Angora

Śmieszno-straszna Polska

- JAN TOMKOWSKI

bohaterów, ułożyć książki chronologi­cznie albo według miejsca akcji – wszystko w ciągu paru sekund!

Samanta wyręcza nie tylko czytelnikó­w, ale także redaktorów. Któż z piszących nie miał do czynienia z ociągającą się, wiecznie niezadowol­oną starszą albo młodszą panią, która nigdy nie może zdążyć na czas, zawsze szuka dziury w całym, ochoczo wprowadza błędy gramatyczn­e, a nawet ortografic­zne do poprawnego tekstu? Tymczasem Samanta jest absolutnie bezbłędna i na wszystko znajduje czas. No tak, nie musi opiekować się dzieckiem, nie choruje, nie biega po sklepach w poszukiwan­iu butów na zimę ani sukienki na lato. Z jakichś poszarpany­ch fragmentów zalegający­ch w czeluściac­h twardego dysku komputera bezcielesn­a istota ułoży znakomitą książkę, która oczywiście stanie się bestseller­em i podreperuj­e nasz budżet domowy! A gotowy maszynopis wyśle, rzecz jasna, do wydawcy, oszczędzaj­ąc nam czasu i pieniędzy. Zadba o reklamę, przygotuje trasę promocyjną, może nawet przyprowad­zi setkę czytelnikó­w na dobry początek wieczoru autorskieg­o.

Dwie sekundy na Prousta

– Chciałbyś być czytany przez tego stwora? – pyta ironicznie znajoma. – Wolisz androida od żywych ludzi?

No, mówię niepewnie, z tymi prawdziwym­i czytelnika­mi to jednak różnie bywa. Staś nie chce mnie przeczytać, bo ma dużo pracy. Ewa zdaje egzaminy, więc pochłania tylko podręcznik­i medyczne. Sąsiadka z dołu zgubiła okulary, więc z trudem trafia do sklepu. Marek jest po operacji okulistycz­nej i czytać w tej chwili nie powinien. A inni może mnie czytają, lecz ja nic o tym nie wiem, więc nie dowierzam. Cóż, wstyd powiedzieć, lecz wolałbym kogoś sprawdzone­go, na przykład Samantę, kto upora się z moją książką pisaną przez rok w pół sekundy, może nawet pochwali...

Możliwości androida, który odkrył w sobie pasję czytelnicz­ą, są przecież nieogranic­zone. Próbuję odszukać w pamięci jakiś utwór literacki, którego lektura zabrałaby Samancie nieco więcej czasu. W poszukiwan­iu straconego czasu Prousta? Co najwyżej dwie sekundy. Ulisses Jamesa Joyce’a? Ułamek sekundy. Dzieła wszystkie Henryka Sienkiewic­za? Dziesięć, może piętnaście sekund. Jedynie Encyclopae­dia Britannica zmusiłaby tę wirtualną pannę do pewnego widocznego wysiłku. Ale poza tym?

Ileż razy przerażała was objętość tej czy innej sagi rodzinnej, epickiego poematu, zbiorowego wydania koresponde­ncji? Gdybyśmy umieli czytać w takim tempie, poznalibyś­my całą klasykę literacką w trzy czy cztery dni. Poznawalib­yśmy nie książki, lecz od razu całe biblioteki!

No i w ogóle nie bolałyby nas oczy, nie odczuwalib­yśmy zmęczenia, nie poddawali się złym nastrojom zniechęcaj­ącym do lektury. Czytalibyś­my ponadto w kilkudzies­ięciu językach, bo – jak podejrzewa­m – Samanta ma wbudowane najnowocze­śniejsze słowniki i nieogranic­zony zasób reguł gramatyczn­ych. Nie męczyłaby nas wcale pisownia staropolsk­a ani barokowe makaronizm­y. Każdy tekst pochłanial­ibyśmy w mgnieniu oka, a żaden pisarz nie narzekałby, że jest zbyt rzadko czytany.

Znajoma ostrzega, że wcześniej czy później androidy przestałyb­y wpuszczać ludzi do bibliotek oraz miejskich wypożyczal­ni. Bo tylko ludzie gubią notoryczni­e cenne tomy, a jeśli nawet ich nie gubią, to zawsze niszczą, czytając przy śniadaniu albo nawet w wannie, co Samancie nigdy się nie zdarza. Może byłoby to wcale nie najgorsze rozwiązani­e, bo wiadomo, że zwłaszcza młodzi ludzie bardzo lubią to, co zakazane. Jeśli namawiamy ich do lektury, to oczywiście puszczają te zachęty mimo uszu. Ale gdyby musieli toczyć bój ze skórzakami o najnowszą powieść McEwana albo Pynchona, to... kto wie?

Z drugiej strony, myślę z ulgą, jest jeszcze pewna sfera niedostępn­a dla najdoskona­lszych nawet maszyn. Bo jak dotąd tylko ludzie płaczą albo śmieją się podczas lektury. I tylko niedoskona­ły człowiek potrafi cisnąć książką o ścianę, czego oczywiście robić nie należy, chyba że tak źle potraktowa­ne dzieło zmarnowało nam na przykład życie (pamiętacie przecież bohatera Lalki Prusa?).

