Po nawałnicach
Tydzień na działce
Pocięte przez grad liście roślin i połamane gałązki usuwamy. Rośliny opryskujemy środkiem przeciwgrzybowym, np. Topsinem. Aby szybciej odzyskały wigor, stosujemy w formie oprysku stymulatory wzrostu (np. Asahi), które przyspieszą ich regenerację i zmniejszą stres.
Sadzimy do ziemi bulwy i kłącza niezimujących w gruncie dalii, pacioreczników, mieczyków. Wysuszone zbytnio karpy dalii można przed sadzeniem namoczyć w wodzie. Mieczyki sadzimy na głębokość dwukrotnej wysokości bulwy.
Wysiewamy do gruntu nasiona jednorocznych kwiatów: portulakę, nasturcję, maciejkę. Tę ostatnią warto posiać co najmniej trzy razy – co dwa tygodnie. Zapewnimy sobie nieprzerwany zapach przez całe lato.
Siejemy do gruntu warzywa: ogórki, dynię, cukinię, fasolę. Fasolkę siejemy gniazdowo, czyli do dołka sypiemy 3 – 4 ziarnka. Uprzednio należy ją namoczyć nawet przez dobę, najlepiej w zaprawie nasiennej. Siew powtarzamy po dwóch tygodniach, aby zapewnić dłuższy zbiór.
Własną rozsadę hartujemy, wystawiając na zewnątrz kilka dni przed sadzeniem.
Przekwitnięte tulipany ogławiamy, tzn. usuwamy torebki nasienne. Nawozimy i czekamy aż liście zżółkną – dopiero wtedy je usuwamy.
Długoterminowe prognozy pogody nie przewidują w tym roku „zimnych ogrodników”, ale nie szalejmy zbytnio z sadzeniem roślin jednorocznych. Upały też zaszkodzą młodym roślinkom. Nasza glicynia ma 11 lat. Na wiosnę jest obficie podlewana. Bardzo boi się wiosennych przymrozków, ale w tym roku udało się i zakwitła przed 1 maja. Przekwitnięte kwiaty zostawiają sporo śmieci, ale widok kwiatów wart jest sprzątania.
Pozdrawiam Roman Dadura jola.b@angora.com.pl
Jego spotkaniami z drapieżnikami bieszczadzkich lasów emocjonują się tysiące internautów. Stacje telewizyjne chcą kupować jego filmiki, zawodowi fotografowie zabiegają o to, by podprowadzał ich w miejsca, gdzie – tak jak on – będą mogli stanąć oko w oko z dzikim zwierzem. O kim mowa? O Kazimierzu Nóżce, leśniczym z Polanek.
Leśnikiem został nie z własnego wyboru, ale z nakazu ojca, który uznał, że z ośmiu synów to właśnie Kazimierz będzie tym, który musi przejąć rodzinną tradycję.
– Autobusem kursowym Ustrzyki Dolne – Sanok mama zawiozła mnie do Leska, gdzie było technikum leśne, i tam zostawiła na pastwę losu – śmieje się Nóżka. – Miałem 14 lat i to był mój pierwszy wyjazd do miasta.
Pierwszy staż, po technikum, odbył w głębokich Bieszczadach, w nadleśnictwie Stuposiany (wtedy nazywało się Łukasiewicze), w najbardziej wysuniętym na południowy wschód skrawku Polski, przy granicy z Ukrainą. Potem było wojsko. – Wylądowałem w pancernych, przy granicy na drugim końcu kraju, w Słubicach. Byłem najlepszym czołgistą wśród leśników i najlepszym leśnikiem wśród czołgistów – żartuje.
W 1982 roku zaczął pracę w nadleśnictwie Baligród. A konkretnie – w leśnictwie Polanki. Szybko awansował z podleśniczego na leśniczego. I jest nim do dziś.
Najpierw bał się lasu, potem go pokochał
Polanki to jego ukochane miejsce na ziemi. Ale przyznaje, że do tego uczucia musiał dojrzeć. W dzieciństwie las kojarzył mu się źle. Z obowiązkiem codziennego wypasania krów na leśnych polanach. – W strachu się tam siedziało, bo ludzie gadali, że po lesie wilki i niedźwiedzie chodzą.
Wyrwać się chciał z tego lasu, z chłopakami w piłkę pograć, a może i mechanikiem zostać. Ale wolę ojca trzeba było wykonać. I dziś tego nie żałuje.
– Jak się ustatkowałem, zacząłem poważnie podchodzić do pracy, to i miłość do lasu przyszła. Miłość człowieka przeważnie zaskakuje, ta też mnie zaskoczyła – uśmiecha się.
O Polankach mówi, że są najpiękniejsze w Polsce. Z bogactwem roślin i zwierząt, z niepowtarzalnym klimatem, jaki tworzą dwa przecinające je potoki, Solinka i Wetlinka, pełne uroczysk, wychodni skalnych, skałek, stromych stoków, miejsc, gdzie rzadko noga