoczne, więc nauczyciele, którzy nawet nie wiedzą, jak korzystać z Facebooka, nie są w stanie zauważyć, że ich uczniowie nie piszą sami matury z matmy.
Wspomagany nowoczesną technologią egzamin dorosłości nie jest tani, bo sama słuchawka to wydatek rzędu paru tysięcy złotych, więc to opcja zastrzeżona dla bananowych dzieciaków w dużych miastach. Nie wierzycie, popytajcie znajome dzieciaki – na pewno mają w zanadrzu niejedną taką historię. Tylko czekać, aż ktoś zrobi z tego jakiś zgrabny scenariusz. Polskie kino przeżywa od jakiegoś czasu renensans. Może to zasługa zdolnych filmowców, a może coraz bogatszych prywatnych producentów, którzy nie boją się inwestować swoich pieniędzy w nasze krajowe produkcje. Oczywiście złośliwi powiedzą, że najwięcej kręcimy komedii romantycznych, a te są tyleż zabawne, co banalne i w związku z tym nie warto ani ich robić, ani oglądać. Nieprawda – kino jest dla wszystkich, także dla dużych dzieci, które na ekranie chcą jedynie obejrzeć współczesną bajkę i nie oczekują od filmów intelektualnych wyzwań. Dla bardziej wymagających widzów, którzy w kinie oczekują wzruszeń i szukają odpowiedzi na ważne pytania, też się coś znajdzie. Do naszych kin wchodzi właśnie „Sobibór” w reżyserii Konstantina Chabienskiego (46 l.). Wyobraźnię rosyjskich filmowców pobudziła historia dramatycznej ucieczki kilkuset więźniów z niemieckiego obozu zagłady. Do udziału w filmie zaproszono międzynarodową obsadę, i to nie byle jaką. Jedną z głównych ról – komendanta obozu – gra Christopher Lambert (61 l.). W karierze przystojnego Francuza z amerykańskim obywatelstwem przełomowa okazała się rola Tarzana w 1984 roku, ale prawdziwą sławę zyskał dzięki głównej roli w filmie pt. „Nieśmiertelny”. Przez kilka lat tworzył piękną parę z Sophie Marceau (51 l.), jedną z bardziej znanych francuskich aktorek i byłą partnerką Andrzeja Żuławskiego. Chabienski to dla odmiany jeden z najsłynniejszych aktorów w Rosji, prawdziwa gwiazda filmowa, a opowieść o ucieczce i Sobiborze to jego reżyserski debiut. Rosyjskiego aktora i reżysera możemy zobaczyć także na ekranie, gdzie wciela się w rolę oficera Armii Czerwonej Aleksandra Pieczierskiego.
„Kamerdyner” to film, który dopiero powstaje, a wejdzie na ekrany naszych kin we wrześniu. Jego twórcy też postanowili sięgnąć do trudnej polskiej historii – opisują splątane ze sobą losy Niemców, Polaków o nim mówiono – ma ulicę w każdym z miast Trójmiasta. W czasach kiedy żył – na przełomie XIX i XX wieku – propagował polskość, a jednocześnie walczył o prawa swojego kaszubskiego narodu. Tytułową rolę w „Kamerdynerze” gra Sebastian Fabijański (30 l.). W kuluarach konferencji prasowej towarzyszyła mu Olga Bołądź (34 l.), która prawie od roku jest jego życiową partnerką. Para stosunkowo rzadko pokazuje się oficjalnie razem, i tym razem aktorka skromnie ulotniła się przed zakończeniem spotkania, by nie absorbować swoją obecnością fotoreporterów licznie zgromadzonych w kinie Iluzjon. Na pożegna-