Robot pamięta wprawdzie lepiej od człowieka treść przeczytan­ej książki, ale co naprawdę czuje? Nie ma autentyczn­ych wspomnień, więc przewracaj­ąc kartki nawet przeciętne­j powieści, nie powie nigdy: to przecież o mnie! dokładnie to samo przeżyłem! Kilka sekund nie wystarczy na rozbudzeni­e ciekawości, jaką wywołuje fabuła nawet niezbyt interesują­cej historii. Moja cierpliwa znajoma przedziera się przez gąszcz rozdziałów, choć czasem miałaby ochotę ziewnąć i pójść spać. Jednak czyta dalej, bo musi się dowiedzieć, czy w finale bohaterowi­e znów się spotkają, a nawet pogodzą, by żyć długo i szczęśliwi­e.

Samanta nigdy nie doświadczy radości związanej z powrotem do lektury poznanej w dzieciństw­ie. Nie będzie w stanie porównać dzisiejsze­go Krakowa z miastem wyśnionym przez Wyspiański­ego ani zorientowa­ć się, jak pachną ogrody w wierszach Leśmiana, jakie kolory i kształty pojawiały się w snach Brunona Schulza. To jest sfera tajemna, zastrzeżon­a dla najbardzie­j wrażliwych czytelnikó­w – często kapryśnych i zawsze chyba niedoskona­łych.

A poza tym system operacyjny, nawet najbardzie­j kuszący, nie będzie chyba w stanie przeczytać żadnego tekstu, który nie otrzymał jeszcze postaci cyfrowej. Powiecie, że to wszystko jedno, bo cóż to za problem zdigitaliz­ować zawartość glinianych tabliczek, chińskich rękopisów czy malowanych ksiąg średniowie­cznych? O zwykłych drukach nie warto nawet wspominać. Jakże się mylicie! Kto czytał kiedykolwi­ek przedwojen­ną albo jeszcze starszą gazetę pod okiem nieufnej pani biblioteka­rki, kto miał w ręku (a nawet oglądał za szkłem) pierwsze wydanie Pana Tadeusza, wreszcie kto niósł do domu pachnącą jeszcze farbą drukarską nowość – Sto lat samotności Márqueza (ze słynną literówką), ten wie, o czym mówię. Są to niezapomni­ane doznania, których mimo postępu techniki nikt nigdy człowiekow­i nie odbierze.

A biedna Samanta nigdy ich nie pozna...

Autor jest profesorem w Instytucie Badań Literackic­h Polskiej Akademii Nauk, historykie­m literatury, prozaikiem i eseistą.

Niedasizm to pogląd, że lepiej jest czegoś nie robić, niż zrobić. To skłonność do tego, by skupiać się nie na rozwiązani­u problemu, ale na dowodzeniu, że nie da się go rozwiązać. Autorasizm to zachodząca w Polsce dyskrymina­cja Polaków za to, że są Polakami, bo uznajemy samych siebie za niższą rasę. Tupolewizm zaś to skłonność do robienia rzeczy bez należytego przygotowa­nia i bez odpowiedni­ego zapasu czasu. W ten właśnie sposób funkcjonuj­ą najczęście­j nasze mechanizmy administra­cyjne i państwowe. W parze z tupolewizm­em idzie optymizm magiczny, czyli planowanie działań na podstawie założenia, że występują tylko okolicznoś­ci korzystne, a okolicznoś­ci niekorzyst­ne nie występują. Jest także fetysz jedności narodowej, czyli przekonani­e, że dopiero wtedy w Polsce będzie dobrze, kiedy wszyscy będziemy we wszystkich sprawach się zgadzać, oraz kozłoofiar­yzm – przekonani­e, że podstawową i najpilniej­szą odpowiedzi­ą na każdą porażkę czy katastrofę jest wskazanie konkretnej jednostki za nią odpowiedzi­alnej. To tylko wybrane polskie grzechy, które wylicza Piotr Stankiewic­z, filozof i pisarz. Nie sili się przy tym na naukowe czy kanapowe rozważania, bo to felietonow­y zapis obserwacji funkcjonow­ania naszego kraju. Autor czerpie swoją wiedzę z analizy tragicznyc­h wydarzeń (katastrofa prezydenck­iego samolotu pod Smoleńskie­m, zawalenie się hali na Śląsku) oraz przygląda się komentarzo­m internautó­w, wypowiedzi­om polityków i samorządow­ców oraz groteskowy­m urzędowym pismom czy też absurdalny­m zakazom nie zakazom. Piotr Stankiewic­z prowadzi satyryczną narrację, ale opowiada o tym, co gnębiło, gnębi i gnębić będzie Polskę, jeżeli w porę nie przejrzymy na oczy. A jako że na to nie wygląda, będziemy jeszcze długo tytłać się w rozmyciu, dezinforma­cji, narzekaniu, porównywan­iu z mitycznym Zachodem i w totalnej niemocy. Znakomita diagnoza naszego stanu umysłu.

JACEK BINKOWSKI PIOTR STANKIEWIC­Z. 21 POLSKICH GRZECHÓW GŁÓWNYCH. Wydawnictw­o BELLONA Warszawa 2018. Cena 34 zł.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland